Uwaga!

Blog zawiera treści yaoi ( męsko - męska miłość psychiczna oraz fizyczna) oraz sceny +18. Bohaterowie mają zmienione charaktery, tak jak i świat w którym żyją zmieniony jest na potrzeby opowiadania.

sobota, 18 sierpnia 2012

Rozdział 6





Pomarańczowy to Sasuke. 



Próbował mnie wypchnąć ze swoich ust, ale ja nawet na to nie zareagowałem. Ocierałem swój język o jego pobudzając go powoli...może on się tym brzydzi, ale jego ciału się to podoba. Pchnąłem go do tyłu i zawisłem nad nim. Oderwałem się od niego gdy zabrakło nam powietrza.-Nie ładnie się mnie nie słuchać, szczególnie w tedy, gdy chcę dla Ciebie dobrze - wyjaśniłem mu. Jedną ręką trzymałem go za  nadgarstki by się nie wyrywał, a drugą wsunąłem mu pod koszulkę i delikatnie głaskałem jego tors.                
 Jęknąłem mimowolnie gdy zaczął dotykać mi klatki piersiowej...Zrobiłem się czerwony na twarzy - Onisaama... przestań - Mruknąłem i zacząłem się trochę wyrywać. Tak strasznie mi gorąco...Zacząłem szybciej oddychać...-Nie...-Jęknąłem kolejny raz gdy zaczął bawić się moim sutkiem.
                Ślicznie jęczy. Mmm mógłbym słuchać go godzinami. Podciągnąłem go do góry samemu też głębiej wchodząc na łóżko. Sięgnąłem do jak zwykle szafki, w której miałem przyszykowany pasek. Drugi raz w tym tygodniu przywiązałem go do poręczy. Ale pierwszy raz u mnie...to plus. Wcześniej zdjąłem z niego koszulkę. Spojrzałem w jego oczy. Nie uśmiechałem się...nie miałem do czego. Językiem zacząłem znaczyć mokry ślad po jego szyi w dół do sutka.              

   Zdjął mi szybko koszulkę i przywiązał do poręczy...Cholera...Nie...Pisnąłem przestraszony. Zacząłem jęczeć głośniej gdy zaczął lizać mi skórę...Mój oddech stał się głośny...Szarpnąłem rękami lecz to tylko zabolało moją skórę...Zacząłem odchylać swoje ciało by jakoś odczepił się ode mnie, ale to nic nie dało -Nie. Zostaw mnie ahh. - Zajęczałem cicho...Nie...
                Cudownie...Nie zważałem na jego protesty. Pomału starałem się pobudzać jego ciało. Przejechałem palcami po jego boku, aż zatrzymałem się dopiero na jego kroczu. Masowałem je delikatnie przez spodnie. Ojj bo ja się podniecę, a nie on i będzie problem... z pasją dalej lizałem mu sutki, tym razem drugi.               

  Odchyliłem głowę z przyjemności i zajęczałem głośno, gdy zaczął dotykać mi krocza – Aniiiiki - Zajęczałem gardłowo...Nie wolno mi się poddać temu uczuciu. Nhhh jestem osłabiony...-Nie...onisama... nie dzisiaj... mh...ahhh... - Zajęczałem znów głośno jakoś nie potrafiąc zapanować nad swoim ciałem... Jestem tak strasznie podniecony. Spojrzałem na jego twarz... Liże mnie ahhh.
                Stwardniał...uśmiechnąłem się do siebie. Podniosłem głowę do jego ucha - Nie będzie dzisiaj tego "najgorszego", spokojnie - powiedziałem liżąc mu płatek. Zjechałem językiem do jego szyi później torsu i do pępka. Dalszą drogę przerwały mi jego spodenki. Pomału nie spiesząc się odpiąłem mu pasek, a później zacząłem ściągać je z niego.           
      Nie będzie? Nie będzie mnie pieprzyć? Ale czuję przyjemność z tego więc jest źle...Zajęczałem znów czując na swoim ciele jego język - Onisama...ahh - Przymknąłem powieki i odwróciłem od niego zawstydzony spojrzenie. Zaczął odpinać mi spodnie...Znów będę przed nim obnażony-Nie chcę...tak strasznie tego nie chcę - Wybąkałem zmroczony przyjemnością i gorączką...Rozluźniłem trochę ciało wiedząc że nie będę czuć bólu.
                - Ciii to tylko twoje ciało...to normalne reakcje-szepnąłem mu do ucha. Pocałowałem go w usta i zjechałem znowu na dół. Zdjąłem z niego spodenki wraz z bokserkami do jego kolan. Oblizałem jego męskość przygryzłem jego żołądź i wziąłem go do ust poruszając miarowo głowa.
                Ma racje... Ale tak mi wstyd...Nie potrzebuję tego...Oddałem mu delikatnie pocałunek cicho pojękując...Zszedł do mojego członka...Odchyliłem głowę do tyłu i zacząłem jęczeć głośniej -Aniki...nie...nie chcę czuć tego ... Mhhh ahhh...oniiiisama...ahh...
                Nie słuchałem się go tylko oczekiwałem jego spełnienia. Będzie zmęczony i szybciej zaśnie. W końcu poczułem jak moje usta wypełniają się słodkawą cieczą którą z chęcią połknąłem.
                Doszedłem w jego ustach. Jęknąłem, a z upokorzenia poleciała mi samotna łza. Opadłem na pościel...-Onisaaama rozwiąż mnie-Mruknąłem cicho cały zawstydzony.
                Podciągnąłem mu ciuchy do góry by nie był nagi. Przykryłem go kołdrą. Niech idzie spać. Wiem, że jest zmęczony i źle się przeze mnie czuje, ale musi leżeć, a to był taki mój sposób by go do tego zmusić. Pogłaskałem go po włoskach - Idź spać-mruknąłem cicho i go odwiązałem.
                Podniosłem się i przytuliłem się do jego ciała-Nie idź proszę-Pisnąłem dziwnie przestraszony i zacząłem łkać w jego klatkę piersiową...Przytuliłem się do niego bardzo mocno...Głowa strasznie mi pęka.
                Zdziwiła mnie jego reakcja. Przytuliłem go jednak wsuwając się pod kołdrę. Objąłem go mocno.-Nie pójdę, nie opuszczę Cię.-powiedziałem głaszcząc go uspokajająco po główce. Wtulił sie we mnie i płakał. Szkoda, że płacze...szkoda, że sprawia mu to tyle bólu. Pocałowałem go delikatnie w skroń.
                - Onisama - Załkałem i przytuliłem się do niego jak najmocniej się dało. Wytarłem swoje łzy...Czemu muszę przez to przechodzić? Czemu? Kiwnąłem głową na jego słowa...Pasek leżał gdzieś już na ziemi, a ja przytulałem się do niego...Jak suka po stosunku... -Kocham Cię-Wyszeptałem nie patrząc na niego.
                Nigdy aż tak nie płakał...może tak się zachowywał gdy już wychodziłem? Nie chce go ranić! Wtuliłem twarz w jego szyję.-Ja też Cie kocham. Bardzo...za bardzo Ita - powiedziałem z bólem.-Przepraszam-Wyszeptałem i zamknąłem oczy.
                Mhhh nie chcę tego czuć...Nie chcę... -Aniki...przepraszam-Powtórzyłem żałośnie...-Nie karz mnie więcej...proszę-Załkałem ponownie i znów zacząłem się rozklejać. Mam dość..Mam dość...
                To było jego karą...chciałem by szybciej poszedł spać...a nie karać go...nienawidzę siebie, że mu robię coś takiego, czemu nie umiem się powstrzymać!?-Już dobrze.-starałem się go uspokoić-Nie będę-wyszeptałem choć ledwo mi to przeszło przez gardło.          
       Nie będzie? Naprawdę już nie będzie mnie karać? Nic na to nie powiedziałem...Pewnie i tak nie dotrzyma słowa...Uspokoiłem się...Nie chcę go puszczać. Nie chcę mu dawać powodu do złości...Nie chcę robić rzeczy przez które rodzice znienawidzili by mnie. - Arigatoou...-Wyłkałem... i zacząłem oddychać spokojniej...Dotknąłem czołem jego skóry...Tak strasznie mi gorąco..
                Podziękował mi...to tak...brzmi tak...czuję się jakby był moją zabawką i dziękował, że dzisiaj było lekko...on nie jest moją rzeczą... ja naprawdę go kocham.-Nie musisz dziękować-uśmiechnąłem się do niego delikatnie.-Kocham Cię ototou wiesz? - zapytałem tuląc go do siebie. Dotknąłem jego czoła. Ma naprawdę wysoką gorączkę.               

 -Wiem. Ja Ciebie też aniki - Pociągnąłem nosem i wytarłem łzy...-Przepraszam...mmm...-Dodałem zachrypniętym głosem.-Będziesz przy mnie zawsze? - Zadałem pytanie czując się nagle w tym wszystkim strasznie samotny. Mam tylko jego...Mmm kołuje mi się w głowie i dziwnie już mówię...
                Pogłaskałem go po główce-Nie masz za co przepraszać-powiedziałem łagodnie-Jeśli chcesz i jeśli się zgodzisz to zawsze będę przy tobie. Cokolwiek by się nie stało-odpowiedziałem. On przecież tego nie chce...mówi o mnie jedynie jak o bracie...ale nie mogę być zawsze z nim...kiedyś będzie miał dziewczynę, narzeczoną, żonę...nie chcę tego, chcę by zawsze był blisko mnie, ale to niemożliwe, on nie jest gejem...-Chciałbym być z Tobą do końca życia - powiedziałem cicho do siebie.              

   Do końca życia ze mną? Spojrzałem w jego smutne oczy...Położyłem mu rękę na policzku i podnosząc się lekko pocałowałem go w usta bardzo nieśmiało. Przymknąłem oczy...Strasznie źle się czuję...Co ja robię...Mam tylko jego...Nie chcę by mnie porzucił. Nie chcę stać się niepraktyczny...Nie chcę tego...
                Spojrzałem na niego w szoku-I..itachiii-szepnąłem...czemu on to zrobił? Przecież nienawidzi tego...brzydzi się, więc czemu...ja nie chcę by on cierpiał...nie chcę, chcę być z nim, ale nie chcę by cierpiał...wiele razy okazywał mi jak bardzo boi się i jak bardzo go ranię swoim dotykiem. Przytuliłem go z mętlikiem w głowie.               

