Uwaga!

Blog zawiera treści yaoi ( męsko - męska miłość psychiczna oraz fizyczna) oraz sceny +18. Bohaterowie mają zmienione charaktery, tak jak i świat w którym żyją zmieniony jest na potrzeby opowiadania.

sobota, 27 października 2012

Rozdział 08


              Doszedł w moje usta, ale...to imię...zacisnąłem pięści. Przytulił mnie... i przeprosił...wyplułem jego spermę do spływu. Nigdy tego nie robiłem. Zawsze z chęcią połykałem, ale teraz. Odsunąłem go od siebie. Podniosłem rękę i wymierzyłem mu policzek. Nie mocny, ale też i nie za słaby.  Spojrzałem na niego wściekły. Ja się staram, żeby było mu jak najlepiej. Chcę go dobrze traktować...a on gdy jest ze mną, gdy mu robię dobrze ten...myśli o jakieś dziewczynie! Nie mogłem już tego wytrzymać. Poderwałem się na nogi. Złapałem go za nadgarstek ciągnąc go do góry nie przejmując się, że może zaboleć. Odwróciłem go tyłem do siebie i przycisnąłem do ściany. Ile razy już myślał o innych!? Ile razy...zawsze...ciągle.
                Wypluł to i odepchnął mnie od siebie, a następnie spoliczkował...Zrozumiałem czemu w zupełności...Tu nie wystarczy zwykłe przepraszam. Pociągnął mnie boleśnie do góry i przycisnął do ściany przodem. Nie mogę nawet się odwrócić...Zrobi mi to znowu...-Onisama...przepraszam-Wybąkałem ze strasznym wstydem i upokorzeniem.
                Nie chcę jego przeprosin. Po prostu nie chcę. Rozszerzyłem mu siłą nogi. Zatkałem mu usta ręką by nie słyszeć krzyku. Wszedłem w niego jednym ruchem. Po chwili odsunąłem dłoń od jego twarzy. Ruszałem się w nim chaotycznie. Nie potrafiłem się na niczym skupić. W głowie miałem pełno myśli. Miałem dość tego. Nie było mi potrzeba wiele do spełnienia. Nawet nie czułem przyjemności. Westchnąłem jedynie dochodząc w nim. Nie mam zamiaru go katować. Wyszedłem z niego i pozwalając przez dwie sekundy płynąć po mnie wodzie, wyszedłem. Wytarłem się powierzchownie i szybko ubrałem. Nie odezwałem się do niego ani słowem. Wyszedłem z domu trzaskając drzwiami.
                Rozszerzył nogi i zaczął mnie gwałcić...Chciałem krzyknąć jednak zatkał mi ręką usta...Zaczął się poruszać...Ściskałem i zaciskałem ręce czując straszny ból w odbycie...To takie upokarzające...Ale sam się o to prosiłem...W końcu skończył...Nie odwróciłem się w jego stronę. Jego nasienie zaczęło wypływać z mojego wnętrza. Wyszedł z łazienki a ja opadłem na kafelki i zacząłem płakać...Nienawidzę tego...Zasłużyłem na to...Na pewno? W końcu wie, że go nie kocham tak...To nie ważne...Ważne jest to, że ktoś kto kocha...nie krzywdzi tak...Więc...co w tobie siedzi aniki? Mam dość.
                Poszedłem na pole treningowe, tak by mnie nikt nie widział. Nadal byłem wściekły. Zacząłem się wyżywać na paliku. Gołymi rękami biłem twarde drewno, co za skutkowało szybkim krwawieniem. Nie przejmowałem się tym jednak. Dalej biłem z myślami o ototou. Czemu? Czemu? Czemu!? W końcu nie miałem już sił i usiadłem pod pobliskim drzewem. Proszę dość...niech to się już skończy. Nie wiem ile siedziałem i nie chcę wiedzieć. Ściemniło się, jednak ja nie zamierzałem wracać do domu. Po co? Do kogo?
