Wszedłem do siebie, a później do
swojej łazienki. Wziąłem z apteczki odpowiednie leki i wróciłem do części
sypialnej. Położyłem go na łóżku. Z szafki obok wyciągnąłem butelkę z wodą
truskawkową. Podałem mu leki. - Nie mam kubka, więc musisz popić tak. -powiedziałem
podając mu napój. Przykryłem go kołdra i sam też się wsunąłem pod pościel
kładąc się na boku przy nim.
Zaniósł mnie najpierw do łazienki, a potem do pokoju, gdzie położył mnie na swoim łóżku. Podał mi tabletki, a potem butelkę. Połknąłem, a następnie położył się obok... Przytuliłem się do niego. Nic mi nie robi...Zupełnie tak jak wtedy w nocy... Mogłoby być tak codziennie. - A Tobie nie jest zimno aniki? - Spytałem cicho.
Przytuliłem się do niego. - Nie. Mi jest ciepło-przy nim miałoby mi być zimno? Brak takiej opcji.-Zimno Ci przez chorobę.-dodałem całując go w czubek główki-Spróbuj się przespać, mało spałeś-okryłem jego plecy szczelniej kołdrą.
- Mhm... Tylko mnie nie molestuj, bo się jeszcze zamknę w sobie-Zaśmiałem się i zamknąłem oczy-Ja Ciebie też kocham aniki...Dobranoc-Mruknąłem i przytuliłem się mocniej. Po chwili już widziałem otaczającą mnie ciemność...Sen rozpoczął się...
Pocałowałem go w czoło...lubię go całować...jego skórę...czuć ten zapach...nie stop! Nie mogę o tym myśleć. Przytuliłem się do jego ciała i zapadłem w niespokojny sen. Sam nie wiem co mi się śni...boję się...czuję żal i rozpacz...ale dlaczego? Co się dzieje? Gdzie ja jestem? Ciemne ściany, wilgoć nikłe światło biegnie w moją stronę...
Obudziłem się w nocy na jęki mojego brata. Otworzyłem oczy widząc że rzuca się po pościeli...Obudził mnie mm...Zdenerwowany usiadłem mu na biodrach i położyłem ręce po obu stronach głowy...Czując mój ciężar powinien się obudzić...Grrr jak mi zimno. Przykryłem się pościelą szczelniej.
Gwałtownie się przebudziłem czując, że ktoś jest przy mnie, a raczej na mnie. Otwarłem szeroko oczy. W świetle księżyca rozpoznałem mojego braciszka. Strach ustępował, wszystkie negatywne emocje pomału znikały. Skąd to się wzięło? - Ototou - wyszeptałem i przyciągnąłem go do siebie przytulając mocno. Tak w ogóle to czemu on na mnie siedzi?
Nagle wypowiedział moje imię i mnie przytulił... Właściwie to dziwna pozycja...Zarumieniłem się uświadamiając to sobie.-Co Ci się śniło? - Westchnąłem opierając głowę na jego klatce piersiowej i nadal nie schodząc z niego. Nie ma tak dobrze...Przez niego przebudziłem się.
Uchyliłem oczy i patrzyłem na niego spokojnie-Sam nie wiem. Dokładnie to chyba nic. Na początku widziałem tylko ciemność, czułem wilgoć, strach, żal i rozpacz, sam nie wiem dlaczego i jak...a później światło biegnące w moją stronę...nie wiem co to było...jakiś głupi sen. Przeprasza, że Cię obudziłem.-powiedziałem głaszcząc go po plecach.
Zaniósł mnie najpierw do łazienki, a potem do pokoju, gdzie położył mnie na swoim łóżku. Podał mi tabletki, a potem butelkę. Połknąłem, a następnie położył się obok... Przytuliłem się do niego. Nic mi nie robi...Zupełnie tak jak wtedy w nocy... Mogłoby być tak codziennie. - A Tobie nie jest zimno aniki? - Spytałem cicho.
Przytuliłem się do niego. - Nie. Mi jest ciepło-przy nim miałoby mi być zimno? Brak takiej opcji.-Zimno Ci przez chorobę.-dodałem całując go w czubek główki-Spróbuj się przespać, mało spałeś-okryłem jego plecy szczelniej kołdrą.
- Mhm... Tylko mnie nie molestuj, bo się jeszcze zamknę w sobie-Zaśmiałem się i zamknąłem oczy-Ja Ciebie też kocham aniki...Dobranoc-Mruknąłem i przytuliłem się mocniej. Po chwili już widziałem otaczającą mnie ciemność...Sen rozpoczął się...
Pocałowałem go w czoło...lubię go całować...jego skórę...czuć ten zapach...nie stop! Nie mogę o tym myśleć. Przytuliłem się do jego ciała i zapadłem w niespokojny sen. Sam nie wiem co mi się śni...boję się...czuję żal i rozpacz...ale dlaczego? Co się dzieje? Gdzie ja jestem? Ciemne ściany, wilgoć nikłe światło biegnie w moją stronę...
Obudziłem się w nocy na jęki mojego brata. Otworzyłem oczy widząc że rzuca się po pościeli...Obudził mnie mm...Zdenerwowany usiadłem mu na biodrach i położyłem ręce po obu stronach głowy...Czując mój ciężar powinien się obudzić...Grrr jak mi zimno. Przykryłem się pościelą szczelniej.