  -Obsesja...-Wymruczałem pod nosem myśląc o miłości aniki - Wiesz... mamy tylko ciebie i boli mnie głowa-Wybąkałem bezsensu i zamknąłem oczy-Ludzie są nienormalni...Mam dość...Mam tylko Ciebie...Kocham Cię...-Dodałem i już nic więcej nie widziałem. Straciłem kontakt z rzeczywistością.
                Nagle zemdlał...Ma racje mam obsesję na jego punkcie. Ma dość mnie, tego co mu robię, ale kocha mnie, bo tylko ja mu zostałem...a gdyby miał jeszcze kogoś...nienawidziłby mnie...tak to musi kochać...Przytulałem go dalej aż i ja usnąłem. Obudziłem się w nocy. Jest trzecia. On nadal śpi. Ma rozgrzane czoło. Zrzuciłem z siebie ciuchy zostając tylko w spodniach. On i tak był bez koszulki. Przykryłem nas kołdrą. Jestem ostatnia osobą która mu została, jego starszym bratem, tak bardzo go ranię...nie ma nikogo więcej...a ostatnia osoba jaką ma...gwałci go...a on musi ją kochać. Po policzkach płynęły mi swobodnie łzy. Nie chciałem by to tak było...nie chciałem. W końcu gdy sie już przejaśniało usnąłem.
                Obudziłem się rano trzęsąc się z zimą. Nadal mam gorączkę...A Sasuke śpi. Zacząłem ciągnąć go za rękę. - Onisama...Onisama...obudź się. Źle się czuję-Wyszeptałem zaniepokojony, że mi nie przeszło potrzebuję czegoś przeciw gorączkowego. -Aniki proszę obudź się-Powtórzyłem drżącym głosem.
                Jak zza mgły doszedł do mnie głos Itachiego. - Później braciszku-mruknąłem przez sen. Mieliśmy iść właśnie na trening, ale musiałem iść do Hokage...by dowiedzieć się o rozkazie. Nagle prawda do mnie dotarła. To już się wydarzyło...otworzyłem oczy i spojrzałem na przestraszoną twarz mojego braciszka. -Ototou? - Przetarłem oczy.-Co się stało? - zapytałem.
                Spojrzałem na jego oczy. Są czerwone...Płakał ? Ale czemu? Przeze mnie? Zabolało mnie serce...Dotknąłem drżącą od zimna dłonią jego policzka.-Strasznie źle się czuję..Gorączka mi nie spada-Westchnąłem nie zamartwiając się o niego. Jakoś teraz wszystko jest bez sensu...Moje myśli tłoczą się...Wszystko jest nie jasne. Majaczę chyba.
                Ma zimne dłonie...i dotknął mojego policzka...w poszukiwaniu ciepła? Dotknąłem jego czoła. Ma naprawdę wysoką gorączkę - Zaczekaj-powiedziałem i wypuszczając go z objęć wszedłem do łazienki. Z apteczki wyjąłem kilka tabletek. Zaniosłem je do pokoju. Podałem je Itachiemu pomagając mu przepić proszki wodą z butelki. Wróciłem do toalety i nalałem do miski letniej wody, by nie doznał wstrząsu. Wziąłem mały ręcznik i zamoczyłem go.-Połóż się-poprosiłem go gdy byłem już w sypialni.             

                Wykonałem jego polecenie i po połknięciu położyłem się na plecy. Przyłożył mi zimny okład w ręce-Zimno mi aniki- Zadygotałem patrząc prosząco mu w oczy...Czuje sie tak strasznie bezradnie i słabo...Jak dziecko...Jestem beznadziejny...Zawsze byłem.
                Postawiłem miskę na szafce i wsunąłem się pod kołdrę. Objąłem jego ciałko ramieniem przyciskając jego bok, z racji, że nie mógł się obrócić, do swojego torsu. Położył okład na czole. Wziąłem jego dłonie w swoją i zacząłem je rozgrzewać. Rozgrzałbym go szybko...ale ma gorączkę, wiec lepiej nie i on tego nienawidzi.-Spróbuj iść jeszcze spać-powiedziałem łagodnie.
                -Nie mogę-Jęknąłem i przybliżyłem się jak tylko mogłem do jego ciała...-Głowa mnie boli. - Nie dam rady...Aaa zimno mi...Mógłby się na mnie położyć i tak mnie ogrzać.- Onisama...-Zadygotałem-Płakałeś przeze mnie?- Spytałem ze strasznym poczuciem winy i kichnąłem.
                Skąd...oczy...zapomniałem. Musiałem mieć czerwone oczy. Uśmiechnąłem się do niego ciepło-Nie, Oczywiście, że nie przez Ciebie-powiedziałem spokojnie. Jakbym chciał się wykręcać, że nie płakałem, by się skapnął od razu. Ale naprawdę nie przez niego. Przez swoja głupotę...
                Pokręciłem głowę-Możesz się na mnie położyć?- Spytałem z załzawionymi oczami. Tak strasznie mi zimno. Tak straszni potrzebuję ciepła...Mam co raz większe dreszcze... Ciekawe jakby to było gdybym umarł? Ciekawe czy jest coś po śmierci. Ciekawe, czy ktoś by sie przejął. Ciekawe jakby zareagował aniki...Chciałbym to wtedy zobaczyć...Wszystko tak z boku...Nie zobaczę nigdy.
                Zdziwiła mnie jego prośba. Zimno mu, to dlatego. Zrobiłem to co chciał. Objąłem go ramieniem by było mu cieplej. Szczelnie opatuliłem nas kołdrą i przywarłem do niego. Starałem się na nim nie leżeć całkowicie, by go nie przygnieść. Drugą ręką się podtrzymywałem.
                Wykonał bezwzględnie moje polecenie na co uśmiechnąłem się. Jest mi tak ciepło teraz..Zacząłem dotykać mu nagiej klatki piersiowej dłońmi...Tak cudownie ogrzewa mi ręce. Mruknąłem z przyjemności. Przymknąłem oczka. Teraz tylko został mi ten nie miłosierny ból w głowie...-Co się stało Sasuke?- Spytałem czując wystarczający komfort by zatroszczyć się o niego.
                Miałem ochotę jęknąć gdy zaczął mnie dotykać. Pierwszy raz coś takiego… Zagryzłem jednak wargę, nic się nie odzywając. Zatopiłem twarz w poduszki obok jego głowy.-Nic się nie stało.-odpowiedziałem przekręcając szyję tak, bym mógł mówić i oddychać.       

          Nic się nie stało? Przybliżył się bardziej więc trochę mi było trudniej ogrzewać sobie ręce o jego klatkę piersiową. Zjechałem dłońmi na jego plecy jadąc po jego bokach. Nie chcę się od niego odrywać i tracić tego ciepła.-Kłamiesz aniki- Westchnąłem zmartwiony i zerknąłem w lewo na jego twarz...Co mu jest teraz? Zagryzł wargę. Podniosłem rękę i dotknąłem bardzo nieśmiało jego ust. Szybko jednak oderwałem dłoń i wróciłem do masowania mu pleców, a tym samym ogrzewania sobie dłoni. W jego oczach jest pożądanie? Przestałem ruszać dłońmi- Aniki... jesteś zbokiem- Mruknąłem i zaczerwieniłem się na twarzy.
                Prychnąłem zirytowany. Nie moja wina, że tak bardzo reaguję na jego dotyk. Że też tak bardzo go pożądam...-To nic ważnego-dla Ciebie nie powinno być bynajmniej.-Przecież nic Ci nie robię, więc o co Ci chodzi?- mruknąłem. Ma takie delikatne dłonie...ahh żeby on mnie kochał, tak jak ja jego...to tylko moje marzenie...a jak wiadomo one się nigdy nie spełniają.            

     O co mi chodzi.-Taa...-Mruknąłem z uśmiechem.-Wiem o czym myślisz.To wystarczy-Zaśmiałem się i zdjąłem z niego ręce.Położyłem je zewnętrzną stroną na jego szyji. Czuję się jakby był moim pluszakiem...Chociaż ta pozycja jest dziwna...Chociaż przeważnie siedzę mu na kolanach i wtedy...albo od tyłu i moje ręce są związane...Wtedy jest zły i brutalny...Wtedy boli najbardziej ale przynajmniej nie czuję przyjemności.-Hmm... wiesz... to na tyle ważne, że płakałeś więc chcę wiedzieć czemu cierpisz.Martwię się o Ciebie bo Cię kocham-Powiedziałem szczerze z troską i czułością.
                -Ha ha ha bardzo śmieszne. Ja sobie ciała nie wybierałem i nie wybierałem jak ma reagować-mruknąłem niezadowolony. Nie mogę mu powiedzieć...nie powinien o tym wiedzieć. Spojrzałem na niego z czułością-To nic takiego ototou, nie musisz się martwić, ale dziękuję za troskę.-Złożyłem delikatny pocałunek na jego policzku. Nie będę go ranił...chociaż to jest takie ciężkie...           

      Pocałował mnie w policzek.Nawet to dziwnie poczułem...Moje ciało reaguje tak samo na niego dziwnie, ale to pewnie przez to że wiele razy pieprzył mnie i dotykał...Nie zliczył bym nawet tego.Ciało... No tak...Kręcę go i to silnie...Kręcę go tylko ciałem.O czym ja myślę!-Nie zadawala mnie taka odpowiedź-Odpowiedziałem patrząc w jego oczka.Zacząłem gładzić mu policzek dłonią
                Westchnąłem-Widzisz Ita...to nie jest takie proste. I po prostu...lepiej będzie gdy nie będziesz wiedział-uśmiechnąłem się do niego czule. To takie przyjemne...czemu nie może mnie tak częściej dotykać? Bo się brzydzi...A teraz co czuje? Ciekawe...nie zmuszałem go do niczego...
                Nie takie proste.Nie ufa mi.. Skrzywiłem się słysząc jego słowa-To boli-Mruknąłem niezadowolony i zmarszczyłem brwi-Powiedz mi proszę.Dobrze wiesz że możesz mi zaufać.Jestem twoim bratem...Dobrze wiesz, że Cię nie zranię-Konytnuowałem w poruszeniu.Lepiej żebym nie wiedział?To tak  jakby to dotyczyło mnie...To tak  jakbym robił coś źle albo chciał mnie zostawić.To straszne.Boję sie.
                Nie powinienem mu mówić....będę obrzydzał go jeszcze bardziej... dotknąłem mokrego ręcznika na jego czole. Już ciepły. Nie patrzyłem mu w oczy. Biłem się z myślami. Powiedzieć...powinien wiedzieć...nie, wcale że nie...Odsunąłem się odrobinę od niego. Podniosłem się i namoczyłem od nowa materiał kładąc mu na wciąż ciepłym czole. Mam dość już ukrywania tego.-Powiedz Itachi...co o mnie myślisz...-Zapytałem...-nie chwila nie tak...tylko powiedz szczerze...tak jak czujesz...kim dla mnie jesteś?- Zadałem inne pytanie. Wiem, że może mu się wydawać to dziwne, ale chcę znać odpowiedź. Spojrzałem mu w oczy.




 I jak? Podobało się? Kolor pasuje? Przepraszamy za wszelkie błędy i że tak późno dodałyśmy, ale obie byłyśmy zabiegane. Następy pojawi się szybciej jeśli będzie tyle komentarzy.

Elisha- Bardzo nam miło. Ja też żałuję czasami, że właśnie w taki sposób się nie kończy. 


Rika-chan - Wcześniej był na onecie, ale za bardzo mnie wnerwił. Cieszę się, że Ci się podoba. Ano chciałyśmy coś czego jeszcze nie ma na necie ^ ^ Mam nadzieję, że teraz już się nie będzie mylić :] Na moim blogu też się każdy mylił xD 

Kika - To dobrze, że jeszcze nie ma takiego pomysłu ^ ^ Cieszę się, że Ci się podoba. 

Nina - Ja się nie spodziewałam, że będą takie miłe komentarze i że się spodoba komuś :) Cieszę się, że wciągnęło Cię. 

Wszystkim dziękuję za komentarz! Następny rozdział i następny i następny... już napisane ( tylko nie zbetowane). Zapraszam do komentowania!