                Po kilku godzinach nieustannego szlochu zebrałem się i wstałem...Na drżących nogach wyszedłem. Ubrałem się i wróciłem do siebie. Nadal go nie ma...Jak dla mnie to dobrze...Chodź...boże co ja zrobiłem? Nie powinienem go tak ranić...Nie powinienem...Ubrałem się...To tak skomplikowane...I znów czuje ten lęk że mnie zostawi. Usiadłem i czekałem na jakikolwiek dźwięk...To moja wina...Zasłużyłem na to jak nigdy wcześniej... Nastał wieczór, a on nadal nie wrócił...Wytarłem łzy i wyszedłem z domu. Zacząłem go szukać...Poszedłem do gabinetu...Pustka...Zacząłem szukać dalej...Spędziłem tak godzinę gdy nagle zobaczyłem go siedzącego na drzewie. Po cichu wspiąłem się na nie. Przytuliłem się do jego pleców i ledwo powstrzymałem się aby nie załkać-Przepraszam - Powiedziałem drżącym głosem-Tak strasznie przepraszam...-Dodałem po chwili a po policzkach spłynęły mi znów łzy...
                Gdy było już zimno z ziemi przeniosłem się na jedna z grubszych gałęzi. Zamierzałem tu spędzić noc. Nie chcę wracać do domu. Wszystko stało mi się obojętne. Po godzinie może dłużej poczułem jak coś, a raczej ktoś przytula się do moich pleców. Wyczułem chakre ototou i usłyszałem jego głos. Przeprasza mnie...płacze...Dłonie mnie pieką...Spojrzałem na niego przekręcając głowę pustym wzrokiem. - Mhm - mruknąłem-Wracaj do domu, jest zimno a ty jesteś przeziębiony-powiedziałem bez emocji. Po co mi one? Doprowadzają tylko do bólu. Chcę być pusty...nie czuć nic...byłoby wspaniale.
                Jest taki chłodny. Przytuliłem go do siebie mocniej. – Nie. - odpowiedziałem roztrzęsiony-Nigdzie bez Ciebie nie pójdę -A co jeśli nie wróci do domu. Co jeśli mnie zostawi samego? Co jeśli nie wytrzyma tego i zrobi sobie coś? -Aniki ja... kocham Cię naprawdę ale... -Jak powiem mu że wole kobiety tylko będzie cierpieć...Co mam mu powiedzieć.-Nie chce tego zaakceptować...-Powiedziałem i zacisnąłem ręce na jego koszuli..-To trudne...Przepraszam...nie chciałem Cię ranić...naprawdę nie chciałem...Kocham Cię braciszku-Kontynuowałem.
                Nie oderwał się ode mnie, a wręcz jeszcze mocniej mnie przytulił.-I tu tkwi problem. Że ty po prostu nie chcesz przyjąć tego do świadomości-powiedziałem obojętnie.-Nie zmuszę Cię byś to zaakceptował. Trudno. Takie życie-powiedziałem. Skumulowałem chakre i przeniosłem nas do domu. Przytrzymałem go by nie upadł na podłogę u niego. Oderwałem delikatnie jego ręce od mojej koszulki. Chciałem szybko wyjść i iść do siebie. To jeden z najgorszym dni w moim życiu.

                Do świadomości? Że ja niby też go kocham w taki sposób? Że ja...jestem mu przeznaczony? Spojrzałem przestraszony na jego dłonie. Złapałem go za nadgarstki...Chce mnie zostawić. Nie chce na mnie patrzeć...-Poczekaj tu proszę-Powiedziałem i posadziłem go na łóżku. Szybko przyniosłem mokry ręcznik. Ująłem jego dłoń i zacząłem wyjmować z niej drzazgi...Musiał być na mnie strasznie wściekły...Powinienem zostać jego zabawką i pozwalać mu na wszystko. Po policzku spłynęła mi znów łza. Szybko ją wytarłem i kontynuowałem.
