Uwaga!

Blog zawiera treści yaoi ( męsko - męska miłość psychiczna oraz fizyczna) oraz sceny +18. Bohaterowie mają zmienione charaktery, tak jak i świat w którym żyją zmieniony jest na potrzeby opowiadania.

poniedziałek, 6 sierpnia 2012

Rozdział 4


W końcu zmęczony zasnąłem. Obudziłem się rano po siódmej. Wstałem i wziąłem szybki prysznic. Ubrałem się i cicho wyszedłem by nie powiadomić o tym Itachiego. W biurze smętnie przeglądałem wszystkie papiery. Rozdałem kilka misji. Dla jego drużyny też coś mam...Kazałem po nich wezwać.
                Zasnąłem zmęczony i zapłakany w łazience. Obudziło mnie walenie w drzwi. Ubrałem się i okazało się, że to Naruto. Ehh ten jak zawsze zaciesza...Kolejna misja. Dziś znów zobaczę swojego starszego brata. Leniwym krokiem poszedłem za nim. Zaczął mnie poganiać, ale zbyłem go tym, że ja nie muszę się śpieszyć do niego jak coś to on dostanie opiernicz. I tak się stało... Weszliśmy i zacząłem wysłuchiwać narzekań - Hokage sama...przestań już. Ja wolno szedłem z PEWNYCH powodów.-        Powiedziałem i uśmiechnąłem się wrednie trochę do niego. Boli zawsze tyłek po takich ćwiczeniach nie ukrywam tego przed nim...Gej...
Ile można iść? - Trzeba było się zmobilizować i iść szybciej-odparłem. Jakbym mu dał spokój, inni mieliby do niego wyrzuty...i tak będą je mieli. Dałem im misję rangi  C i kazałem szybko wyruszyć.
                -Oj tam oj tam-Westchnąłem pod nosem i wysłuchałem do końca jego wywodów. On ma zamiar brać udział w tej misji hmm...No cóż jest Hokage wiec reprezentuje nasz kraj. Wyruszyliśmy do wioski Żelaza. Wdaliśmy się najpierw w bójkę z okolicznymi przestępcami, a następnie mieliśmy udać się do wierzy kage...Sasuke już tam był. Pewnie się teleportował. Wykonaliśmy misję ochrony jakiejś księżniczki od siedmiu boleści biorąc jej wredny charakter i już mogliśmy wracać...Sasuke stwierdził, że zmarnował chakre więc pójdzie z nami...I tak w czasie powrotu wylądowaliśmy tu. W zimnej jaskini w czasie śnieżycy. Mogliśmy zostać w wiosce, ale niestety tak się nie stało. Rozpaliłem ogień katonem jednak nie było to wystarczające. Nie zważając na tych mośków...moich towarzyszy usiadłem na kolanach Hokage. Mam w dupie to...Zimno mi.
                W drodze powrotnej z misji postanowiłem wracać z nimi. Już dawno nie miałem okazji na taki "spacer". Na wieczór zastała nas śnieżyca. Było zimno jak ekhem...jak w Kraju Żelaza rzecz jasna...Ita rozpalił ognisko...zdziwienie... usiadł mi na kolanach. Uśmiechnąłem się do niego lekko. Przyciągnąłem go blisko siebie i okryłem płaszczem który miałem na sobie. Czuje się bezpieczny przy innych...wie, że nic nie zrobię i ma racje. Cieszę się, że to zrobił... Podkurczyłem nogi tak by też mógł je zakryć swoim płaszczem, a następnie wtuliłem się w jego gorące ciało. Mmm... tego potrzebowałem. Swoją drogą mogłaby już skończyć się ta burza...Głodny jestem...I chyba nie tylko ja...Usłyszałem jak burczy Deidarze w brzuchu. Nie wziąłem nic ze sobą, bo nie miałem za bardzo czasu...