Powiadamiam tylko przez gg, jakby co. 

poniedziałek, 6 sierpnia 2012

Rozdział 5


                Wszedłem do siebie, a później do swojej łazienki. Wziąłem z apteczki odpowiednie leki i wróciłem do części sypialnej. Położyłem go na łóżku. Z szafki obok wyciągnąłem butelkę z wodą truskawkową. Podałem mu leki. - Nie mam kubka, więc musisz popić tak. -powiedziałem podając mu napój. Przykryłem go kołdra i sam też się wsunąłem pod pościel kładąc się na boku przy nim.
                Zaniósł mnie najpierw do łazienki, a potem do pokoju, gdzie położył mnie na swoim łóżku. Podał mi tabletki, a potem butelkę. Połknąłem, a następnie położył się obok... Przytuliłem się do niego. Nic mi nie robi...Zupełnie tak jak wtedy w nocy... Mogłoby być tak codziennie. - A Tobie nie jest zimno aniki? - Spytałem cicho.
                Przytuliłem się do niego. - Nie. Mi jest ciepło-przy nim miałoby mi być zimno? Brak takiej opcji.-Zimno Ci przez chorobę.-dodałem całując go w czubek główki-Spróbuj się przespać, mało spałeś-okryłem jego plecy szczelniej kołdrą.
                - Mhm... Tylko mnie nie molestuj, bo się jeszcze zamknę w sobie-Zaśmiałem się i zamknąłem oczy-Ja Ciebie też kocham aniki...Dobranoc-Mruknąłem i przytuliłem się mocniej. Po chwili już widziałem otaczającą mnie ciemność...Sen rozpoczął się...
                Pocałowałem go w czoło...lubię go całować...jego skórę...czuć ten zapach...nie stop! Nie mogę o tym myśleć. Przytuliłem się do jego ciała i zapadłem w niespokojny sen. Sam nie wiem co mi się śni...boję się...czuję żal i rozpacz...ale dlaczego? Co się dzieje? Gdzie ja jestem? Ciemne ściany, wilgoć nikłe światło biegnie w moją stronę...
                Obudziłem się w nocy na jęki mojego brata. Otworzyłem oczy widząc że rzuca się po pościeli...Obudził mnie mm...Zdenerwowany usiadłem mu na biodrach i położyłem ręce po obu stronach głowy...Czując mój ciężar powinien się obudzić...Grrr jak mi zimno. Przykryłem się pościelą szczelniej.
                Gwałtownie się przebudziłem czując, że ktoś jest przy mnie, a raczej na mnie. Otwarłem szeroko oczy. W świetle księżyca rozpoznałem mojego braciszka. Strach ustępował, wszystkie negatywne emocje pomału znikały. Skąd to się wzięło? - Ototou - wyszeptałem i przyciągnąłem go do siebie przytulając mocno. Tak w ogóle to czemu on na mnie siedzi?
                Nagle wypowiedział moje imię i mnie przytulił... Właściwie to dziwna pozycja...Zarumieniłem się uświadamiając to sobie.-Co Ci się śniło? - Westchnąłem opierając głowę na jego klatce piersiowej i nadal nie schodząc z niego. Nie ma tak dobrze...Przez niego przebudziłem się.
                Uchyliłem oczy i patrzyłem na niego spokojnie-Sam nie wiem. Dokładnie to chyba nic. Na początku widziałem tylko ciemność, czułem wilgoć, strach, żal i rozpacz, sam nie wiem dlaczego i jak...a później światło biegnące w moją stronę...nie wiem co to było...jakiś głupi sen. Przeprasza, że Cię obudziłem.-powiedziałem głaszcząc go po plecach.
                Zaczął masować mi plecy przez co poczułem się jeszcze dziwniej. Zaczerwieniłem się mocniej... Pieprze się ze swoim bratem... Jestem kochankiem Hokage... Dziwna sytuacja....Nie. Nie może mnie to kręcić. To mój aniki - Onisama... nic nie szkodzi. -Odpowiedziałem i pocałowałem go w policzek.-Nie wiem... Może masz wyrzuty sumienia i to przez to. Wiesz... sny to odzwierciedlenia naszych lęków-Powiedziałem patrząc mu w oczy.
                Czy to możliwe? Tak...może mieć racje. Odwróciłem wzrok od jego oczu. Ma racje...mam wyrzuty sumienia...duże – może - mruknąłem cicho. Nie umiem inaczej...a może nie chcę? Czy umiałbym nie myśleć o nim w ten sposób? Chcę go dotykać, smakować jego ust...to jest silniejsze ode mnie...nie umiem i nie chcę...przez to czuję jeszcze większe wyrzuty...
                Hmm doskonale zdaje sobie z tego sprawę, że to złe. Ale i tak nie przestanie. Podniosłem się z niego i zszedłem z jego ud. Chociaż to i tak nadal dość krępujące uczucie spać z własnym kochanym gwałcicielem, że tak to ujmę...Sam nie wiem co już o tym myśleć. Czy osoba która naprawdę kocha potrafiłaby tak krzywdzić? Położyłem się z westchnieniem-Idź spać aniki. - Mruknąłem i zamknąłem oczy znów.
                Kiwnąłem w odpowiedzi głową. I taj już nie usnę. Przysunąłem się bliżej niego i go delikatnie objąłem. Nadal nurtuje mnie ta jedna sprawa...jedna z wielu, ale...-Itachi? - zapytałem cicho nie wiedząc czy aby czasem już nie śpi. Gdy usłyszałem że nie, dokończyłem-Czy jak Cię tak po prostu przytulam...albo całuję w czoło...to też się brzydzisz? - nadal mówiłem cicho. Nie wiem czy chcę znać jego odpowiedź...
                Co to za głupie pytanie...Czy tak jest? Czuję odrzucenie...do niego, bo boję się tego co ma się ze mną wtedy stać. Czasami skrępowanie, że jego usta znowu są na mnie - Nie. Tylko... strach.-Westchnąłem - Czemu miałbym brzydzić się normalnego dotyku od Ciebie? Gdybyś tylko tak...się zachowywał... nie miałbym żadnych problemów-Wybąkałem skrępowany i poniekąd z poczuciem winy...Ranię go wiem to, ale on mnie też. - Wiesz jakie mielibyśmy kłopoty gdyby nasz związek wyszedł na jaw? - Westchnąłem przyznając się do tego...jakbym chodził z nim... No cóż można to tak nazwać...Chodź to on mnie kocha dziwnie...prawda? A może...Nie. Jestem normalny.
                Strach...boi się mnie...nie chciałem by tak było...on mnie nigdy nie pokocha, na co ja właściwie liczę? On jest taki piękny, kochany, niczym anioł...jak mógłby mnie pokochać w ten inny sposób? Tylko ja jestem taki nienormalny...by zakochać się w swoim malutkim braciszku...i jeszcze tak go traktować...trzeba być potworem...przymknąłem oczy. Przypomniałem sobie, że muszę mu odpowiedzieć...-Nie nazwałbym tego związkiem...ty też nie...nawet zapewne nie chcesz...Wiem...-odpowiedziałem z ciężkim sercem. Powinienem to zakończyć by móc mu dać szansę normalnego życia...by przestał cierpieć...ale dlaczego nie potrafię!? Dlaczego...?
                Nie nazwałby tego związkiem...Traktuje mnie jako zabawkę? Nie kocha mnie w taki sposób tylko używa? Zabolały mnie jego słowa.-Mam tego dość...-Westchnąłem i odsunąłem się trochę od niego...-Aniki... nie możesz sobie w takim razie po prostu kogoś znaleźć? - Spytałem poniekąd z pretensją i żalem.
Popatrzyłem na niego ze zdziwieniem. Znaleźć sobie kogoś? Ale..-Ja..nie...nie potrafiłbym...-powiedziałem cicho...ma tego dość...no tak, brzydzi się mną-Wybacz Itachi...ja...kocham Cię...i po prostu...nie umiałbym-mruknąłem nie patrząc na niego-idź spać-poprosiłem go odwracając się na plecy i wpatrując w sufit.
                Nie potrafił by? Kocha mnie, ale przecież jak brata. Sam powiedział, że naszą relację nie można nazwać związkiem. Aż tak się przywiązał do mojego ciała, że nie potrafi przestać? Aż tak mu dobrze? I właściwie jakbym się poczuł gdyby sobie kogoś znalazł? Nie byłoby to raczej przyjemne...Zbliżyłem się znów do jego ciała i przytuliłem. Oparłem głowę na jego klatce...-Ja Ciebie też kocham...Dobranoc braciszku-Westchnąłem i zamknąłem znów oczka.
                -Dobranoc-objąłem go ramieniem. Odczekałem kilka minut-Szkoda, że nie tak jak ja Ciebie-zamknąłem oczy i spróbowałem usnąć co mi nie zbyt wychodziło, więc po prostu leżałem i czekałem, aż nadejdzie nowy dzień.
                Dzień śmierci moich rodziców...Był straszny. Pełno krwi wszędzie...Aniki łapiący mnie w ramiona...Trupy walające się wszędzie...Ja jako siedmioletnie zapłakane bezradne dziecko...Potem pogrzeb... Przejmująca cisza w domu... Zamęt... Podejrzenia Sasuke o mord... Koniec...Urywki z przeszłości przewijające się przed moimi oczami...razem nie dające sensu...Otworzyłem oczy...Nadal leżę przytulony do aniki - Onisama... chyba mi nie przejdzie tak łatwo. - Mruknąłem z chrypką. Mam chyba lekką gorączkę...
                Spojrzałem zmartwiony na niego. Dotknąłem dłonią jego czoła rozpalone-Nie chyba, a na pewno. Zostaniesz dzisiaj w łóżku. Musisz się wygrzać. Powiadomię Naruto o twojej nieobecności.-pogłaskałem go po włoskach.-Jesteś głodny? - zapytałem.
                Mam opuścić treningi tylko dlatego że jestem chory... - Hmm to chyba nie zbyt dobry pomysł-Westchnąłem patrząc na niego z czułością. Kocham go... Nie chce by miał przeze mnie kłopoty. I  tak mam za dużą taryfę ulgową... A jeśli nie będę się dogadywać ze swoimi współtowarzyszami i unikał ciągle obowiązków to on będzie też na tym stratny-Nie jestem...To przez ten ból gardła-Powiedziałem i dałem mu całusa w policzek. No cóż... zawsze jak choruję wtedy lubię dawać i otrzymywać opiekę i czułość... Sam nie wiem czemu.
                -Lepiej żebyś się teraz wyleczył i szybko wrócił do zdrowia niż gdybyś miał później chorować tygodniami. To tylko tydzień i Ci przejdzie.-powiedziałem z czułością. Zacząłem się bawić jego włoskami. Pocałował mnie...w policzek, ale pocałował...coraz częściej dostaję buziaki. Uśmiechnąłem się do swoich myśli.
                Hmm...może i ma racje. Tak może będzie dla niego też lepiej...Chociaż naprawdę wolałbym iść trenować. - Hmm dobrze hokage sama - Mruknąłem obserwując jego rękę. Bawi się moimi włosami...Dziwnie się czuję... Gdy tylko pomyślę, że tyle razy już to z nim robiłem...To taki wstyd... Najgorzej było wtedy gdy czułem z tego przyjemność...To było okropne.
                 Zmarszczyłem nos na to jak mnie nazwał. I  żeby to jeszcze miało żartobliwy ton...-Mówiłem byś mnie tak nie nazywał-powiedziałem łagodnie. Nie chce mi się wstawać. Dobrze mi przy nim. Lubię jego włosy, są takie miękkie, tak samo jego wargi, miękkie  słodkie, używa bardzo ładnego olej...stop...miałem o tym nie myśleć...nie mogę o tym myśleć, bo jeszcze...będzie niedobrze...westchnąłem w myślach. Zdecydowanie za bardzo Cię kocham Itachi.