Gwałtownie się przebudziłem czując, że ktoś jest przy mnie, a raczej na mnie. Otwarłem szeroko oczy. W świetle księżyca rozpoznałem mojego braciszka. Strach ustępował, wszystkie negatywne emocje pomału znikały. Skąd to się wzięło? - Ototou - wyszeptałem i przyciągnąłem go do siebie przytulając mocno. Tak w ogóle to czemu on na mnie siedzi?
Nagle wypowiedział moje imię i mnie przytulił... Właściwie to dziwna pozycja...Zarumieniłem się uświadamiając to sobie.-Co Ci się śniło? - Westchnąłem opierając głowę na jego klatce piersiowej i nadal nie schodząc z niego. Nie ma tak dobrze...Przez niego przebudziłem się.
Uchyliłem oczy i patrzyłem na niego spokojnie-Sam nie wiem. Dokładnie to chyba nic. Na początku widziałem tylko ciemność, czułem wilgoć, strach, żal i rozpacz, sam nie wiem dlaczego i jak...a później światło biegnące w moją stronę...nie wiem co to było...jakiś głupi sen. Przeprasza, że Cię obudziłem.-powiedziałem głaszcząc go po plecach.
Zaczął
masować mi plecy przez co poczułem się jeszcze dziwniej. Zaczerwieniłem się
mocniej... Pieprze się ze swoim bratem... Jestem kochankiem Hokage... Dziwna
sytuacja....Nie. Nie może mnie to kręcić. To mój aniki - Onisama... nic nie
szkodzi. -Odpowiedziałem i pocałowałem go w policzek.-Nie wiem... Może masz
wyrzuty sumienia i to przez to. Wiesz... sny to odzwierciedlenia naszych lęków-Powiedziałem
patrząc mu w oczy.
Czy to możliwe? Tak...może mieć racje. Odwróciłem wzrok od jego oczu. Ma racje...mam wyrzuty sumienia...duże – może - mruknąłem cicho. Nie umiem inaczej...a może nie chcę? Czy umiałbym nie myśleć o nim w ten sposób? Chcę go dotykać, smakować jego ust...to jest silniejsze ode mnie...nie umiem i nie chcę...przez to czuję jeszcze większe wyrzuty...
Hmm doskonale zdaje sobie z tego sprawę, że to złe. Ale i tak nie przestanie. Podniosłem się z niego i zszedłem z jego ud. Chociaż to i tak nadal dość krępujące uczucie spać z własnym kochanym gwałcicielem, że tak to ujmę...Sam nie wiem co już o tym myśleć. Czy osoba która naprawdę kocha potrafiłaby tak krzywdzić? Położyłem się z westchnieniem-Idź spać aniki. - Mruknąłem i zamknąłem oczy znów.
Kiwnąłem w odpowiedzi głową. I taj już nie usnę. Przysunąłem się bliżej niego i go delikatnie objąłem. Nadal nurtuje mnie ta jedna sprawa...jedna z wielu, ale...-Itachi? - zapytałem cicho nie wiedząc czy aby czasem już nie śpi. Gdy usłyszałem że nie, dokończyłem-Czy jak Cię tak po prostu przytulam...albo całuję w czoło...to też się brzydzisz? - nadal mówiłem cicho. Nie wiem czy chcę znać jego odpowiedź...
Co to za głupie pytanie...Czy tak jest? Czuję odrzucenie...do niego, bo boję się tego co ma się ze mną wtedy stać. Czasami skrępowanie, że jego usta znowu są na mnie - Nie. Tylko... strach.-Westchnąłem - Czemu miałbym brzydzić się normalnego dotyku od Ciebie? Gdybyś tylko tak...się zachowywał... nie miałbym żadnych problemów-Wybąkałem skrępowany i poniekąd z poczuciem winy...Ranię go wiem to, ale on mnie też. - Wiesz jakie mielibyśmy kłopoty gdyby nasz związek wyszedł na jaw? - Westchnąłem przyznając się do tego...jakbym chodził z nim... No cóż można to tak nazwać...Chodź to on mnie kocha dziwnie...prawda? A może...Nie. Jestem normalny.
Czy to możliwe? Tak...może mieć racje. Odwróciłem wzrok od jego oczu. Ma racje...mam wyrzuty sumienia...duże – może - mruknąłem cicho. Nie umiem inaczej...a może nie chcę? Czy umiałbym nie myśleć o nim w ten sposób? Chcę go dotykać, smakować jego ust...to jest silniejsze ode mnie...nie umiem i nie chcę...przez to czuję jeszcze większe wyrzuty...
Hmm doskonale zdaje sobie z tego sprawę, że to złe. Ale i tak nie przestanie. Podniosłem się z niego i zszedłem z jego ud. Chociaż to i tak nadal dość krępujące uczucie spać z własnym kochanym gwałcicielem, że tak to ujmę...Sam nie wiem co już o tym myśleć. Czy osoba która naprawdę kocha potrafiłaby tak krzywdzić? Położyłem się z westchnieniem-Idź spać aniki. - Mruknąłem i zamknąłem oczy znów.