                Obserwowałem jak moja drużyna patrzy na Ita z zazdrością. Nie dziwię się im. Spojrzałem na Deidare...Nie dałem im czasu na posiłek...I sam niczego nie zrobiłem.-Sasuke masz coś do jedzenia? - Spytałem się swojego odwiecznego rywala i przyjaciela. W tym samym momencie usłyszałem jak Ita burczy w brzuchu...
                Spojrzałem na Uzumakiego. Mniejsza, że nie zwrócił się do mnie Hokage. Ehh jest misja co mi tam...i tak rzadko tak mówił.-Nie mówi mi, że ty nic nie masz.-uniosłem brwi do góry. Itachiemu też zaburczało w brzuchu.
                Zaśmiałem się głupkowato - Hehehe jakoś tak wyszło...Śpieszyłem się.-Jaka gafa.-Po za tym jako Hokage też powinieneś się o to zatroszczyć-Pokiwałem żywo główką i zacząłem się śmiać...Ahhh jak ja nie cierpię się poniżać. Sasuke to...Sasuke tamto, a ja zawsze niżej... Ale z drugiej strony nikt tak dobrze nie potrafił zrozumieć go jak ja.
Przytuliłem go mocniej i zaczerwieniłem się gdy usłyszałem swój brzuch. Uniosłem głowę na aniki i zacząłem przysłuchiwać się ich rozmowie. Przynajmniej nikt nie komentuje tego co robię...No cóż potem będzie gadka...Ale mam to gdzieś to mój brat.
                Spojrzałem na niego w niedowierzaniu. - Uzumaki prowadzisz drużynę, jesteś ich opiekunem, pomijam, że w tej drużynie jest mój brat i chcesz mi powiedzieć, że nie wziąłeś na misje, żadnego prowiantu?- syknąłem.-Zatroszczyłbym się gdybym wiedział, że jesteś takim idiotą...chociaż czego ja się mogłem spodziewać...-prychnąłem zirytowany. Wyjąłem swój zwój tak by nie wypuścić Itachiego i odpieczętowałem. Prowiantu mam na dzień drogi dla jednej osoby...czyli posiłek dla najwyżej dwóch osób-A wy wzięliście coś? - spytałem milej resztę. Pokręcili przecząco głowami. Westchnąłem.-Tego raczej na tyle osób nie da się rozdzielić-mruknąłem pod nosem.
                Ale go opieprzył? Zabiło mi mocniej serce gdy usłyszałem z jaką pretensją mówił o tym, że tym bardziej ja jestem tu...Westchnąłem... Jeśli da wszystko Deidarze to sam będzie głodny... Nie wiem. Nie wiadomo ile będzie trwała ta burza. Znów zaburczało mi w brzuchu...Przykryłem się bardziej jego płaszczem i zamknąłem oczy...Prześpię się i mi przejdzie.
                Jak zwykle arogancki...No tak martwi się o Itachiego. Spojrzałem na chłopaka wtulonego w brata który przysypiał. Nie powinien zasypiać przy takim chłodzie. Westchnąłem widząc jak mało ma...Spojrzałem na dzieciaki które zaprzeczyły.
                Usłyszałem jak Itachiemu jeździ po żołądku. On też pewnie nic nie wziął.-Nie myśl, że nie słyszałem-szepnąłem do niego i potarmosiłem go delikatnie po włosach.-Podzielcie się między siebie ja nie jestem głodny, Naruto wytrzyma prawda-spojrzałem na niego ostrzegawczo-Ty też zjedz-powiedziałem do przysypiającego ototou.
                Mruknąłem niezadowolony gdy mnie poczochrał po włosach...Otworzyłem oczka...Ale jeśli ja zjem to aniki nie zje...Podszedł do nas Deidara i podzielił bułkę na trzy części. Ja, on i Konan...Ale...-Nie jesteś głodny aniki? - Wyszeptałem cicho tak by inni nie usłyszeli. Usłyszałem, że mu tak samo burczy w brzuchu...Odłamałem mu kawałek i przyłożyłem mu do ust.
                Uśmiechnąłem się do niego i pokręciłem przecząco głową-Nie jestem. Nic mi nie będzie. Jedz, albo zaraz zacznę Cię karmić-powiedziałem tak by tylko on usłyszał.