                Hmm... mam go tak nie nazywać... Strasznie mu to przeszkadza. -Mmm... mówiłeś... -Mruknąłem patrząc mu w oczy i leżąc spokojnie.-Ale jesteś nim... -Dodałem po chwili z powagą. - Hokage sama - Dodałem z uśmiechem-Lubię Cię denerwować-Dodałem z zadziornością.
                -Jestem - przytaknąłem-Ale nie dla Ciebie. Ty nie musisz mnie tak nazywać.-uśmiechnąłem się.-To już chyba zauważyłem-zaśmiałem się. Spojrzałem w jego piękne oczy. Nieskazitelnie czarne, długie rzęsy...Kami-sama! Może naprawdę było by lepiej gdybym sobie kogoś znalazł...nie umiem przestać o nim myśleć!
                -Oh... No wiesz powinienem poczuć się urażony-Zaśmiałem się-Ja... zawsze mam czyste intencje-Mruknąłem z delikatnym uśmiechem i kichnąłem-Nie cierpię chorować-Dodałem po chwili. Co do intencji... on mnie przebija na wskroś. Swoją drogą...Pewnie znów będzie chciał zostać by się mną zaopiekować. No cóż... nie żebym narzekał, ale ma obowiązki.
                Ma taki piękny śmiech, dawno już nie słyszałem jak się śmieje...-Oczywiście, zawsze-powiedziałem pewnie i się zaśmiałem-A kto lubi? - zapytałem. Kicha jak taki mały sodki kociak. Ciekawe jakby wyglądał w kocich uszkach z ogonkiem byłby jeszcze słod...i znowu to samo! Ja już nie mogę...wyobraźnia podsuwa mi coraz więcej ciekawych, ale cenzuralnych myśli z nim w roli głównej...
                -Każdy praktycznie uczeń akademii  - Zaśmiałem się delikatnie. Mnie osądza o złośliwość też mi coś. To w takim razie jak można nazwać jego zachowanie? Praktyki? Chodzeniem po gwałtach do celu...Ahhh odbija mi-Ale ty idziesz do biura? - Spytałem zmieniając ton na " nawet znów nie zaczynaj"
                Zaśmiałem się razem z nim. Zrobiłem słodkie oczka na jego pytanie - Jaaaa? Oczyywwiiiśśście - odpowiedziałem z niewinna minką. Nie chce mi się. Chcę tu z nim być...Dopóki mogę...nie może mi zabronić...on może wszystko...
                Już mu wierzę...Jeśli nie pójdzie o dziewiątej to go tam zaniosę siłą. Swoją drogą nie wiem co więcej powiedzieć. Jakoś nie wiążę mnie z nim praktycznie nic, a zarazem łączy nas wszystko i teraz zapanowała ta cisza. Swoją drogą pięknie wygląda z tą minką...No ale...to tylko mój brat.
                Znowu żadne z nas nie wie co ma powiedzieć. Żyjemy ze sobą, znamy się od zawsze...a tak mało o sobie wiemy...Powinienem więcej uwagi przyłożyć do tego-Jakiej techniki teraz się uczysz? - zapytałem. Jakiś temat zawsze jest.
                -Genjutsu - Odpowiedziałem bez wahania. - Zamierzam usypiać wszystkich dookoła-Dodałem starając się utrzymać rozmowę. Chciałbym wyjść stąd...Nie chcę tu siedzieć. Podniosłem się z łóżka...-Nie zamierzam leżeć-Powiedziałem zdecydowanie.
                Westchnąłem i też się podniosłem-Możesz nie chcieć leżeć ze mną, rozumiem, ale musisz leżeć w łóżku by nie rozchorować się jeszcze bardziej-powiedziałem spokojnie. Wstając i przeciągając się-dla własnego dobra musisz-dodałem.
                -To nie tak-Odpowiedziałem z irytacją. - Boszz co za bezsens-Mruknąłem i opadłem na łóżko-Jakby leżenie miało mnie wyleczyć...-Dodałem ze złością i znów kichnąłem. Ahhh a dziś miałem mieć trening...Wkurzą się na mnie podwójnie. Mam przechlapane
                Uśmiechnąłem się.-Nie bezsens, a normalne leczenie. Pójdę tylko do twojego, od siedmiu boleści senseja, na sekundę do biura i wracam i lepiej żebyś leżał grzecznie opatulony kołderką-pokiwałem z uśmiechem na niego palcem. Podszedłem do szafki i wyciągnąłem z niej bokserki, a obok koszulkę, spodnie i inne ciuchy.
                Nie zgadzam się na to. Jak tylko sobie pójdzie i porozmawia z Naruto pójdę na trening i tak i tak. Odczekałem, aż się ubierze...Po czym wróciłem do siebie do pokoju gdy tylko wyszedł. Ubrałem się i poszedłem na spotkanie. Sensej przyszedł nie zadowolony na miejsce. Zdziwił się moim pobytem, ale stwierdziłem ze to przesada że mam siedzieć w domu. I że nie chcę i basta...Naruto sensej na to tylko zaśmiał się i kiwnął głową. Zacząłem walczyć z Deidarą który o dziwo nie odzywał sie do mnie...Puszcza focha ka..
                Przebrałem się i poszedłem do Naruto. Wytłumaczyłem mu, że Itachi jest chory i nie będzie go na treningach. Potem zaszedłem jeszcze na sekundę do biura. Przygotowałem odpowiednie dokumenty, podpisałem parę papierków. Wróciłem z zakupami do domu. Rozpakowałem. Wszedłem do jego pokoju...nie ma go. Pewnie śpi u mnie...i tu go nie ma!? Trening...Teleportowałem się tam. Ita walczył z tym blondynem...Dei tak? chyba...-zapomniałem Ci dopowiedzieć, że jakby przyszedł masz go odesłać do domu.-powiedziałem do Naruto który krzyknął ze zdziwienia na mój widok. Spojrzałem na niego zirytowany. Że też nie wyczuł chakry...Przybrałem maskę spokojnego zimna i czekałem aż skończy walkę lub mnie zauważy.
                Walczyłem dalej bez słów z blondynem. Ta cisza mnie wykańcza! Słychać jedynie wybuchy. To nie jest podobne do niego...Kontynuowałem tak, gdy nagle usłyszałem znajomy głos..Uniknąłem bomby i wycofałem się odwracając do tylu. Rozszerzyłem oczy widząc zirytowanego brata. Westchnąlem tylko i otarłem pot z czoła...
                Patrzyłem jak walczy. W końcu mnie zauważył. Odwrócił się plecami do wroga...ojj Ita...-Nic nie zrobisz? - spytałem Naruto. Ten spojrzał na mnie ze zdziwieniem. Westchnąłem i pojawiłem się szybko za plecami Itachiego odbijając kataną małe bomby które leciały w jego stronę. Na pewno by je zdetonował, widać że mają ze sobą na pieńku...Przywołałem chłopaka bliżej siebie. Podszedł do nas ze spuszczona głową.   Uśmiechnąłem się do niego. Cofnąłem się o krok. - Ty - zwróciłem się do Itachiego - Nie powinieneś się odwracać plecami do swojego wroga, czy to chociażby w ćwiczeniach, one mają Cię czegoś nauczyć, a nie zabić Ci czas. A ty-zwróciłem się do Deidary...- Nie powinieneś atakować przeciwnika jak stoi tyłem, tak nie postępuje shinobi. - upomniałem ich.-Chociaż tobie to by się przydało oberwać. Ładnie to tak nie słuchać się starszego brata? - zapytałem czochrając go po włosach.-Wracamy i nie marz, że w ciągu tygodnia wyjdziesz z łóżka. - powiedziałem stanowczo.
                Sasuke uratował mi skórę, a potem zaczął dawać reprymendę. Zawstydził mnie gdy zaczął czochrać mnie po włosach.-Poradził bym sobie. Byłem na to przygotowany-Westchnąłem ciężko i wyłączyłem sharingana. Oczywiście, że uniknął bym tego jakoś... Sam nie wiem instynkt zachowawczy-A shinobi nie ma być uczciwy tylko przebiegły.-Dodałem z boleścią. Ahhh jak mnie głowa boli...-Bardzo ładnie. Nie ma mowy... Nie chce mi się-Dodałem z przekorem.
                -Gdyby była prawdziwa walka i przeciwnik większego stopnia oczywiście, że byś sobie poradził-prychnąłem sarkastycznie-Ma mieć honor, to go m.in. wyróżnia od przestępców. - pouczałem go dalej. - Masz racje nie ma mowy bo idziemy tam zaraz i albo pójdziesz sam, albo Cię zaniosę. Wybieraj-oznajmiłem mu.
                Mmm zirytował mnie. Nie jestem taki słaby.-Nigdzie nie idę-Odpowiedziałem w proteście. Nie mam ochoty.-Nie jestem obłożnie chory by unikać swoich obowiązków-Dodałem z oburzeniem i Założyłem ręce na pierś. Nie będzie hokaaage pluł mi w twarz...Będziemy wszyscyyyy walczyyyyyć. Zanuciłem sobie w umyśle melodię. Odwala mi przez tą gorączkę.
                Westchnąłem-Ok. Nigdzie nie idziesz...sam Cie zaniosę-powiedziałem i szybko go złapałem za ramie. Podniosłem do góry i jakby nigdy nic przerzuciłem sobie przez ramię, jednak tak, by go nic nie bolało.-Na razie - rzuciłem do pozostałych i ruszyłem szybko do domu.
                Zaczerwieniłem się gdy mnie podniósł. Zaczął biec do domu trzymając mnie przez ramie. Zacząłem klepać go delikatnie po plecach tak by to czuł, ale żeby go nie bolało -Sasuke puść mnie! - Wykrzyczałem zirytowany krzycząc. Nie chce siedzieć w domu jak jakiś frajer tylko dlatego, że mam kaszel i gorączkę! To bezsensu.
                -W domu-odpowiedziałem na jego..hmmm rozkaz. Szybko dobiegłem do celu i wszedłem do środka. Skoro mu sie nudzi to mu urozmaicę czas...Poszedłem do siebie. Zsunąłem go z mojego ramienia i od razu go pocałowałem szybko pogłębiając pocałunek, zanim nie zdążył ścisnąć ust.
                Gdy dotarliśmy do domu szybko wbiegł do swojego pokoju. Chciałem zacząć na niego wrzeszczeć jednak od razy wpił mi się w usta...Przytrzymał mnie żebym się nie wyrywał...Zacząłem odpychać mu język swoim... Sprowokowałem go teraz mnie ukarze...Mmm...nie...




Ok. Uzupełniłyśmy bloga, a teraz aby były następne rozdziały, poprosimy o komentarze. Na poprzednim blogu czekałyśmy trzy miesiące, ale w końcu się pojawił. No i pojawiła się notka. Tutaj, ale pojawiła. Mamy nadzieję, że grafika i całe opowiadanie nie jest takie złe. Przepraszamy za błędy. 