                Opatrywał mi rany na dłoniach.-Czemu to robisz? Czemu mnie nie nienawidzisz? Czemu mnie szukałeś?- zapytałem patrząc na jego dłonie, które zajmowały się moimi. Płakał...znowu go zgwałciłem... i to dosyć brutalnie...a on się mną opiekuje. Dlaczego? Zaraz usłyszę odpowiedź...Teraz też spadła mu łza. Dlaczego?
                -Bo...jesteś ranny...bo to moja wina.-Załkałem i znów musiałem wytrzeć spadające po policzkach łzy...Wytarłem krew i zacząłem opatrywać mu palce bandażem. Strasznie sobie poharatał palce...Przeze mnie...Jestem obrzydliwy...-Bo Cię kocham...Jesteś moim bratem przecież-Odpowiedziałem na drugie pytanie patrząc mu w oczy...-A ty...nienawidzisz mnie teraz aniki?- Spytałem i zadrżałem ze strachu...
                Odsunąłem ostrożnie od niego ręce i go przytuliłem.-Oczywiście, że nie.-powiedziałem łagodnie.-To nie twoja wina, tylko mojej głupoty. Nie rozumiem...jak możesz mnie nazywać swoim bratem? Po tym co Ci robię?- pytałem cicho.-Nie chcę Cię ranić, ale robię to. A ty mnie kochasz...dlaczego? - zapytałem nie rozumiejąc.                   Czemu go wciąż kocham? Tak po prostu...Jest moją jedyną rodziną. Usiadłem mu na kolanach i przytuliłem się do niego mocno...Nie chce by mnie opuszczał. Nie chce by umarł tak samo jak moi rodzice. Nie wydaje się na mnie już zły...Powiedziałem imię kobiety gdy robił mi przyjemność. Zamknąłem oczy przypominając sobie to wszystko...To jest straszne...Westchnąłem-Tak po prostu...bo kocham Cię prawdziwie. To nazywa się prawdziwą miłością-Odpowiedziałem patrząc mu w oczy. Tak... to się tak nazywa...A nie iluzją... własnego egoizmu...
                Bo mnie kocha prawdziwie? Tak się nie da...prawda nie istnieje. Przytuliłem go opierając brodę o jego łopatkę. Ja też go kocham, ale inaczej. Gdy w tedy...powiedział to imię...coś we mnie pękło... serce... uśmiechnąłem się kwaśno. Ale to i tak mnie nie usprawiedliwia. -Przepraszam-przeprosiłem go szczerze. Pierwszy raz mówię mu te słowa, do tego co mu robię od...nigdy mu ich nie mówiłem...-Przepraszam-szepnąłem jeszcze raz.
                Rozszerzyłem oczy...Przeprasza mnie tak jakby to było nasze ostatnie pożegnanie. Czemu muszę być tak przewrażliwiony odnośnie śmierci? Zakręciło mi się dziwnie w brzuchu...Sam nie wiem...Jestem beznadziejną zabawką! Szmatą! Nienawidzę siebie...-Wybaczam Ci-Powiedziałem patrząc mu w oczy-I sam przepraszam.-Dodałem patrząc na niego z żalem i bólem.
                Wybaczył mi...coś takiego da się wybaczyć? Uśmiechnąłem się do niego. Naprawdę. Uśmiechnąłem. Poczułem się tak miło...dobrze.-Nie masz za co przepraszać-powiedziałem przytulając się do niego mocno. -Dziękuję- podziękowałem mu szczerze. Będę go unikał, jak najrzadziej przesiadywał w domu...by nie czuć tego do niego by go więcej nie ranić.
                Nie mam za co...-Mam-Odpowiedziałem ciężko. Podkurczyłem nogi i oparłem się całym ciałem o niego by czuć go jak najbardziej. Boli mnie tyłek i nadal mam jego nasienie w środku. Czuje je... To takie upokarzające. Jestem kompletnie bezradny...Ale dopóki mnie nie opuszcza...będę to znosić bo naprawdę kocham go...naprawdę mam tylko jego.