-Jasne-Mruknąłem nie wierząc i odłamałem mu kolejny kawałek i sam ugryzłem. Nie pozwolę mu czuć głodu. Nie pozwolę na to szczególnie przeze mnie... Najem się połową...Dam mu drugą połowę i nie będzie źle. I tak pewnie za godzinę dwie to się skończy. Pokręciłem głową z uśmiechem.-Jesteś niemożliwy-wziąłem kolejny kawałek od niego.-Skoro nie jesteś tak bardzo głodny zostaw na jutro-powiedziałem do niego cicho.
                 -Nie dobijaj mnie.-Westchnąłem gryząc kolejny kawałek i dając mu tak samo do ust kolejny.-Jak nie przejdzie za godzinę, dwie to i tak odzyskasz chakre. Więc będziesz mógł nas teleportować.-Wzruszyłem ramionami i kontynuowałem karmić go.
                 -Aleś ty uparty-westchnąłem odbierając kolejny kawałek. Tak zjedliśmy całą bułką.-Idź spać, obudzę Cię jak przyjdzie pora-przytuliłem go mocniej do siebie.
                -Ty jesteś gorzej uparty niż ja-Westchnąłem i uśmiechnąłem się. Oparłem o niego głowę. Połasiłem się o jego klatkę po czym zamknąłem oczy i zasnąłem czując tylko ciepło. Potem będę zamawiać się gadaniną Deidary i Konan o tym jakie to mam przywileje bla bla bla
                -Wy też się połóżcie-powiedziałem do młodych widząc że się na nas gapią...Ita będzie miał z nimi ciężko... Naruto też się położył spać, a ja tuląc do siebie Itachiego czekałem aż burza minie lub wróci mi chakra. Tak dużo to jej nie straciłem, ale chciałem wracać na piechotę...Oparłem policzek o głowę ototou ciesząc się że jest tak blisko mnie i wcale się nie brzydzi. Może częściej powinienem go przytulać? Raczej częściej powinniśmy udawać się do Kraju Żelaza. Prychnąłem w myślach. Cztery godziny później, nikłe promienie słońca przebiły się przez chmury, śnieg przestał padać, a ja odzyskałem chakre. Odsunąłem kosmyk włosów Itachego z jego twarzy-Czas wstawać braciszku-szepnąłem mu do ucha.
                Obudził mnie jego łagodny głos. Przetarłem oczy i zobaczyłem, że przestało padać. Nareszcie. Chociaż z drugiej strony jak teraz go puszczę będzie mi zimno-Masz już chakre? - Spytałem cicho. Nie chce mi się wracać na pieszo. Mam to gdzieś...Może mnie zabrać ze sobą. Z jakiej paki mam pędzić po tym śniegu.
                Zaśmiałem się cicho-Mam, mam-odpowiedziałem. Nie przestawał się do mnie tulić.-Jest już ładna pogoda, więc możemy wyruszyć-powiedziałem. Głaszcząc go po włoskach.
                Ładna?Śnieg,zimno.-Chce Ci się? - Spytałem nie dowierzając mu. Ja jestem zmęczony, zziębnięty i marzę tylko o ciepłej kąpieli i posiłku. Potem pościel i spać... - Bo mi nie- Dodałem cicho tak by nie zbudzić resztę.
                -Cóż ja bym z chęcią poszedł-westchnąłem cicho-Ale skoro Ci się nie chce wymyślę, że muszę szybko wracać do Konoha i Ciebie zabieram ze sobą.-powiedziałem. Pocałowałem go w czółko i zluźniłem uścisk.
                -Jasssne - Zaśmiałem się na to co powiedział i zacząłem ziewać. Ważna sprawa moje lenistwo haha. Poszedł by z chęcią phh... Za bardzo go rozpiera energia. To upierdliwe...Chociaż może jakby ją tak spożytkował dałby mi spokój? Bzdura...Nie mam co się łudzić. Wstałem z jego kolan i przeszły mnie dreszcze...Tu tak zajebiście ciepło, a tu taki ziąb...Współczuję im, że musieli marznąć...No dobrze nie współczuję, bo to sępy hehe.