Kiwnąłem w odpowiedzi głową. I taj już nie usnę. Przysunąłem się bliżej niego i go delikatnie objąłem. Nadal nurtuje mnie ta jedna sprawa...jedna z wielu, ale...-Itachi? - zapytałem cicho nie wiedząc czy aby czasem już nie śpi. Gdy usłyszałem że nie, dokończyłem-Czy jak Cię tak po prostu przytulam...albo całuję w czoło...to też się brzydzisz? - nadal mówiłem cicho. Nie wiem czy chcę znać jego odpowiedź...
Co to za głupie pytanie...Czy tak jest? Czuję odrzucenie...do niego, bo boję się tego co ma się ze mną wtedy stać. Czasami skrępowanie, że jego usta znowu są na mnie - Nie. Tylko... strach.-Westchnąłem - Czemu miałbym brzydzić się normalnego dotyku od Ciebie? Gdybyś tylko tak...się zachowywał... nie miałbym żadnych problemów-Wybąkałem skrępowany i poniekąd z poczuciem winy...Ranię go wiem to, ale on mnie też. - Wiesz jakie mielibyśmy kłopoty gdyby nasz związek wyszedł na jaw? - Westchnąłem przyznając się do tego...jakbym chodził z nim... No cóż można to tak nazwać...Chodź to on mnie kocha dziwnie...prawda? A może...Nie. Jestem normalny.
Strach...boi
się mnie...nie chciałem by tak było...on mnie nigdy nie pokocha, na co ja
właściwie liczę? On jest taki piękny, kochany, niczym anioł...jak mógłby mnie
pokochać w ten inny sposób? Tylko ja jestem taki nienormalny...by zakochać się
w swoim malutkim braciszku...i jeszcze tak go traktować...trzeba być
potworem...przymknąłem oczy. Przypomniałem sobie, że muszę mu
odpowiedzieć...-Nie nazwałbym tego związkiem...ty też nie...nawet zapewne nie
chcesz...Wiem...-odpowiedziałem z ciężkim sercem. Powinienem to zakończyć by
móc mu dać szansę normalnego życia...by przestał cierpieć...ale dlaczego nie
potrafię!? Dlaczego...?
Nie nazwałby tego związkiem...Traktuje mnie jako zabawkę? Nie kocha mnie w taki sposób tylko używa? Zabolały mnie jego słowa.-Mam tego dość...-Westchnąłem i odsunąłem się trochę od niego...-Aniki... nie możesz sobie w takim razie po prostu kogoś znaleźć? - Spytałem poniekąd z pretensją i żalem.
Popatrzyłem na niego ze zdziwieniem. Znaleźć sobie kogoś? Ale..-Ja..nie...nie potrafiłbym...-powiedziałem cicho...ma tego dość...no tak, brzydzi się mną-Wybacz Itachi...ja...kocham Cię...i po prostu...nie umiałbym-mruknąłem nie patrząc na niego-idź spać-poprosiłem go odwracając się na plecy i wpatrując w sufit.
Nie potrafił by? Kocha mnie, ale przecież jak brata. Sam powiedział, że naszą relację nie można nazwać związkiem. Aż tak się przywiązał do mojego ciała, że nie potrafi przestać? Aż tak mu dobrze? I właściwie jakbym się poczuł gdyby sobie kogoś znalazł? Nie byłoby to raczej przyjemne...Zbliżyłem się znów do jego ciała i przytuliłem. Oparłem głowę na jego klatce...-Ja Ciebie też kocham...Dobranoc braciszku-Westchnąłem i zamknąłem znów oczka.
-Dobranoc-objąłem go ramieniem. Odczekałem kilka minut-Szkoda, że nie tak jak ja Ciebie-zamknąłem oczy i spróbowałem usnąć co mi nie zbyt wychodziło, więc po prostu leżałem i czekałem, aż nadejdzie nowy dzień.
Dzień śmierci moich rodziców...Był straszny. Pełno krwi wszędzie...Aniki łapiący mnie w ramiona...Trupy walające się wszędzie...Ja jako siedmioletnie zapłakane bezradne dziecko...Potem pogrzeb... Przejmująca cisza w domu... Zamęt... Podejrzenia Sasuke o mord... Koniec...Urywki z przeszłości przewijające się przed moimi oczami...razem nie dające sensu...Otworzyłem oczy...Nadal leżę przytulony do aniki - Onisama... chyba mi nie przejdzie tak łatwo. - Mruknąłem z chrypką. Mam chyba lekką gorączkę...
Spojrzałem zmartwiony na niego. Dotknąłem dłonią jego czoła rozpalone-Nie chyba, a na pewno. Zostaniesz dzisiaj w łóżku. Musisz się wygrzać. Powiadomię Naruto o twojej nieobecności.-pogłaskałem go po włoskach.-Jesteś głodny? - zapytałem.
Nie nazwałby tego związkiem...Traktuje mnie jako zabawkę? Nie kocha mnie w taki sposób tylko używa? Zabolały mnie jego słowa.-Mam tego dość...-Westchnąłem i odsunąłem się trochę od niego...-Aniki... nie możesz sobie w takim razie po prostu kogoś znaleźć? - Spytałem poniekąd z pretensją i żalem.