Rozdział 4


W końcu zmęczony zasnąłem. Obudziłem się rano po siódmej. Wstałem i wziąłem szybki prysznic. Ubrałem się i cicho wyszedłem by nie powiadomić o tym Itachiego. W biurze smętnie przeglądałem wszystkie papiery. Rozdałem kilka misji. Dla jego drużyny też coś mam...Kazałem po nich wezwać.
                Zasnąłem zmęczony i zapłakany w łazience. Obudziło mnie walenie w drzwi. Ubrałem się i okazało się, że to Naruto. Ehh ten jak zawsze zaciesza...Kolejna misja. Dziś znów zobaczę swojego starszego brata. Leniwym krokiem poszedłem za nim. Zaczął mnie poganiać, ale zbyłem go tym, że ja nie muszę się śpieszyć do niego jak coś to on dostanie opiernicz. I tak się stało... Weszliśmy i zacząłem wysłuchiwać narzekań - Hokage sama...przestań już. Ja wolno szedłem z PEWNYCH powodów.-        Powiedziałem i uśmiechnąłem się wrednie trochę do niego. Boli zawsze tyłek po takich ćwiczeniach nie ukrywam tego przed nim...Gej...
Ile można iść? - Trzeba było się zmobilizować i iść szybciej-odparłem. Jakbym mu dał spokój, inni mieliby do niego wyrzuty...i tak będą je mieli. Dałem im misję rangi  C i kazałem szybko wyruszyć.
                -Oj tam oj tam-Westchnąłem pod nosem i wysłuchałem do końca jego wywodów. On ma zamiar brać udział w tej misji hmm...No cóż jest Hokage wiec reprezentuje nasz kraj. Wyruszyliśmy do wioski Żelaza. Wdaliśmy się najpierw w bójkę z okolicznymi przestępcami, a następnie mieliśmy udać się do wierzy kage...Sasuke już tam był. Pewnie się teleportował. Wykonaliśmy misję ochrony jakiejś księżniczki od siedmiu boleści biorąc jej wredny charakter i już mogliśmy wracać...Sasuke stwierdził, że zmarnował chakre więc pójdzie z nami...I tak w czasie powrotu wylądowaliśmy tu. W zimnej jaskini w czasie śnieżycy. Mogliśmy zostać w wiosce, ale niestety tak się nie stało. Rozpaliłem ogień katonem jednak nie było to wystarczające. Nie zważając na tych mośków...moich towarzyszy usiadłem na kolanach Hokage. Mam w dupie to...Zimno mi.
                W drodze powrotnej z misji postanowiłem wracać z nimi. Już dawno nie miałem okazji na taki "spacer". Na wieczór zastała nas śnieżyca. Było zimno jak ekhem...jak w Kraju Żelaza rzecz jasna...Ita rozpalił ognisko...zdziwienie... usiadł mi na kolanach. Uśmiechnąłem się do niego lekko. Przyciągnąłem go blisko siebie i okryłem płaszczem który miałem na sobie. Czuje się bezpieczny przy innych...wie, że nic nie zrobię i ma racje. Cieszę się, że to zrobił... Podkurczyłem nogi tak by też mógł je zakryć swoim płaszczem, a następnie wtuliłem się w jego gorące ciało. Mmm... tego potrzebowałem. Swoją drogą mogłaby już skończyć się ta burza...Głodny jestem...I chyba nie tylko ja...Usłyszałem jak burczy Deidarze w brzuchu. Nie wziąłem nic ze sobą, bo nie miałem za bardzo czasu...
                Obserwowałem jak moja drużyna patrzy na Ita z zazdrością. Nie dziwię się im. Spojrzałem na Deidare...Nie dałem im czasu na posiłek...I sam niczego nie zrobiłem.-Sasuke masz coś do jedzenia? - Spytałem się swojego odwiecznego rywala i przyjaciela. W tym samym momencie usłyszałem jak Ita burczy w brzuchu...
                Spojrzałem na Uzumakiego. Mniejsza, że nie zwrócił się do mnie Hokage. Ehh jest misja co mi tam...i tak rzadko tak mówił.-Nie mówi mi, że ty nic nie masz.-uniosłem brwi do góry. Itachiemu też zaburczało w brzuchu.
                Zaśmiałem się głupkowato - Hehehe jakoś tak wyszło...Śpieszyłem się.-Jaka gafa.-Po za tym jako Hokage też powinieneś się o to zatroszczyć-Pokiwałem żywo główką i zacząłem się śmiać...Ahhh jak ja nie cierpię się poniżać. Sasuke to...Sasuke tamto, a ja zawsze niżej... Ale z drugiej strony nikt tak dobrze nie potrafił zrozumieć go jak ja.
Przytuliłem go mocniej i zaczerwieniłem się gdy usłyszałem swój brzuch. Uniosłem głowę na aniki i zacząłem przysłuchiwać się ich rozmowie. Przynajmniej nikt nie komentuje tego co robię...No cóż potem będzie gadka...Ale mam to gdzieś to mój brat.
                Spojrzałem na niego w niedowierzaniu. - Uzumaki prowadzisz drużynę, jesteś ich opiekunem, pomijam, że w tej drużynie jest mój brat i chcesz mi powiedzieć, że nie wziąłeś na misje, żadnego prowiantu?- syknąłem.-Zatroszczyłbym się gdybym wiedział, że jesteś takim idiotą...chociaż czego ja się mogłem spodziewać...-prychnąłem zirytowany. Wyjąłem swój zwój tak by nie wypuścić Itachiego i odpieczętowałem. Prowiantu mam na dzień drogi dla jednej osoby...czyli posiłek dla najwyżej dwóch osób-A wy wzięliście coś? - spytałem milej resztę. Pokręcili przecząco głowami. Westchnąłem.-Tego raczej na tyle osób nie da się rozdzielić-mruknąłem pod nosem.
                Ale go opieprzył? Zabiło mi mocniej serce gdy usłyszałem z jaką pretensją mówił o tym, że tym bardziej ja jestem tu...Westchnąłem... Jeśli da wszystko Deidarze to sam będzie głodny... Nie wiem. Nie wiadomo ile będzie trwała ta burza. Znów zaburczało mi w brzuchu...Przykryłem się bardziej jego płaszczem i zamknąłem oczy...Prześpię się i mi przejdzie.
                Jak zwykle arogancki...No tak martwi się o Itachiego. Spojrzałem na chłopaka wtulonego w brata który przysypiał. Nie powinien zasypiać przy takim chłodzie. Westchnąłem widząc jak mało ma...Spojrzałem na dzieciaki które zaprzeczyły.
                Usłyszałem jak Itachiemu jeździ po żołądku. On też pewnie nic nie wziął.-Nie myśl, że nie słyszałem-szepnąłem do niego i potarmosiłem go delikatnie po włosach.-Podzielcie się między siebie ja nie jestem głodny, Naruto wytrzyma prawda-spojrzałem na niego ostrzegawczo-Ty też zjedz-powiedziałem do przysypiającego ototou.
                Mruknąłem niezadowolony gdy mnie poczochrał po włosach...Otworzyłem oczka...Ale jeśli ja zjem to aniki nie zje...Podszedł do nas Deidara i podzielił bułkę na trzy części. Ja, on i Konan...Ale...-Nie jesteś głodny aniki? - Wyszeptałem cicho tak by inni nie usłyszeli. Usłyszałem, że mu tak samo burczy w brzuchu...Odłamałem mu kawałek i przyłożyłem mu do ust.
                Uśmiechnąłem się do niego i pokręciłem przecząco głową-Nie jestem. Nic mi nie będzie. Jedz, albo zaraz zacznę Cię karmić-powiedziałem tak by tylko on usłyszał.
-Jasne-Mruknąłem nie wierząc i odłamałem mu kolejny kawałek i sam ugryzłem. Nie pozwolę mu czuć głodu. Nie pozwolę na to szczególnie przeze mnie... Najem się połową...Dam mu drugą połowę i nie będzie źle. I tak pewnie za godzinę dwie to się skończy. Pokręciłem głową z uśmiechem.-Jesteś niemożliwy-wziąłem kolejny kawałek od niego.-Skoro nie jesteś tak bardzo głodny zostaw na jutro-powiedziałem do niego cicho.
                 -Nie dobijaj mnie.-Westchnąłem gryząc kolejny kawałek i dając mu tak samo do ust kolejny.-Jak nie przejdzie za godzinę, dwie to i tak odzyskasz chakre. Więc będziesz mógł nas teleportować.-Wzruszyłem ramionami i kontynuowałem karmić go.
                 -Aleś ty uparty-westchnąłem odbierając kolejny kawałek. Tak zjedliśmy całą bułką.-Idź spać, obudzę Cię jak przyjdzie pora-przytuliłem go mocniej do siebie.
                -Ty jesteś gorzej uparty niż ja-Westchnąłem i uśmiechnąłem się. Oparłem o niego głowę. Połasiłem się o jego klatkę po czym zamknąłem oczy i zasnąłem czując tylko ciepło. Potem będę zamawiać się gadaniną Deidary i Konan o tym jakie to mam przywileje bla bla bla
                -Wy też się połóżcie-powiedziałem do młodych widząc że się na nas gapią...Ita będzie miał z nimi ciężko... Naruto też się położył spać, a ja tuląc do siebie Itachiego czekałem aż burza minie lub wróci mi chakra. Tak dużo to jej nie straciłem, ale chciałem wracać na piechotę...Oparłem policzek o głowę ototou ciesząc się że jest tak blisko mnie i wcale się nie brzydzi. Może częściej powinienem go przytulać? Raczej częściej powinniśmy udawać się do Kraju Żelaza. Prychnąłem w myślach. Cztery godziny później, nikłe promienie słońca przebiły się przez chmury, śnieg przestał padać, a ja odzyskałem chakre. Odsunąłem kosmyk włosów Itachego z jego twarzy-Czas wstawać braciszku-szepnąłem mu do ucha.