                Zdjąłem z siebie płaszcz i narzuciłem go Itachiemu na ramiona, pomimo jego protestów. Obudziłem resztę. Pokrętnie wyjaśniłem Naruto, że muszę wracać szybko do Konohy, bo coś tam, coś tam, sam się zgubiłem w wyjaśnieniach. Ten pokiwał głową, że rozumie. Powiedziałem też, że zabieram ze sobą Itachiego. Na resztę mi nie starczy chakry. Tutaj też to pokrętnie wyjaśniłem. Baka...nic nie zrozumiał, a udaje, że wie o co chodzi. Towarzyszą Itachiego się to raczej nie spodobało...
                Zignorowałem spojrzenie Deidary. Mam go gdzieś. A niech sie tak patrzy. Nie moja wina, że nie umie się teleportować. Chociaż tak głupio trochę zostawiać własną drożynę...Ale nie będę się tym przejmował. I tak ich nie lubię...Poprawiłem płaszcz na sobie po czym Sasuke aniki złapał mnie za ramię i już chwilę potem byliśmy w domu. Dziwne uczucie jest podczas tej teleportacji...W jednej chwili zmienia się miejsce...Przyłożyłem rękawy jego płaszcza do nosa...Jest przesiąknięty jego zapachem. Westchnąłem i zdjąłem go. Powiesiłem swój i jego na haczyku.
                Teleportowaliśmy się do domu. Uśmiechnąłem się na jego gest...chociaż pewnie wcale nie miał takiego zamiaru...źle się poczuł po teleportacji...-Chcesz herbaty?-zapytałem idąc do kuchni. Jeszcze niedawno tak rozkosznie się we mnie wtulał...szkoda, że to tylko moment chwili, miejsca...sam nie wiem...ciekawe czy czuje do mnie jeszcze jakąś miłość chociażby tą braterską...czy mnie nienawidzi...Nastawiłem wody. Dawno już mu nie mówiłem tego, że go kocham...może on myśli tak samo? Że on mnie nie obchodzi? Nie...przecież owszem jestem wredny, ale tylko czasami...ale  jestem delikatny też...i mam nadzieje, że wie o tym...że go kocham...no mam nadzieje, że wie o tylko tej braterskiej miłości...Wziąłem się za robię też leczo. Szybko się z tym uwinę.
                - Jasne-Odpowiedziałem i usiadłem na krześle...Zaczął robić posiłek, a ja w tym czasie zacząłem się mu przypatrywać. Najważniejszy człowiek w wiosce. Wielki Hokage... Postrach uczniów jouninów. Brat...który pożąda mnie jakbym był kobietą. Jednocześnie jest jedyną bliską mi osobą. Jedyną moją rodziną...Jedyną osobą którą kocham. Chociaż...czasami sam się w tym gubię i nie wiem wtedy co czuć.
                Zalałem dwie herbaty. Po pół godzinie dwie porcje leczo były gotowe. – Itadakimasu - Powiedziałem machinalnie nadal zamyślony. Ciekawe co czuł gdy się do mnie przytulał. Obrzydzenie? Strach? Znowu te wszystkie negatywne emocje? A może w ogóle o tym nie myślał? Jak to sprawdzić? Po posiłku...powinienem coś zrobić.
                -Itadakimasu - Odpowiedziałem z uśmiechem i zacząłem jeść. Ale jest zamyślony...Pyszne leczo. Zawsze miał talent do gotowania...A może to dlatego, że często robił mi posiłki. W gruncie rzeczy jest dobrym bratem. Troszczy się o mnie... Okazuje mi miłość...Nie powinienem narzekać...Nawet jeśli zmusza mnie do takich rzeczy...Ludzie mają gorzej niż ja i nie narzekają.
                Skończyliśmy jeść. Pozmywałem nie dając mu dojść do zlewu. Zrobiłem jeszcze jedna herbatę i usiadłem na krześle spojrzałem na Itachiego i lekko się do niego uśmiechnąłem-chodź-powiedziałem klepiąc się po udzie. Ciekawe jak się będzie zachowywał...tylko go przytulę...na pewno myśli inaczej...