Popatrzyłem na niego ze zdziwieniem. Znaleźć sobie kogoś? Ale..-Ja..nie...nie potrafiłbym...-powiedziałem cicho...ma tego dość...no tak, brzydzi się mną-Wybacz Itachi...ja...kocham Cię...i po prostu...nie umiałbym-mruknąłem nie patrząc na niego-idź spać-poprosiłem go odwracając się na plecy i wpatrując w sufit.
Nie potrafił by? Kocha mnie, ale przecież jak brata. Sam powiedział, że naszą relację nie można nazwać związkiem. Aż tak się przywiązał do mojego ciała, że nie potrafi przestać? Aż tak mu dobrze? I właściwie jakbym się poczuł gdyby sobie kogoś znalazł? Nie byłoby to raczej przyjemne...Zbliżyłem się znów do jego ciała i przytuliłem. Oparłem głowę na jego klatce...-Ja Ciebie też kocham...Dobranoc braciszku-Westchnąłem i zamknąłem znów oczka.
-Dobranoc-objąłem go ramieniem. Odczekałem kilka minut-Szkoda, że nie tak jak ja Ciebie-zamknąłem oczy i spróbowałem usnąć co mi nie zbyt wychodziło, więc po prostu leżałem i czekałem, aż nadejdzie nowy dzień.
Dzień śmierci moich rodziców...Był straszny. Pełno krwi wszędzie...Aniki łapiący mnie w ramiona...Trupy walające się wszędzie...Ja jako siedmioletnie zapłakane bezradne dziecko...Potem pogrzeb... Przejmująca cisza w domu... Zamęt... Podejrzenia Sasuke o mord... Koniec...Urywki z przeszłości przewijające się przed moimi oczami...razem nie dające sensu...Otworzyłem oczy...Nadal leżę przytulony do aniki - Onisama... chyba mi nie przejdzie tak łatwo. - Mruknąłem z chrypką. Mam chyba lekką gorączkę...
Spojrzałem zmartwiony na niego. Dotknąłem dłonią jego czoła rozpalone-Nie chyba, a na pewno. Zostaniesz dzisiaj w łóżku. Musisz się wygrzać. Powiadomię Naruto o twojej nieobecności.-pogłaskałem go po włoskach.-Jesteś głodny? - zapytałem.
Mam
opuścić treningi tylko dlatego że jestem chory... - Hmm to chyba nie zbyt dobry
pomysł-Westchnąłem patrząc na niego z czułością. Kocham go... Nie chce by miał
przeze mnie kłopoty. I tak mam za dużą
taryfę ulgową... A jeśli nie będę się dogadywać ze swoimi współtowarzyszami i
unikał ciągle obowiązków to on będzie też na tym stratny-Nie jestem...To przez
ten ból gardła-Powiedziałem i dałem mu całusa w policzek. No cóż... zawsze jak
choruję wtedy lubię dawać i otrzymywać opiekę i czułość... Sam nie wiem czemu.
-Lepiej żebyś się teraz wyleczył i szybko wrócił do zdrowia niż gdybyś miał później chorować tygodniami. To tylko tydzień i Ci przejdzie.-powiedziałem z czułością. Zacząłem się bawić jego włoskami. Pocałował mnie...w policzek, ale pocałował...coraz częściej dostaję buziaki. Uśmiechnąłem się do swoich myśli.
Hmm...może i ma racje. Tak może będzie dla niego też lepiej...Chociaż naprawdę wolałbym iść trenować. - Hmm dobrze hokage sama - Mruknąłem obserwując jego rękę. Bawi się moimi włosami...Dziwnie się czuję... Gdy tylko pomyślę, że tyle razy już to z nim robiłem...To taki wstyd... Najgorzej było wtedy gdy czułem z tego przyjemność...To było okropne.
Zmarszczyłem nos na to jak mnie nazwał. I żeby to jeszcze miało żartobliwy ton...-Mówiłem byś mnie tak nie nazywał-powiedziałem łagodnie. Nie chce mi się wstawać. Dobrze mi przy nim. Lubię jego włosy, są takie miękkie, tak samo jego wargi, miękkie słodkie, używa bardzo ładnego olej...stop...miałem o tym nie myśleć...nie mogę o tym myśleć, bo jeszcze...będzie niedobrze...westchnąłem w myślach. Zdecydowanie za bardzo Cię kocham Itachi.
Hmm... mam go tak nie nazywać... Strasznie mu to przeszkadza. -Mmm... mówiłeś... -Mruknąłem patrząc mu w oczy i leżąc spokojnie.-Ale jesteś nim... -Dodałem po chwili z powagą. - Hokage sama - Dodałem z uśmiechem-Lubię Cię denerwować-Dodałem z zadziornością.
-Jestem - przytaknąłem-Ale nie dla Ciebie. Ty nie musisz mnie tak nazywać.-uśmiechnąłem się.-To już chyba zauważyłem-zaśmiałem się. Spojrzałem w jego piękne oczy. Nieskazitelnie czarne, długie rzęsy...Kami-sama! Może naprawdę było by lepiej gdybym sobie kogoś znalazł...nie umiem przestać o nim myśleć!