                Obudził mnie jego łagodny głos. Przetarłem oczy i zobaczyłem, że przestało padać. Nareszcie. Chociaż z drugiej strony jak teraz go puszczę będzie mi zimno-Masz już chakre? - Spytałem cicho. Nie chce mi się wracać na pieszo. Mam to gdzieś...Może mnie zabrać ze sobą. Z jakiej paki mam pędzić po tym śniegu.
                Zaśmiałem się cicho-Mam, mam-odpowiedziałem. Nie przestawał się do mnie tulić.-Jest już ładna pogoda, więc możemy wyruszyć-powiedziałem. Głaszcząc go po włoskach.
                Ładna?Śnieg,zimno.-Chce Ci się? - Spytałem nie dowierzając mu. Ja jestem zmęczony, zziębnięty i marzę tylko o ciepłej kąpieli i posiłku. Potem pościel i spać... - Bo mi nie- Dodałem cicho tak by nie zbudzić resztę.
                -Cóż ja bym z chęcią poszedł-westchnąłem cicho-Ale skoro Ci się nie chce wymyślę, że muszę szybko wracać do Konoha i Ciebie zabieram ze sobą.-powiedziałem. Pocałowałem go w czółko i zluźniłem uścisk.
                -Jasssne - Zaśmiałem się na to co powiedział i zacząłem ziewać. Ważna sprawa moje lenistwo haha. Poszedł by z chęcią phh... Za bardzo go rozpiera energia. To upierdliwe...Chociaż może jakby ją tak spożytkował dałby mi spokój? Bzdura...Nie mam co się łudzić. Wstałem z jego kolan i przeszły mnie dreszcze...Tu tak zajebiście ciepło, a tu taki ziąb...Współczuję im, że musieli marznąć...No dobrze nie współczuję, bo to sępy hehe.
                Zdjąłem z siebie płaszcz i narzuciłem go Itachiemu na ramiona, pomimo jego protestów. Obudziłem resztę. Pokrętnie wyjaśniłem Naruto, że muszę wracać szybko do Konohy, bo coś tam, coś tam, sam się zgubiłem w wyjaśnieniach. Ten pokiwał głową, że rozumie. Powiedziałem też, że zabieram ze sobą Itachiego. Na resztę mi nie starczy chakry. Tutaj też to pokrętnie wyjaśniłem. Baka...nic nie zrozumiał, a udaje, że wie o co chodzi. Towarzyszą Itachiego się to raczej nie spodobało...
                Zignorowałem spojrzenie Deidary. Mam go gdzieś. A niech sie tak patrzy. Nie moja wina, że nie umie się teleportować. Chociaż tak głupio trochę zostawiać własną drożynę...Ale nie będę się tym przejmował. I tak ich nie lubię...Poprawiłem płaszcz na sobie po czym Sasuke aniki złapał mnie za ramię i już chwilę potem byliśmy w domu. Dziwne uczucie jest podczas tej teleportacji...W jednej chwili zmienia się miejsce...Przyłożyłem rękawy jego płaszcza do nosa...Jest przesiąknięty jego zapachem. Westchnąłem i zdjąłem go. Powiesiłem swój i jego na haczyku.
                Teleportowaliśmy się do domu. Uśmiechnąłem się na jego gest...chociaż pewnie wcale nie miał takiego zamiaru...źle się poczuł po teleportacji...-Chcesz herbaty?-zapytałem idąc do kuchni. Jeszcze niedawno tak rozkosznie się we mnie wtulał...szkoda, że to tylko moment chwili, miejsca...sam nie wiem...ciekawe czy czuje do mnie jeszcze jakąś miłość chociażby tą braterską...czy mnie nienawidzi...Nastawiłem wody. Dawno już mu nie mówiłem tego, że go kocham...może on myśli tak samo? Że on mnie nie obchodzi? Nie...przecież owszem jestem wredny, ale tylko czasami...ale  jestem delikatny też...i mam nadzieje, że wie o tym...że go kocham...no mam nadzieje, że wie o tylko tej braterskiej miłości...Wziąłem się za robię też leczo. Szybko się z tym uwinę.
                - Jasne-Odpowiedziałem i usiadłem na krześle...Zaczął robić posiłek, a ja w tym czasie zacząłem się mu przypatrywać. Najważniejszy człowiek w wiosce. Wielki Hokage... Postrach uczniów jouninów. Brat...który pożąda mnie jakbym był kobietą. Jednocześnie jest jedyną bliską mi osobą. Jedyną moją rodziną...Jedyną osobą którą kocham. Chociaż...czasami sam się w tym gubię i nie wiem wtedy co czuć.
                Zalałem dwie herbaty. Po pół godzinie dwie porcje leczo były gotowe. – Itadakimasu - Powiedziałem machinalnie nadal zamyślony. Ciekawe co czuł gdy się do mnie przytulał. Obrzydzenie? Strach? Znowu te wszystkie negatywne emocje? A może w ogóle o tym nie myślał? Jak to sprawdzić? Po posiłku...powinienem coś zrobić.
                -Itadakimasu - Odpowiedziałem z uśmiechem i zacząłem jeść. Ale jest zamyślony...Pyszne leczo. Zawsze miał talent do gotowania...A może to dlatego, że często robił mi posiłki. W gruncie rzeczy jest dobrym bratem. Troszczy się o mnie... Okazuje mi miłość...Nie powinienem narzekać...Nawet jeśli zmusza mnie do takich rzeczy...Ludzie mają gorzej niż ja i nie narzekają.
                Skończyliśmy jeść. Pozmywałem nie dając mu dojść do zlewu. Zrobiłem jeszcze jedna herbatę i usiadłem na krześle spojrzałem na Itachiego i lekko się do niego uśmiechnąłem-chodź-powiedziałem klepiąc się po udzie. Ciekawe jak się będzie zachowywał...tylko go przytulę...na pewno myśli inaczej...
                Zjadłem do końca i chciałem pozmywać jednak uprzedził mnie. Zrobił mi jeszcze jedną herbatę...Mmm tak miło mnie ogrzewa. Nagle uśmiechnął się do mnie, gdy już usiadł. Uniosłem brew jednak po chwili zrozumiałem...Mam mu usiąść na kolanach...Złapałem herbatę i niepewnie usiadłem mu na kolanach...Nogi podparłem na drugim krześle, a plecy oparłem o jego ciało...Herbato...uratuj mi skórę. Nie warz się mi nic zrobić bo jeszcze przypadkiem wyleję Ci ten gorący napój na twarz...
                Uśmiechnąłem się raz jeszcze do niego. Pocałowałem w szyjkę i oplotłem jego pas ramieniem. Oparłem się wygodnie o oparcie. Wziąłem herbatę i też zacząłem pić. Nic się nie odzywałem, ani nie robiłem, po prostu chciałem z nim na razie tylko być.
                Przytulił mnie swoimi silnymi ramionami i pocałował w szyje na co zarumieniłem się. Oby tylko mi nic nie robił...Przecież wczoraj... Wczoraj to robiliśmy więc... Nie powinien być taki nachalny dziś skoro wczoraj się pobawił moim ciałem...Zacząłem bawić się kubkiem... Gdy mu się sprzeciwiam zmusza mnie siłą... Gdy ulegam czuje się z tym źle...Ale tak jest rozsądniej czasami...Jednak dziś naprawdę niech mnie nie krzywdzi...Grrr nadal mi trochę chłodno...Odwróciłem się i przytuliłem go. Oparłem głowę na jego klatce piersiowej i spuściłem wzrok. Jest cieplutki...
                Przytulił mnie...tak sam z siebie się we mnie wtulił. Odstawiłem herbatę i go objąłem mocno rękami. Nie wiem czemu, ale boje się mu powiedzieć te dwa słowa...czemu mu tego wcześniej nie mówiłem? Sam nie wiem.-Koch...-nie dokończyłem bo kichnął. Podniosłem jego twarz do góry. Dotknąłem ręką czoła. Ciepłe...za ciepłe-Ktoś mi się tu chyba rozchoruje-uśmiechnąłem się do niego miło. Wszystkie chęci do powiedzenia mu tego wyparowały...tak po prostu.
                Zaczął coś mówić...Pewnie to, że mnie kocha..Kichnąłem nagle. Podniósł mi twarzy i dotknął delikatnie czoła-Wiem co czujesz aniki - Westchnąłem dotykając mu ręki na chwilę i zsuwając ją z mojego czoła...Chociaż miło mi było to usłyszeć po tym jak mnie tak męczy... Wtedy czasami myślę, że może mnie nienawidzi skoro tak mnie karze. - Hmm...nie mam czasu na chorobę-Westchnąłem i znów się w niego wtuliłem..
                Uśmiechnąłem się do niego ciepło i czule-To dobrze-powiedziałem cicho.-Cóż nie wybiera się choroby, więc musisz na nią znaleźć czas-Wstałem razem z nim na rękach, nie odrywając go od siebie. Poszedłem na górę do swojego pokoju-Jeśli nie weźmiesz teraz leków później będziesz dłużej chorował-powiedziałem do niego, wchodząc po schodach.
                Odwzajemniłem uśmiech. Ma racje nie wybiera się... Ale to nie oznacza, że tego chcę...Nikt chyba nie lubi chorować. Podniósł mnie na rękach trzymając za tyłek jedną dłonią na co zarumieniłem się. To zawstydzające. Złapałem go za szyję.-Mmm jak tam sobie chcesz-Mruknąłem i zamknąłem oczka...Oparłem na niego głowę. Zaniesie mnie do pokoju, a tam zabawi się...Normalka.