                Zjadłem do końca i chciałem pozmywać jednak uprzedził mnie. Zrobił mi jeszcze jedną herbatę...Mmm tak miło mnie ogrzewa. Nagle uśmiechnął się do mnie, gdy już usiadł. Uniosłem brew jednak po chwili zrozumiałem...Mam mu usiąść na kolanach...Złapałem herbatę i niepewnie usiadłem mu na kolanach...Nogi podparłem na drugim krześle, a plecy oparłem o jego ciało...Herbato...uratuj mi skórę. Nie warz się mi nic zrobić bo jeszcze przypadkiem wyleję Ci ten gorący napój na twarz...
                Uśmiechnąłem się raz jeszcze do niego. Pocałowałem w szyjkę i oplotłem jego pas ramieniem. Oparłem się wygodnie o oparcie. Wziąłem herbatę i też zacząłem pić. Nic się nie odzywałem, ani nie robiłem, po prostu chciałem z nim na razie tylko być.
                Przytulił mnie swoimi silnymi ramionami i pocałował w szyje na co zarumieniłem się. Oby tylko mi nic nie robił...Przecież wczoraj... Wczoraj to robiliśmy więc... Nie powinien być taki nachalny dziś skoro wczoraj się pobawił moim ciałem...Zacząłem bawić się kubkiem... Gdy mu się sprzeciwiam zmusza mnie siłą... Gdy ulegam czuje się z tym źle...Ale tak jest rozsądniej czasami...Jednak dziś naprawdę niech mnie nie krzywdzi...Grrr nadal mi trochę chłodno...Odwróciłem się i przytuliłem go. Oparłem głowę na jego klatce piersiowej i spuściłem wzrok. Jest cieplutki...
                Przytulił mnie...tak sam z siebie się we mnie wtulił. Odstawiłem herbatę i go objąłem mocno rękami. Nie wiem czemu, ale boje się mu powiedzieć te dwa słowa...czemu mu tego wcześniej nie mówiłem? Sam nie wiem.-Koch...-nie dokończyłem bo kichnął. Podniosłem jego twarz do góry. Dotknąłem ręką czoła. Ciepłe...za ciepłe-Ktoś mi się tu chyba rozchoruje-uśmiechnąłem się do niego miło. Wszystkie chęci do powiedzenia mu tego wyparowały...tak po prostu.
                Zaczął coś mówić...Pewnie to, że mnie kocha..Kichnąłem nagle. Podniósł mi twarzy i dotknął delikatnie czoła-Wiem co czujesz aniki - Westchnąłem dotykając mu ręki na chwilę i zsuwając ją z mojego czoła...Chociaż miło mi było to usłyszeć po tym jak mnie tak męczy... Wtedy czasami myślę, że może mnie nienawidzi skoro tak mnie karze. - Hmm...nie mam czasu na chorobę-Westchnąłem i znów się w niego wtuliłem..
                Uśmiechnąłem się do niego ciepło i czule-To dobrze-powiedziałem cicho.-Cóż nie wybiera się choroby, więc musisz na nią znaleźć czas-Wstałem razem z nim na rękach, nie odrywając go od siebie. Poszedłem na górę do swojego pokoju-Jeśli nie weźmiesz teraz leków później będziesz dłużej chorował-powiedziałem do niego, wchodząc po schodach.
                Odwzajemniłem uśmiech. Ma racje nie wybiera się... Ale to nie oznacza, że tego chcę...Nikt chyba nie lubi chorować. Podniósł mnie na rękach trzymając za tyłek jedną dłonią na co zarumieniłem się. To zawstydzające. Złapałem go za szyję.-Mmm jak tam sobie chcesz-Mruknąłem i zamknąłem oczka...Oparłem na niego głowę. Zaniesie mnie do pokoju, a tam zabawi się...Normalka.

1 komentarz:

Dziękujemy za komentarz :)