-Oh... No wiesz powinienem poczuć się urażony-Zaśmiałem się-Ja... zawsze mam czyste intencje-Mruknąłem z delikatnym uśmiechem i kichnąłem-Nie cierpię chorować-Dodałem po chwili. Co do intencji... on mnie przebija na wskroś. Swoją drogą...Pewnie znów będzie chciał zostać by się mną zaopiekować. No cóż... nie żebym narzekał, ale ma obowiązki.
Ma taki piękny śmiech, dawno już nie słyszałem jak się śmieje...-Oczywiście, zawsze-powiedziałem pewnie i się zaśmiałem-A kto lubi? - zapytałem. Kicha jak taki mały sodki kociak. Ciekawe jakby wyglądał w kocich uszkach z ogonkiem byłby jeszcze słod...i znowu to samo! Ja już nie mogę...wyobraźnia podsuwa mi coraz więcej ciekawych, ale cenzuralnych myśli z nim w roli głównej...
-Każdy praktycznie uczeń akademii - Zaśmiałem się delikatnie. Mnie osądza o złośliwość też mi coś. To w takim razie jak można nazwać jego zachowanie? Praktyki? Chodzeniem po gwałtach do celu...Ahhh odbija mi-Ale ty idziesz do biura? - Spytałem zmieniając ton na " nawet znów nie zaczynaj"
Zaśmiałem się razem z nim. Zrobiłem słodkie oczka na jego pytanie - Jaaaa? Oczyywwiiiśśście - odpowiedziałem z niewinna minką. Nie chce mi się. Chcę tu z nim być...Dopóki mogę...nie może mi zabronić...on może wszystko...
Już mu wierzę...Jeśli nie pójdzie o dziewiątej to go tam zaniosę siłą. Swoją drogą nie wiem co więcej powiedzieć. Jakoś nie wiążę mnie z nim praktycznie nic, a zarazem łączy nas wszystko i teraz zapanowała ta cisza. Swoją drogą pięknie wygląda z tą minką...No ale...to tylko mój brat.
Znowu żadne z nas nie wie co ma powiedzieć. Żyjemy ze sobą, znamy się od zawsze...a tak mało o sobie wiemy...Powinienem więcej uwagi przyłożyć do tego-Jakiej techniki teraz się uczysz? - zapytałem. Jakiś temat zawsze jest.
-Lepiej żebyś się teraz wyleczył i szybko wrócił do zdrowia niż gdybyś miał później chorować tygodniami. To tylko tydzień i Ci przejdzie.-powiedziałem z czułością. Zacząłem się bawić jego włoskami. Pocałował mnie...w policzek, ale pocałował...coraz częściej dostaję buziaki. Uśmiechnąłem się do swoich myśli.
Hmm...może i ma racje. Tak może będzie dla niego też lepiej...Chociaż naprawdę wolałbym iść trenować. - Hmm dobrze hokage sama - Mruknąłem obserwując jego rękę. Bawi się moimi włosami...Dziwnie się czuję... Gdy tylko pomyślę, że tyle razy już to z nim robiłem...To taki wstyd... Najgorzej było wtedy gdy czułem z tego przyjemność...To było okropne.
Zmarszczyłem nos na to jak mnie nazwał. I żeby to jeszcze miało żartobliwy ton...-Mówiłem byś mnie tak nie nazywał-powiedziałem łagodnie. Nie chce mi się wstawać. Dobrze mi przy nim. Lubię jego włosy, są takie miękkie, tak samo jego wargi, miękkie słodkie, używa bardzo ładnego olej...stop...miałem o tym nie myśleć...nie mogę o tym myśleć, bo jeszcze...będzie niedobrze...westchnąłem w myślach. Zdecydowanie za bardzo Cię kocham Itachi.
Hmm... mam go tak nie nazywać... Strasznie mu to przeszkadza. -Mmm... mówiłeś... -Mruknąłem patrząc mu w oczy i leżąc spokojnie.-Ale jesteś nim... -Dodałem po chwili z powagą. - Hokage sama - Dodałem z uśmiechem-Lubię Cię denerwować-Dodałem z zadziornością.
-Jestem - przytaknąłem-Ale nie dla Ciebie. Ty nie musisz mnie tak nazywać.-uśmiechnąłem się.-To już chyba zauważyłem-zaśmiałem się. Spojrzałem w jego piękne oczy. Nieskazitelnie czarne, długie rzęsy...Kami-sama! Może naprawdę było by lepiej gdybym sobie kogoś znalazł...nie umiem przestać o nim myśleć!
-Oh... No wiesz powinienem poczuć się urażony-Zaśmiałem się-Ja... zawsze mam czyste intencje-Mruknąłem z delikatnym uśmiechem i kichnąłem-Nie cierpię chorować-Dodałem po chwili. Co do intencji... on mnie przebija na wskroś. Swoją drogą...Pewnie znów będzie chciał zostać by się mną zaopiekować. No cóż... nie żebym narzekał, ale ma obowiązki.