                Objąłem go jednym ramieniem w tali, a drugim jego ramiona.-Nie masz-zaprzeczyłem i pocałowałem go delikatnie w skroń.-Jadłeś coś?- zapytałem zmieniając temat rozmowy.
                Pokręciłem przecząco głową i spojrzałem na niego swoimi smutnymi oczkami. Po tym jak go odzyskałem nie chce się od niego odrywać. Przytuliłem go mocniej do siebie.Za nic w świecie go nie puszczę. Onisama... nie krzywdź mnie. Nie odchodź proszę. Nie chce się czuć podlej niż obecnie. Mam dość płaczu.
                Wstałem biorąc go na ręce. Nie będzie chciał zapewne zostać tutaj, więc niech idzie ze mną, mi nawet pasuje. Zszedłem do kuchni. Ja też nic nie jadłem i nieco zgłodniałem. Nie wypuszczałem go z rąk. Jakieś warzywa, kawałem mięsa. Posadziłem go na szafce obok siebie. Jest taki słodki. Wtulił się we mnie jak taki mały słodki kociak i nie chciał puścić. Miałem przestać tak o nim myśleć...ehhh Wrzuciłem wszystkie składniki do garnka z wodą. Będzie jarzynowa, zrobi nam się trochę cieplej.
                Na szczęście zaniósł mnie ze sobą...Ale potem puścił bo zaczął robić zupę...Gdy skończył dodawać złapałem go za rękę...Nie puszcze go tak łatwo. Nie pozwolę mu uciec...Ostatnio strasznie jestem przewrażliwiony na tym punkcie...A dziś biorąc pod uwagę co mu zrobiłem tym bardziej się boje.
                Uśmiechnąłem się do niego i go przytuliłem. Muszę się nacieszyć jego obecnością, bo później mi jej zabraknie. Ale muszę się od niego oddalić by go nie ranić. Tak będzie dla niego najlepiej.-Kocham Cię braciszku-szepnąłem mu do ucha i pocałowałem go w policzek.
                -Ja Ciebie też onisama- Odpowiedziałem i wtuliłem się w niego jeszcze bardziej. Zacząłem wdychać jego zapach...Gdy mi to zrobił czułem się tak jakby mnie nienawidził...Jakbym był dla niego zerem, śmieciem, zwykłą szmatą. Zacisnąłem rękę na jego ręce a drugą na koszuli. Nie chcę być dla niego rzeczą...Nie chcę by mnie nienawidził. Nie chce tego odczuwać...Chcę po prostu być z nim zawsze i wszędzie.
                Splotłem nasze dłonie ze sobą. Staliśmy...no a bynajmniej ja...tak aż nie musiałem się od niego oderwać aby zajrzeć do zupy. Przyprawiłem, pomieszałem, dodałem... i gotowe...uwielbiam jarzynową -Gotowe-oznajmiłem ototou. Nalałem na talerze i postawiłem na stole. Dwa obok siebie. Wziąłem go na ręce i posadziłem na krześle. Sam usiadłem przy nim. Poczochrałem go w sowim ulubionym geście po włosach -Itadakimasu- powiedziałem zanim zacząłem jeść.
               Zarumieniłem się gdy mnie poczochrał po włosach po czym zacząłem jeść- Itadakimas - Powiedziałem cicho i pochłonąłem pierwszą łyżkę… Mmm pycha. Kocham jarzynową mmm...-Onisama...jesteś na mnie zły?- Spytałem znów cichym głosem i na chwilę zaprzestałem konsumpcji.