Rozdział 3


Podszedłem do niego, usiadłem obok i od razu wpiłem się w jego usta całując zachłannie. Cofnąłem się odrobinę ciągnąc go za sobą. Wiem, że znowu go zranię, ale...czy bym coś zrobił czy nie...on i tak będzie się mną brzydził, więc jaka jest różnica? Taka, że go skrzywdzę...nie chcę o tym myśleć. Złapałem go za nadgarstki by się nie wyrywał.
Pocałował mnie w usta od razu wpychając mi język do ust po czym posunął do przodu i złapał za nadgarstki...Tak strasznie się boje...To znowu się dzieje... Zacząłem głębiej oddychać przez nos czując jego język. Nie chcę tego...Ale jeśli będę się sprzeciwiać będzie bardziej boleć...Mhm...-Onisama...proszę... - Wybąkałem i spuściłem głowe... - Proszę. - Powtórzyłem nie podnosząc na niego wzroku.
Za każdym razem...nigdy ze mną nie będzie...nigdy mnie nie pokocha...te myśli wywołały u mnie jeszcze większy gniew. Wyciągnąłem pasek, który wziąłem z pokoju i związałem mu ręce przywiązując go do łóżka. Wsunąłem rękę pod jego bokserki, łapiąc go za jego męskość i poruszając ręką zadałem mu pytanie - O co prosisz? - syknąłem mu do ucha.
                Przywiązał mnie do łóżka...Miał ze sobą pasek...Nawet nie zauważyłem...Zamknąłem oczy czując jego rękę na swoim penisie i zacząłem się wiercić na łóżku... Usłyszałem jego syk na uchu...Ruch ręki nie pozwalał mi się dostatecznie skupić. To obrzydliwe...Czemu musi akurat mi to robić...Rozłościłem go swym proszeniem...Zawsze jak to mówię...Nie chce by robił to z siłą...Nie chcę by tak strasznie bolało...-Aniki... - Wybąkałem i uchyliłem znów oczka - Nie...chcę by... bolało - Dodałem, a w oczach poczułem, że w każdej chwili mogą zaświecić mi się łzy... Zawsze proszę go o to... Zawsze od kiedy wiem, że przegram... Nawet gdy mówię mu by przestał... Nie przestaje... Nienawidzę tego.
Spojrzałem na niego z kpiącym uśmiechem. - A wiesz co ja bym chciał? - Zapytałem liżąc go po szyi... Chciałbym byś to ze mną zrobił... Ale to się nigdy nie stanie-Nie wiesz...i to raczej lepiej...-szepnąłem mu do ucha. Zdjąłem mu koszulkę i lizałem go teraz po sutkach. Nie przestawałem poruszać ręką, chcę by doszedł...
               Ścisnąłem usta by zagłuszyć swoje jęki. Czuję jak porusza moją męskością. Czuje wszędzie jego usta. Mmm...! Pisnąłem głośno. Zamknąłem znów swoje oczy i odchyliłem głowę...Zacząłem szurać nogami nie mogąc wytrzymać tego uczucia. Nie chcę tego czuć...Nie chcę tego...Ahh...Zajęczałem głośniej...Nie...proszę nie...-Onisama...-Wydyszałem... nie mogę nic powiedzieć...Uniosłem jeszcze bardziej podbródek i doszedłem w jego rękę. Zacząłem ciężko oddychać...Tak strasznie mi wstyd...-Proszę...aniki... -Powtórzyłem z wypiekami na spoconej od niedawnego orgazmu twarzy.
               Doszedł w moją rękę. Ściągnąłem z niego spodenki i bieliznę. Oblizałem swoją dłoń z jego nasienia, nie zwracając uwagi na jego prośby. Boi się... wiem o tym...ale jest mi to dziwnie obojętne. Znowu wpiłem się w jego usta przekazując mu słodki smak swojej spermy.
               Nie odpowiedział mi na to tylko obnażył mnie na co pisnąłem głośno... Nie... Nie... Zacząłem łapczywie oddychać czując narastający strach. Znów mnie pocałował... Poczułem w ustach nie tylko jego język, ale również swój smak… Z ledwością powstrzymałem odruch wymiotny...Czuć własne nasienie...To okropne... Zaszurałem znów w niepokoju nogami po pościeli... Nie mam jak się zakryć...W tym wszystkim jego język to chyba najmniejszy problem...
               Zdjąłem z siebie ciuchy. Podniosłem go tak, że usiadł mi na udach nadal przywiązany do łóżka. Zrobiłem na jego szyi małą malinkę. Myśli, że zrobię to gwałtownie... Zdenerwowanie pomału się ze mnie ulotniło. Spojrzałem mu w oczy. - Rozwiążę Cię, ale obiecaj, że nie będziesz się wyrywał. - powiedziałem bez emocjonalnie. Nie mogłem znaleźć nic miększego, więc wziąłem pasek z rzemieni, musi ranić jego delikatną skórę.
               Spojrzałem przestraszony mu w oczy, gdy się rozebrał do naga, po czym posadził mnie na swoich nagich udach. Poczułem na sobie jego stojącego członka. Zacząłem drżeć ze strachu...Usłyszałem pytanie...Tak strasznie chłodne..-Obiecuję aniki. - Powiedziałem niezwykle cichym przestraszonym głosem. - Onisama... -Pisnąłem bojąc się tego bólu i spuściłem głowę. Nie będę płakać... Nie wolno mi...bo jestem shinobi.
               Odwiązałem go. Na szczęście się zgodził. Musnąłem delikatnie jego usta. Nie chcąc by czuł jeszcze więcej obrzydzenia, sam naśliniłem swoje palce. Delikatnie umieściłem  w nim pierwszego. Wiem, że spodziewał się bólu...ale złość już mi przeszła. Przytuliłem go mocno do swojego torsu. Zakreślałem kółeczka by go rozciągnąć. Tyle razu już to robiliśmy...nie tyle razy ja już to mu robiłem, a nadal jest taki ciasny, jak na początku. Kiedy byłem pewien, że dodanie drugiego palca nie zaboli go, zrobiłem to.
               Rozwiązał mnie...Spojrzałem z zawstydzeniem na czerwone nadgarstki...Chwilę potem poczułem że Sasuke przytula mnie do siebie. Patrzyłem jak ślini palce...Jednak mnie przygotuje. Odetchnąłem z ulgą...Umieścił we mnie jednego palca. Poczułem dyskomfort...Następnie drugiego. Skrzywiłem się i schowałem twarz w jego klatce piersiowej...Przytuliłem go z niechęcią, ale mocno. Potrzebuję jakoś załagodzić ten wewnętrzny ból...Tak strasznie tego nie chcę...Chociaż jakby on to powiedział..."powinienem być wdzięczny za jego dobroć" Nie dobrze mi...
               Głaskałem mu włoski i całowałem go po szyi, ramionach, gdzie tylko mogłem. Tak bardzo chciałbym by to wyglądało inaczej...szkoda, że to nie możliwe...W końcu dodałem trzeciego palca. Pomału go rozciągałem nie spiesząc się. Nie chciałem by go dzisiaj bolało. Rozciągnąłem go jak tylko mogłem najbardziej. Uniosłem go...wie, że to się teraz stanie. Skierowałem dłonią twarz w swoją stronę i go pocałowałem. Wyjąłem z niego palce i pomału zacząłem nabijać na swojego członka.
               Do dwóch palców dołączył trzeci...Przytulałem się do niego cały czas gdy w tym czasie on kontynuował sprawiać mi dyskomfort...Czułem jak uspokaja moje drżące ciało pocałunkami. Mój oddech stawał się co raz szybszy. Poczułem dziwne uczucie przez jego palce. Na tyle by znów oblał mnie wstyd. Nagle wyjął je ze mnie. Podniosłem na niego wzrok gdy zaczął mnie podnosić. Pocałował mnie w usta. Ręce z jego klatki piersiowej szybko przeniosłem w przerażeniu na jego szyje...Ścisnąłem na chwile oczy gdy zaczął we mnie wchodzić jego przyjaciel, a mój najgorszy wróg. – Aniki - Pisnąłem czując straszny dyskomfort i zacisnąłem bardziej ręce na jego szyi...Mmm nie będę płakać..Nie mogę...Załzawiły mi się oczy...Nie pozwolę im spaść...Czuję go w sobie znowu...
                Ścisnął mnie w objęciach. Pocałowałem jego zamknięte oczy, a później policzki. Głaskałem go uspokajająco po plecach. – Ciii - Starałem się go uspokoić. Czekałem, aż jego ciało przyzwyczai się do mnie.-Sam zacznij gdy przestanie boleć-szepnąłem mu do ucha.
               Jak mam być spokojny, gdy bierze mnie wbrew mojej woli? Jak mam być spokojny skoro zgadzam się tylko by nie bolało tak strasznie? Żeby nie ukarał mnie...Przytuliłem go mocniej. Kiwnąłem głową i mruknąłem  – Mhm - Zrobiłem się jeszcze bardziej czerwony na twarzy. To takie poniżające...
Mam się ruszać jakby sprawiało mi to przyjemność. Każdy mój poszczególny ruch będący przyzwoleniem do tego... Ścisnąłem zęby z wściekłości... Czuję jak we mnie pulsuje... Słyszę jego oddech. Czuję jego ciało... Podniosłem się nieśmiało i delikatnie by opuścić się na niego z powrotem... Nie chcę się tym podniecać... Nie chcę by mi stał.
                Odetchnąłem głębiej gdy się poruszył. To wspaniałe uczucie... Za każdym razem żałuję jedynie, że i on się tym nie cieszy... Jego ciało może i tak, ale on... Cierpi. Całowałem go znów po każdym kawałku skóry do którego mogłem dosięgnąć. Złapałem go za biodra i zacząłem mu pomagać...a raczej sam nim poruszałem jak marionetką...
                Usłyszałem jak wzdycha z podniecenia czując to...Nie dziwie się mu... To musi być przyjemne uczucie być w kimś...Jak tak... owijałby się...takie ciepło i...On się porusza we mnie..Przestałem pomagać mu wiedząc, że sam już wykonuje "masaż" w moim wnętrzu na swoim członku. Tak mogę to nazwać...To pewnie uczucie podobne do tego jak robił mi loda...Chociaż wydaje mi się, że to lubi bardziej...Nie wiem jak to jest...Jęknąłem cicho gdy trafił w moją prostatę...Nie powinienem...Puściłem mu szyje i ścisnąłem rękę na ustach.
                Ścisnął usta gdy jęknął. Otworzyłem oczy i spojrzałem na jego czerwoną ze wstydu twarz. Odciągnąłem jedną ręką dłoń od jego buzi. Drugą nadal go podnosiłem i opuszczałem-Chociaż raz...zapomnij...że to obrzydliwe-poprosiłem go. Nie wiem, czy mnie posłucha czy nie. Wybór zostawiam jemu.
                -To nienormalne- pisnąłem i odwróciłem od niego głowę. Czuję go...Czuję... - Nie patrz się na mnie-Dodałem drżącym głosem. Tak strasznie mi wstyd...Tak bardzo ahh...Chciałbym uciec... Mhhh jest zbyt głęboko we mnie...Zacząłem ściskać zniewoloną w nadgarstku swoją dłoń na jego. Ściskając wraz z jękiem i wypuszczając.
                Spełniłem jego prośbę i przestałem na niego patrzeć. Unosiłem go szybko. By nie zadawać mu już więcej cierpienia. Doszedłem w nim ze duszonym jękiem. Oddychałem szybko i nierówno. Wyszedłem z niego, ale nie poszedłem...jeszcze nie. Przycisnąłem go do siebie nie chcąc go opuszczać. Czemu nie może tego akceptować!? Bo ma racje...to nienormalne...
                Zaczął pieprzyć mnie szybko...Zajęczałem głośno czując to...Moje ciało reagowało samo przez siebie...Trafił jeszcze kilka razy w mój punkt i z cichym jękiem doszedł we mnie. Jęknąłem kolejny raz...Skończył a mi został problem...Gdy mnie przytulił dyskretnie złapałem pościel i szybko zasłoniłem  się...Niech już sobie idzie...Mam dość...Muszę dokończyć choć tak strasznie nie chcę...Co za upokorzenie.                                                         
Opatulił się kołdrą. Nie chciałem go puszczać. Chciałem tak zostać. Przytulałem go do siebie. Nie wiem   jak mu to później wytłumaczę, ale teraz mnie to nie obchodzi, chcę być przy nim. Chociaż raz...Kocham  Cie ototou...czemu nie możesz tego zrozumieć?
                Nie poszedł tak jak zwykle... Jak odchodzi pozwalam sobie na płacz...A teraz tu siedzi ze mną na kolanach i przytula mnie...Jego sperma spływa ze mnie...Mój członek stoi...ciksio...Nienawidzę tej sytuacji-Lepiej idź sobie już! - Podniosłem głowę i ścisnąłem rękę na pościeli.
                Drgnąłem na jego słowa. Zabolało...bardzo...puściłem go. Położyłem go na łóżku i wyszedłem zbierając swoje rzeczy. Nałożyłem na siebie bokserki. Wyszedłem. Na korytarzu nie wytrzymałem i z oczu poleciały mi łzy. Wszedłem do siebie. Nienawidzę! Nienawidzę...siebie! I tego co do niego czuję...Czemu nie mogę się opanować!? Czemu muszę go ranić...Położyłem się na łóżku...nie chcę o tym myśleć...ale nie umiem wyrzucić jego zapłakanej twarzy i tych słów..."Lepiej idź już sobie!" "Czuje się jakbyś na mnie napluł" "Nienawidzę tego". Nie umiem sobie z tym już tak dobrze radzić jak wcześniej...
                Położył mnie i zostawił. Zacząłem płakać...Moja ręka powędrowała do członka i z każdym jej ruchem czułem się co raz bardziej brudny...Postanowiłem nie brudzić bardziej pościeli. Wstałem na lekko chwiejnych nogach i skończyłem to w łazience. Nareszcie mogę pozwolić sobie na łzy...Jestem obleśny. Wale sobie konie na myśl o swoim aniki...To chore...