Ma taki piękny śmiech, dawno już nie słyszałem jak się śmieje...-Oczywiście, zawsze-powiedziałem pewnie i się zaśmiałem-A kto lubi? - zapytałem. Kicha jak taki mały sodki kociak. Ciekawe jakby wyglądał w kocich uszkach z ogonkiem byłby jeszcze słod...i znowu to samo! Ja już nie mogę...wyobraźnia podsuwa mi coraz więcej ciekawych, ale cenzuralnych myśli z nim w roli głównej...
-Każdy praktycznie uczeń akademii - Zaśmiałem się delikatnie. Mnie osądza o złośliwość też mi coś. To w takim razie jak można nazwać jego zachowanie? Praktyki? Chodzeniem po gwałtach do celu...Ahhh odbija mi-Ale ty idziesz do biura? - Spytałem zmieniając ton na " nawet znów nie zaczynaj"
Zaśmiałem się razem z nim. Zrobiłem słodkie oczka na jego pytanie - Jaaaa? Oczyywwiiiśśście - odpowiedziałem z niewinna minką. Nie chce mi się. Chcę tu z nim być...Dopóki mogę...nie może mi zabronić...on może wszystko...
Już mu wierzę...Jeśli nie pójdzie o dziewiątej to go tam zaniosę siłą. Swoją drogą nie wiem co więcej powiedzieć. Jakoś nie wiążę mnie z nim praktycznie nic, a zarazem łączy nas wszystko i teraz zapanowała ta cisza. Swoją drogą pięknie wygląda z tą minką...No ale...to tylko mój brat.
Znowu żadne z nas nie wie co ma powiedzieć. Żyjemy ze sobą, znamy się od zawsze...a tak mało o sobie wiemy...Powinienem więcej uwagi przyłożyć do tego-Jakiej techniki teraz się uczysz? - zapytałem. Jakiś temat zawsze jest.
-Genjutsu
- Odpowiedziałem bez wahania. - Zamierzam usypiać wszystkich dookoła-Dodałem
starając się utrzymać rozmowę. Chciałbym wyjść stąd...Nie chcę tu siedzieć. Podniosłem
się z łóżka...-Nie zamierzam leżeć-Powiedziałem zdecydowanie.
Westchnąłem i też się podniosłem-Możesz nie chcieć leżeć ze mną, rozumiem, ale musisz leżeć w łóżku by nie rozchorować się jeszcze bardziej-powiedziałem spokojnie. Wstając i przeciągając się-dla własnego dobra musisz-dodałem.
-To nie tak-Odpowiedziałem z irytacją. - Boszz co za bezsens-Mruknąłem i opadłem na łóżko-Jakby leżenie miało mnie wyleczyć...-Dodałem ze złością i znów kichnąłem. Ahhh a dziś miałem mieć trening...Wkurzą się na mnie podwójnie. Mam przechlapane
Westchnąłem i też się podniosłem-Możesz nie chcieć leżeć ze mną, rozumiem, ale musisz leżeć w łóżku by nie rozchorować się jeszcze bardziej-powiedziałem spokojnie. Wstając i przeciągając się-dla własnego dobra musisz-dodałem.
-To nie tak-Odpowiedziałem z irytacją. - Boszz co za bezsens-Mruknąłem i opadłem na łóżko-Jakby leżenie miało mnie wyleczyć...-Dodałem ze złością i znów kichnąłem. Ahhh a dziś miałem mieć trening...Wkurzą się na mnie podwójnie. Mam przechlapane
Uśmiechnąłem
się.-Nie bezsens, a normalne leczenie. Pójdę tylko do twojego, od siedmiu
boleści senseja, na sekundę do biura i wracam i lepiej żebyś leżał grzecznie opatulony
kołderką-pokiwałem z uśmiechem na niego palcem. Podszedłem do szafki i wyciągnąłem
z niej bokserki, a obok koszulkę, spodnie i inne ciuchy.
Nie
zgadzam się na to. Jak tylko sobie pójdzie i porozmawia z Naruto pójdę na
trening i tak i tak. Odczekałem, aż się ubierze...Po czym wróciłem do siebie do
pokoju gdy tylko wyszedł. Ubrałem się i poszedłem na spotkanie. Sensej
przyszedł nie zadowolony na miejsce. Zdziwił się moim pobytem, ale stwierdziłem
ze to przesada że mam siedzieć w domu. I że nie chcę i basta...Naruto sensej na
to tylko zaśmiał się i kiwnął głową. Zacząłem walczyć z Deidarą który o dziwo
nie odzywał sie do mnie...Puszcza focha ka..
Przebrałem
się i poszedłem do Naruto. Wytłumaczyłem mu, że Itachi jest chory i nie będzie
go na treningach. Potem zaszedłem jeszcze na sekundę do biura. Przygotowałem
odpowiednie dokumenty, podpisałem parę papierków. Wróciłem z zakupami do domu.
Rozpakowałem. Wszedłem do jego pokoju...nie ma go. Pewnie śpi u mnie...i tu go
nie ma!? Trening...Teleportowałem się tam. Ita walczył z tym blondynem...Dei
tak? chyba...-zapomniałem Ci dopowiedzieć, że jakby przyszedł masz go odesłać
do domu.-powiedziałem do Naruto który krzyknął ze zdziwienia na mój widok.