                -Oczywiście, że nie-uśmiechnąłem się do niego ciepło. Wróciłem do jedzenia. Dopiero teraz poczułem jaki byłem głodny. W dość szybkim tempie pochłonąłem talerz i spokojnie czekałem aż Ita skończy.                Powoli dokończyłem danie-Dziękuje za posiłek-Powiedziałem grzecznie i zabrałem talerze i zacząłem je zmywać. Mówi, że nie... A przeze mnie się pokaleczył. Przez moją głupotę znów mnie wziął siłą... Ale i tak się cieszę, że nie zrobił tego brutalniej. Boli nadal...Ale mogło być gorzej...Narzekam choć nie powinienem. Zasłużyłem na to...Ciekawe jakby zareagowała Konan gdyby wiedziała, że mi się podoba...Zarumieniłem się na samą myśl.
                Patrzyłem jak kuśtyka. Musi go boleć...Zarumienił się uroczo...ciekawe o czym pomyślał...nie! To jego sprawa. Może myśleć o czym i o kim chce. Chociaż na tą myśl serce mi się ścisnęło.-Będziesz dzisiaj spał u mnie?- poprosiłem go. Ostatnia noc...ostatnia.
                Wyrwał mnie z myśli...Chce ze mną spać? Nie zrobi mi niczego...A jeśli nawet to jest mi już to obojętne. Kiwnąłem głową-Jasne aniki-Odpowiedziałem z lekkim uśmiechem-Kocham Cię-dodałem zwiększając go.
                Wstałem i wziąłem go na ręce.-Ja też Cię kocham, bardzo bardzo mocno pamiętaj o tym braciszku.-pocałowałem go w czółko jak za dawnych lat. Jak w tedy gdy byliśmy mali. Później też go całowałem, ale to...to już nie było to samo...Poszedłem do mnie i posadziłem go na łóżku. Przyniosłem leki i mu je podałem wraz z butelką wody. Zrzuciłem z siebie koszulkę i spodnie zostając w bokserkach. Idziemy w końcu spać, no nie?
                Połknąłem to wszystko i wszedłem pod pościel. Jestem przeziębiony więc nie mam zamiaru się rozbierać...Hmmm dziś przesadziłem i to strasznie. Skrzywdziłem go jak nigdy dotąd. Jestem straszny...Jak mogłem mu to zrobić?!Mmm jestem strasznie zmęczony...Wykańczam sam siebie.
                Wsunąłem się obok niego i go do siebie przytuliłem.-Jutro muszę iść do biura-poinformowałem go. W końcu to nie dziwne, jestem Hokage. Przykryłem nas szczelnie kołdrą. Już jutro go stracę. Już jutro to się skończy. Pogłaskałem mu czule główkę.
                Zdziwiłem się tym trochę, bo zawsze jak jestem chory siedzi przy mnie...Ale może coś musi zrobić...Szkoda...Chciałbym iść z nim. Podkurczyłem trochę nogi i przytuliłem go do siebie mocniej-Mogę iść z Tobą?- Spytałem patrząc mu w oczy z czułością.
                -Jesteś chory, musisz się wygrzać.-powiedziałem również z czułością. Mówię prawdę.-Postaram się wrócić jak najwcześniej-jak najpóźniej dodałem w myślach. Moja chwila prawdy się skończyła.
                -To niesprawiedliwe. Chcę być z Tobą-Powiedziałem patrząc na niego żałośnie. Nie chcę siedzieć tutaj sam. Nie chcę by mnie zostawiał. Wiem że zachowuję się dziecinnie ale jestem teraz w rozsypce psychicznej...Potrzebuję go.
                -Wiesz, że wolałbym być z tobą. Ale niestety mam swoje obowiązki-to prawda. Moim obowiązkiem jest chronienie go...chociażby przede mną.-Chodźmy już spać. Szybko zleci zobaczysz-powiedziałem nadal głaszcząc go z czułością po główce.-Itachi? Mam prośbę-powiedziałem cicho.-Wiem, że nie chcesz...ale proszę...pozwól mi się pocałować, tylko ten jeden raz-poprosiłem go nie patrząc mu w oczy.