Rozdział 2

Ostrzegamy, że imiona nie są pomylone. Informacje o braciach zostały trochę pozmieniane.

              Wyszedłem zdołowany od brata i poszedłem potrenować... Nie mogę tego z cierpieć. Nie mogę! Mam tego dość! Hokage... Ma najwięcej władzy... Wszyscy myślą, że jest idealnym bratem. Wszyscy myślą, że... nie mógłby mnie skrzywdzić. Wszyscy mylą się... Po godzinie wyżywania wróciłem jak na skazanie do domu. Wziąłem prysznic po czym przebrałem się w czyste rzeczy i położyłem u siebie na łóżku. Postanowiłem uciąć sobie drzemkę... Ale nie potrafiłem zasnąć...
    Po trzech godzinach zebrałem się i wyszedłem. Czemu on tak nie cierpi mojego dotyku? On nie rozumie, że go kocham...nie umiem mu tego okazać. Wszedłem do naszego domu. Cisza...pewnie jak zwykle jest u siebie. Wolałbym to zrobić  u mnie...Uchyliłem drzwi do jego pokoju. Leżał na łóżku. Miał zamknięte oczy...próbuje udawać, że śpi? – Jadłeś już coś? – zapytałem - Znając Ciebie to nie.-Uśmiechnąłem się lekko. – Chodź. - Poleciłem.
                Westchnąłem i otworzyłem oczy. - Nie jestem głodny. - Westchnąłem podnosząc na niego wzrok. - Niedobrze mi. - Westchnąłem kolejny raz. Może tak mi odpuści? Faktycznie mdli mnie na sam fakt, że dziś to znów się będzie dziać... Nie potrafiłbym nic przełknąć. Serce mi łomocze.
Westchnąłem. Wszedłem do końca i zamknąłem za sobą drzwi. Ma taki rozczarowany wzrok. Położyłem się obok niego i go do siebie przyciągnąłem, tak, by plecami przywierał do mojej klatki piersiowej. - Czemu się tak brzydzisz mojego dotyku? - Zapytałem zaciekawionym tonem, choć w środku żal rozrywał mi serce. Brzydzi się mną teraz... A jakby wiedział, że go kocham? Tak inaczej? Znienawidziłby mnie i gardziłby mną... Ciekawe czy teraz też mnie nienawidzi...
                Nie da mi spokoju... Zmrużyłem oczy i ścisnąłem pięść. - Uważasz... Aniki... Że on jest normalny? - Spytałem z obrzydzeniem i z desperacją po czym zamknąłem oczy czując wstyd. – Jesteś moim bratem... Nienawidzę tego-Skłamałem i ścisnąłem jeszcze bardziej pięść... Nie do końca nienawidzę... Ale to nie tak, że lubię...
                Miałem ochotę płakać. Przymknąłem oczy by to się nie stało. Milczałem dłuższą chwilę. Wiem, że to nie jest normalne...ale nie mogę nic na to poradzić...W jego głosie jest tyle obrzydzenia... i niechęci... przepraszam braciszku, naprawdę przepraszam, że Ci to robię...-Wiele rzeczy jest nienormalnych...-odpowiedziałem gdy gula w gardle zmalała. Podniosłem się na łokciu i pocałowałem go w skroń. Po jego ciele od razu przeszły dreszcze...nawet taki pocałunek Cię obrzydza? Puściłem go i się przeciągnąłem-Idę spać-udałem, że ziewam...całkiem dobrze wyszło...-Zjedz coś, bo mi z głodu padniesz...-powiedziałem i wstałem. W drzwiach odwróciłem jeszcze trochę głowę w jego stronę-Szkoda, że mój ototou mnie nienawidzi-wyszedłem z pokoju i poszedłem do siebie. Wiem, że nie tak powiedział...ale lubię przeistaczać pewne rzeczy...uśmiechnąłem się smutno i zrzucając z siebie ciuchy wszedłem pod prysznic.
                Otworzyłem zdziwiony oczy...Darował mi? Naprawdę to zrobił...Nie muszę czuć go w sobie ani na sobie...Nie muszę czuć wstydu gdy sprawia mi to w pewnym momencie przyjemność...A właściwie mojemu ciału. To dobrze, że poszedł... Dobrze...Ale. Ja go nie nienawidzę...Nie może myśleć, że go nienawidzę. Wstałem i powolnym krokiem skierowałem się w kierunku jego pokoju... Zapukałem... Cisza. Uchyliłem drzwi i usłyszałem szum wody... Kąpie się...Na myśl o jego nagim ciele oblał mnie rumieniec. To spaczone... Złe... Nie powinienem o tym myśleć...Usiadłem mu na łóżku i podkurzyłem pod brodę nogi... Boję się tu siedzieć...
                Westchnąłem zakręcając wodę. Dawała ukojenie myślą i ciału. Wytarłem się przelotnie ręcznikiem. Z włosów nadal kapała mi woda. Obwiązałem się materiałem w pasie i wyszedłem z łazienki. Na łóżku dostrzegłem skulonego brata. Bał się...więc po co tu przychodził!? Dałem mu dzisiaj spokój, więc powinien to docenić i nie przychodzić do mnie. –Ita? Co ty tu robisz? - zapytałem. Po za tym... praktycznie nigdy tu nie przychodził z własnej woli... nie on nigdy tu nie przychodził z własnej woli od śmierci rodziców.
                Drgnęła mi powieka, gdy usłyszałem jego głos. Wywabił mnie z zamyślenia. Spojrzałem na jego praktycznie nagie ciało i od razu przestraszony odwróciłem od niego wzrok. Nie powinienem tu przychodzić...-Nie nienawidzę Cię-Powiedziałem nie patrząc na niego. Nie mam na to odwagi...Wstałem i spojrzałem na jego twarz, starając się nie patrzeć nigdzie indziej-Nigdy więcej nie mów tak-Dodałem trochę obrażonym głosem.
                Podszedłem do niego, potarmosiłem go po włosach i się uśmiechnąłem. – Jasne. - Powiedziałem niby beztrosko. Minąłem go i podszedłem do szafki. Wyjąłem z niej bokserki i w ogóle nieskrępowany zrzuciłem ręcznik i je nałożyłem. I tak wiem, że ucieszyłby się gdyby Madara i mnie w tedy zabił.
Zaczerwieniłem się gdy mnie potarmosił, a następnie spojrzałem jak nieskrępowany przy mnie się rozbiera i zakłada spodenki. Zrobiłem się bardziej czerwony i odwróciłem.. -Idę spać...Dobranoc-Powiedziałem dość chłodno i wyszedłem z jego pokoju do siebie.
Słodki jest gdy się czerwieni...zresztą on cały czas jest słodki. Nie umie udawać chłodnego tony...a bynajmniej nie przy mnie. Uśmiechnąłem się i zgasiłem światło...zaczekam, aż zaśnie...
W pokoju zacząłem myśleć o aniki... Pozbawiony jest zupełnie skrępowanie przy mnie. Nie wstydzi się niczego...Dostaje bezwzględnie to co chce...Przejął władze, stał się Hokage, ma mnie na własność i to dosłownie. Zacząłem się rozbierać. Potrzebuję snu...Jestem zmęczony tym dniem...Założyłem koszulkę ze znakiem Uchiha i czarne spodenki po czym położyłem się pod pościelą. Aniki... jesteś okrutnym bratem...okrutnym...Nie chce czuć przyjemności gdy mnie dotykasz...Nie chce...Nie...Zasnąłem...
Czemu się mnie tak brzydzi? Dlaczego nie akceptuje tego? Nie rozumiem go...czy to jest aż tak obrzydliwe? Spojrzałem na swoją dłoń. Dlaczego mój dotyk go tak boli? Przesiedziałem nad tymi rozmyślaniami trzy godziny. Już chyba usnął...wstałem i po cichu do niego poszedłem. Otworzyłem drzwi i wszedłem...Śpi...to dobrze...Usiadłem obok niego na łóżku. Pogłaskałem go delikatnie po włoskach. Ucałowałem w policzek. Położyłem rękę na jego głowie i bawiłem się jego pięknymi włosami. Czuje do mnie obrzydzenie...ale ja nie dam rady przestać...przepraszam ototou... Często przy nim tak przesiaduję, on nawet o tym nie wie.
Spałem smacznie, gdy poczułem usta na swoim policzku, a potem rękę na mojej głowie. Jest tutaj...Otworzyłem oczy nie wiedząc po co przyszedł. Myślałem, że dziś nie będę musiał z nim tego robić... Ale teraz...tylko głaszcze mnie...Przymknąłem oczy z przyjemności...Gdyby tylko w taki delikatny normalny sposób mnie dotykał kochał bym w tedy jego dotyk...Ale tak nie jest.
                Długo tak siedziałem i myślałem. Wspominałem dawne lata, naszą wspaniałą więź...kiedyś było tak pięknie...było...słońce zaczęło różowić niebo. Westchnąłem i znowu go pocałowałem, tym razem w czółko. Zszedłem i wyszedłem zanim się obudzi.
Nie zauważył chyba, że mam otwarte oczy tylko non stop mnie głaskał. W końcu zamknąłem je i po pewnym czasie, nie przejmując się jego obecnością, udało mi się  zasnąć. Nie zrobi mi nic...Pomyślałem tak i się sprawdziło. Obudziłem się po ósmej rano...Poszedłem do kuchni nie przebierając się ani nawet nie splatając włosów. Zacząłem szykować sobie śniadanie...Jajecznica ze szczypiorkiem. Ciekawe czy aniki już poszedł do wierzy hokage...Jest dopiero ósma...Więc możliwe, że jeszcze śpi...A jeśli nie, może powinienem spytać, czy chce śniadanie? No cóż nie będę go budzić...Nie ma go, więc nie zje nic...A co jeśli nie jadł śniadania? Może powinienem mu zanieść obento chociaż raz? No...jako taką nagrodę, że mnie nie zgwałcił wczoraj...Jestem dziecinny trochę...Ale to mój brat, więc jednak kocham go i troszczę się o niego...Nawet jeśli nie jest idealny.
                Obudziłem się prawie o dziewiątej. Nie potrzebowałem wiele godzin snu. Pięć mi w zupełności wystarczyły. Wziąłem prysznic i ubrałem się w swój "firmowy" strój. Zszedłem do kuchni. Był tam już Itachi - Ohayou ototou - Przywitałem się i nastawiłem sobie na kawę i jakby co dla niego na herbatę.
                - Ohayo oni sama. - Odpowiedziałem i zaczerwieniłem się delikatnie widząc go. Czemu muszę tak na niego reagować? Eh... bo mam z nim złe wspomnienia...I to tak samoistnie-Chcesz jajecznice aniki? - Spytałem mieszając jajka. Już mogę się poświęcić... W imię spokoju.
                -Hmm? Czemu nie. – Odpowiedziałem. - Daj dokończę. - Przejąłem z jego ręki widelec i dodałem jeszcze dwa jajka. Sam nie wiem o czym mógłbym z nim porozmawiać. Najczęściej wymienialiśmy się słówkami gdy go całowałem... I w tedy mówił, że nie chce, a ja go uspokajałem...a tak...jeszcze o jego misjach i treningach... - Masz dziś trening? - zapytałem
                -Tak-Mruknąłem patrząc jak bezczelnie odbiera mi mój przedmiot wynagrodzenia spokoju. Westchnąłem i ustawiłem szklanki na stole. Wczoraj...ciekawe do której u mnie siedział...Zalałem wrzątkiem i dołożyłem do tego talerzyki-Na którą idziesz do biura? - Spytałem by nie panowała głupia cisza.
                -Zjem i wychodzę - odpowiedziałem. - Mam dzisiaj trochę rzeczy do zrobienia, więc wrócę później niż dzisiaj-dodałem wiedząc, że się ucieszy. Ale dzisiaj już mu nie odpuszczę. Nie chcę go ranić, ale im dłużej bym w sobie to wstrzymywał, tym brutalniejszy bym dla niego był. Wiem, bo tak już było...
                -Aha-Mruknąłem tylko w odpowiedzi. To dobrze że go nie będzie...Bardzo dobrze...Oby jak najpóźniej wrócił i dał mi spać.-Chcesz do tego pomidory? - Spytałem patrząc mu w oczy i podchodząc do szafki. Chwyciłem w rękę pomidora czekając na odpowiedź. Wiem, że je kocha i najlepiej dałby je do wszystkiego.
                -Jeśli Ci nie będą przeszkadzać-uśmiechnąłem się. Przykręciłem ogień, aby się wolniej smażyło. Drugą ręką wziąłem szklankę z kawą. Upiłem łyk z przyjemnością parząc sobie wargi gorącym napojem. Odstawiłem go na bok. Ita zajął się krojeniem pomidora, a ja przyprawiłem jajecznice.
                Pokroiłem pomidory i dodałem do jajecznicy. Nie przepadam... Ale... wole nie narażać się mu. Nienawidzę tego jak jest brutalny... Gdy tak strasznie boli... Nie chce tego. Wrzuciłem deseczkę do zmywania i usiadłem pijąc herbatę. - Swoją drogą, jakie masz plany w sprawie Orochimaru? -Spytałem przypominając sobie wcześniejszą misję. Nie mam o czym z nim rozmawiać...Zastanawiam się, kiedy tak oddaliliśmy się od siebie...
            -Sam jeszcze do końca nie wiem.-odparłem nakładając jajecznicę na talerze.-Ale na pewno nie mam zamiaru mu ufać, ani wpuszczać do wioski. Najchętniej bym się go pozbył. -mruknąłem  ciszej do siebie. – Itadakimasu. - Powiedziałem i zacząłem jeść.
            -Itadakimas. - Odpowiedziałem i też zacząłem jeść. Pozbyć, czyli zabić...Nie ty jeden pewnie. Przeprowadzał straszne eksperymenty na ludziach... Obrzydliwy gościu...Na egzaminie chunina zrobił mi znak na szyi...Dotknąłem przeklętą pieczęć, westchnąłem i wróciłem do jedzenia. Gdy go zabiją to mi wreszcie zniknie.
            Widziałem jak dotyka pieczęci...to głównie dlatego chcę się go pozbyć..ale po co on ma o tym wiedzieć? Skończyłem szybko posiłek i wypiłem resztę kawy. Odłożyłem brudne naczynia do zlewu. Uśmiechnąłem się leciutko. Podszedłem do niego. Nadal siedział i kończył pić. Obróciłem jego twarz w swoją stronę kładąc mu dłoń na policzku. Pocałowałem go najpierw delikatnie, a później bez jego zgody zatopiłem się głębiej w jego buzię.
            Siedziałem tak i piłem kawę, gdy nagle złapał mnie za twarz. Ujął w swoje ręce i pocałował... Otworzyłem usta by się sprzeciwić jednak on to wykorzystał i jego język wdarł się do środka. Aby go nie wkurzyć nie zacisnąłem ust... Wiem, że wtedy pewnie by mnie zaczął bić albo od razu zgwałcił... Pisnąłem jedynie żałośnie i zamknąłem oczy.
            Słyszałem jego pisk... Czemu do cholery to go tak brzydzi!? Spytałem sam siebie zrozpaczony. Skończyłem pocałunek i odwróciłem się szybko by nie widział moich oczu przepełnionych bólem. - Do zobaczenia wieczorem. - Powiedziałem i wyszedłem do biura.
            W końcu cofnął się...Wyswobodziłem się z jego ust i języka. Policzki pieką mnie strasznie. Do zobaczenia wieczorem...Skrzywiłem się na tą myśl-Pa- Mruknąłem i wróciłem do picia kawy... Dokończyłem po czym spotkałem się ze swoją drużyną... Spędziłem z nimi cały dzień. Patrzyłem z zażenowaniem na wygłupiającego się senseja i ignorowałem komentarze Deidary "czcigodny bracie Hokage" Bez sensu...Wróciłem zdenerwowany do domu i zacząłem uczyć się o psychice przestępców... Muszę jakoś odgonić swoje myśli.
            Skończyłem wreszcie na dziś. Czasami mam na prawdę dość tego. Jeszcze wszystko pogarszają myśli biegnące non stop do niego, wszystko mnie drażniło. Zdenerwowany wróciłem do domu. Poszedłem do siebie. Przebrałem się jedynie w zwykłe spodnie od dresu. Nie widziałem sensu nakładania koszulki. Jest już po ósmej. Bez pukania, zresztą jak zawsze, wszedłem do niego z chłodną twarzą. On wie, co to oznacza...
            Wieczorem usłyszałem, że wrócił...Serce zaczęło mi łomotać. Nagle wszedł do mnie bez pukania. Ma chłodną twarz... Nie ma koszulki tylko dresowe spodnie. Przełknąłem przerażony ślinę...Ścisnąłem mocno nogi ze strachu i praktycznie wbiłem się w ścianę jak zaszczute zwierzę...Spuściłem wzrok i nic nie powiedziałem. Po co skoro wiem czego chce...Skoro wiem, że nie posłucha?