Spojrzałem na niego zirytowany. Że też nie wyczuł chakry...Przybrałem maskę
spokojnego zimna i czekałem aż skończy walkę lub mnie zauważy.
Walczyłem dalej bez słów z blondynem. Ta cisza mnie wykańcza! Słychać jedynie wybuchy. To nie jest podobne do niego...Kontynuowałem tak, gdy nagle usłyszałem znajomy głos..Uniknąłem bomby i wycofałem się odwracając do tylu. Rozszerzyłem oczy widząc zirytowanego brata. Westchnąlem tylko i otarłem pot z czoła...
Walczyłem dalej bez słów z blondynem. Ta cisza mnie wykańcza! Słychać jedynie wybuchy. To nie jest podobne do niego...Kontynuowałem tak, gdy nagle usłyszałem znajomy głos..Uniknąłem bomby i wycofałem się odwracając do tylu. Rozszerzyłem oczy widząc zirytowanego brata. Westchnąlem tylko i otarłem pot z czoła...
Patrzyłem
jak walczy. W końcu mnie zauważył. Odwrócił się plecami do wroga...ojj Ita...-Nic
nie zrobisz? - spytałem Naruto. Ten spojrzał na mnie ze zdziwieniem.
Westchnąłem i pojawiłem się szybko za plecami Itachiego odbijając kataną małe
bomby które leciały w jego stronę. Na pewno by je zdetonował, widać że mają ze sobą
na pieńku...Przywołałem chłopaka bliżej siebie. Podszedł do nas ze spuszczona
głową. Uśmiechnąłem się do niego.
Cofnąłem się o krok. - Ty - zwróciłem się do Itachiego - Nie powinieneś się
odwracać plecami do swojego wroga, czy to chociażby w ćwiczeniach, one mają Cię
czegoś nauczyć, a nie zabić Ci czas. A ty-zwróciłem się do Deidary...- Nie
powinieneś atakować przeciwnika jak stoi tyłem, tak nie postępuje shinobi. - upomniałem
ich.-Chociaż tobie to by się przydało oberwać. Ładnie to tak nie słuchać się
starszego brata? - zapytałem czochrając go po włosach.-Wracamy i nie marz, że w
ciągu tygodnia wyjdziesz z łóżka. - powiedziałem stanowczo.
Sasuke uratował mi skórę, a potem zaczął dawać reprymendę. Zawstydził mnie gdy zaczął czochrać mnie po włosach.-Poradził bym sobie. Byłem na to przygotowany-Westchnąłem ciężko i wyłączyłem sharingana. Oczywiście, że uniknął bym tego jakoś... Sam nie wiem instynkt zachowawczy-A shinobi nie ma być uczciwy tylko przebiegły.-Dodałem z boleścią. Ahhh jak mnie głowa boli...-Bardzo ładnie. Nie ma mowy... Nie chce mi się-Dodałem z przekorem.
-Gdyby była prawdziwa walka i przeciwnik większego stopnia oczywiście, że byś sobie poradził-prychnąłem sarkastycznie-Ma mieć honor, to go m.in. wyróżnia od przestępców. - pouczałem go dalej. - Masz racje nie ma mowy bo idziemy tam zaraz i albo pójdziesz sam, albo Cię zaniosę. Wybieraj-oznajmiłem mu.
Mmm zirytował mnie. Nie jestem taki słaby.-Nigdzie nie idę-Odpowiedziałem w proteście. Nie mam ochoty.-Nie jestem obłożnie chory by unikać swoich obowiązków-Dodałem z oburzeniem i Założyłem ręce na pierś. Nie będzie hokaaage pluł mi w twarz...Będziemy wszyscyyyy walczyyyyyć. Zanuciłem sobie w umyśle melodię. Odwala mi przez tą gorączkę.
Westchnąłem-Ok. Nigdzie nie idziesz...sam Cie zaniosę-powiedziałem i szybko go złapałem za ramie. Podniosłem do góry i jakby nigdy nic przerzuciłem sobie przez ramię, jednak tak, by go nic nie bolało.-Na razie - rzuciłem do pozostałych i ruszyłem szybko do domu.
Zaczerwieniłem się gdy mnie podniósł. Zaczął biec do domu trzymając mnie przez ramie. Zacząłem klepać go delikatnie po plecach tak by to czuł, ale żeby go nie bolało -Sasuke puść mnie! - Wykrzyczałem zirytowany krzycząc. Nie chce siedzieć w domu jak jakiś frajer tylko dlatego, że mam kaszel i gorączkę! To bezsensu.
-W domu-odpowiedziałem na jego..hmmm rozkaz. Szybko dobiegłem do celu i wszedłem do środka. Skoro mu sie nudzi to mu urozmaicę czas...Poszedłem do siebie. Zsunąłem go z mojego ramienia i od razu go pocałowałem szybko pogłębiając pocałunek, zanim nie zdążył ścisnąć ust.
Gdy dotarliśmy do domu szybko wbiegł do swojego pokoju. Chciałem zacząć na niego wrzeszczeć jednak od razy wpił mi się w usta...Przytrzymał mnie żebym się nie wyrywał...Zacząłem odpychać mu język swoim... Sprowokowałem go teraz mnie ukarze...Mmm...nie...