                -Ale ja...chcę tego-Odpowiedziałem patrząc mu w twarz. Zbliżyłem się do niego...Ten jeden raz? Mówi tak jakby to miał być ostatni raz? Aż tak bardzo go zraniłem? Nienawidzę siebie...Lepiej by było gdyby mnie nie było na tym świecie. Co raz częściej tak sobie myślę.
                Chce? Nie, nie prawda. Mówi tak by mnie nie zranić. Przytknąłem swoje wargi do jego. Przejechałem po nich językiem, a on mnie wpuścił do siebie. Wślizgnąłem się do jego ust. Delikatnie pieściłem jego podniebienie i policzki. Całowałem go spokojnie, biorąc i dając jak najwięcej. Ostatni...ta myśl non stop chodziła mi po głowie. Smakowałem jego słodkich warg. Ucieszyłem się gdy mi oddał pocałunek.
                Oddałem mu pocałunek..Wplątałem dłoń w jego włosy...Mmm...przyjemnie. Zamruczałem w pocałunku i dalej kontynuowałem. Całuję się z własnym bratem...Może powinienem naprawdę zaakceptować to i...po prostu być z nim w taki sposób? Móc go dotykać w taki sposób? Pozwalać się dotykać...Ale...ja się tego boję...ale chcę...Nie wiem...Przyjemnie mi...
                To wspaniałe...szkoda, że jedyny nasz taki pocałunek...pierwszy którego oboje tak naprawdę chcemy...a bynajmniej on sprawia takie wrażenie, bo wiem, że udaje. W końcu odsunąłem się od niego. Pocałowałem go w policzek i leciutko się do niego uśmiechnąłem -dobranoc- powiedziałem cicho, przytulając  go i zamykając oczy.                 Odwzajemniłem uśmiech. Oplątem mu szyję-Dobranoc braciszku...kocham Cię najmocniej na świecie-Mruknąłem z uśmiechem i zamknąłem również oczka...To prawda...nikogo bardziej nie kocham. Może faktycznie powinienem zastanowić się nad uległością?
                -Ja Ciebie też-wtuliłem twarz w jego szyję i usnąłem. Obudziłem się nad ranem. Była godzina szósta dwanaście. Spojrzałem na śpiącego Itachiego. Od dzisiaj tylko taki widok mi pozostanie. Przejechałem opuszkami palców po jego policzku. Uśmiechnąłem się czule.-Kocham Cię-szepnąłem całując go w czółko. Wyplątałem się delikatnie z jego objęć i cmoknąłem go w usta tak by się nie obudził. Wziąłem cicho szybki prysznic. Ubrałem się i po spojrzeniu ostatni raz na niego wyszedłem z domu. Poszedłem od razu do biura. Tam będę teraz spędzał swoje dni...



Jesteśmy rozczarowane! Bardzo! Tylko jeden komentarz!? Wiem, że błędów jest nadal od groma, ale sprawdzałam to już cztery razy. My opowiadanie mamy zakończone. Napisane całe. Jest mało opowiadań ItaSasu, SasuIta więc postanowiłyśmy dodać by ktoś mógł coś poczytać z tym paringiem. A tu co? Nico! Nikt nie czyta! Robimy protest i następny rozdział pojawi się, gdy będzie co najmniej  7 KOMENTARZY !!!

ELISHA Dziękujemy Ci z całego serca, że jesteś. Mamy nadzieję, że nadal będziesz komentowała :) W liceum jest słabo xD 20 osób mnie nienawidzi w klasie, która ze mną liczy 28 xD 


O i jeszcze dla zachęty w następnych rozdziałach będzie kot ( z tym wiąże się spadnięcie z krzesła, bo... no zobaczycie xD), porwanie, próba samobójstwa, nie wiem czy udana, czy nie, "wyprowadzka" i inne rzeczy. Narka.