Sasuke uratował mi skórę, a potem zaczął dawać reprymendę. Zawstydził mnie gdy zaczął czochrać mnie po włosach.-Poradził bym sobie. Byłem na to przygotowany-Westchnąłem ciężko i wyłączyłem sharingana. Oczywiście, że uniknął bym tego jakoś... Sam nie wiem instynkt zachowawczy-A shinobi nie ma być uczciwy tylko przebiegły.-Dodałem z boleścią. Ahhh jak mnie głowa boli...-Bardzo ładnie. Nie ma mowy... Nie chce mi się-Dodałem z przekorem.
-Gdyby była prawdziwa walka i przeciwnik większego stopnia oczywiście, że byś sobie poradził-prychnąłem sarkastycznie-Ma mieć honor, to go m.in. wyróżnia od przestępców. - pouczałem go dalej. - Masz racje nie ma mowy bo idziemy tam zaraz i albo pójdziesz sam, albo Cię zaniosę. Wybieraj-oznajmiłem mu.
Mmm zirytował mnie. Nie jestem taki słaby.-Nigdzie nie idę-Odpowiedziałem w proteście. Nie mam ochoty.-Nie jestem obłożnie chory by unikać swoich obowiązków-Dodałem z oburzeniem i Założyłem ręce na pierś. Nie będzie hokaaage pluł mi w twarz...Będziemy wszyscyyyy walczyyyyyć. Zanuciłem sobie w umyśle melodię. Odwala mi przez tą gorączkę.
Westchnąłem-Ok. Nigdzie nie idziesz...sam Cie zaniosę-powiedziałem i szybko go złapałem za ramie. Podniosłem do góry i jakby nigdy nic przerzuciłem sobie przez ramię, jednak tak, by go nic nie bolało.-Na razie - rzuciłem do pozostałych i ruszyłem szybko do domu.
Zaczerwieniłem się gdy mnie podniósł. Zaczął biec do domu trzymając mnie przez ramie. Zacząłem klepać go delikatnie po plecach tak by to czuł, ale żeby go nie bolało -Sasuke puść mnie! - Wykrzyczałem zirytowany krzycząc. Nie chce siedzieć w domu jak jakiś frajer tylko dlatego, że mam kaszel i gorączkę! To bezsensu.
-W domu-odpowiedziałem na jego..hmmm rozkaz. Szybko dobiegłem do celu i wszedłem do środka. Skoro mu sie nudzi to mu urozmaicę czas...Poszedłem do siebie. Zsunąłem go z mojego ramienia i od razu go pocałowałem szybko pogłębiając pocałunek, zanim nie zdążył ścisnąć ust.
Gdy dotarliśmy do domu szybko wbiegł do swojego pokoju. Chciałem zacząć na niego wrzeszczeć jednak od razy wpił mi się w usta...Przytrzymał mnie żebym się nie wyrywał...Zacząłem odpychać mu język swoim... Sprowokowałem go teraz mnie ukarze...Mmm...nie...
Ok. Uzupełniłyśmy bloga, a teraz aby były następne rozdziały, poprosimy o komentarze. Na poprzednim blogu czekałyśmy trzy miesiące, ale w końcu się pojawił. No i pojawiła się notka. Tutaj, ale pojawiła. Mamy nadzieję, że grafika i całe opowiadanie nie jest takie złe. Przepraszamy za błędy.
Z każdym kolejnym rozdziałem wasze opowiadanie coraz bardziej wciąga. Momentami czytając waszego bloga żałuję, że historia w "Naruto" nie jest taka jak wasza. Pozdrowienia elisha.
OdpowiedzUsuńDopiero niedawno trafiłam na ten blog, ale już zdążyłam włożyć go do ulubionych - podoba mi się ten paring, chociaż historia nietypowa, ładny styl pisania, mało błędów i ciekawie opowiadane, chociaż zdaża mi się pomylić w narracji i nie wiem, kiedy są przemyślenia Itachiego, a kiedy Sasuke. Może zastosujecie różne kolory tekstu? Ułatwiłoby to czytanie. :-)
OdpowiedzUsuńCzekam z niecierpliwością na nowy rozdział.
Rika-chan
Zdecydowanie zgadzam się z powyższymi komentarzami. Wasz blog jest cudny, ale tak jak Rika-chan momentami mylę się w narracji. Poza tym tekst jest spójny i ciekawy. Jeszcze mi się nie zdarzyło trafić na pomysł z zamianą ról braci, ale muszę przyznać, że od dawna takie coś mi się podobało. Czekam z niecierpliwością na nowy rozdział. Pozdrowienia.
OdpowiedzUsuńKika
Wasz blog zdecydowanie jest jednym z moich ulubionych. Historia jest oryginalna. Nie spodziewałam się, że ktokolwiek napisze takie opowiadanie, ale jak już zaczęłam czytać to nie mogłam oderwać oczu od ekranu. Macie talent jeśli chodzi o pisanie, ale jak już było napisane w poprzednich komentarzach mylę się w narracji. Nie mogę się doczekać nowej notki.
OdpowiedzUsuńNina