Uwaga!
Blog zawiera treści yaoi ( męsko - męska miłość psychiczna oraz fizyczna) oraz sceny +18. Bohaterowie mają zmienione charaktery, tak jak i świat w którym żyją zmieniony jest na potrzeby opowiadania.
sobota, 6 kwietnia 2013
Rozdział 11
Tutaj... No cóż... Ten rozdział jest stanowczo inny i przypuszczam, że większości się nie spodoba. No, ale akurat włączyła nam się głupawka jak to pisałyśmy i już nie zmieniałyśmy. Tak więc... To coś nowego. Zapraszam do czytania.
OBECNE ORDYNARNE SŁOWNICTWO
Obudziłem się rano...Poszedłem się wykąpać, a następnie ubrałem się. Znów wyszedł wcześnie...Zszedłem na dół i zdziwiłem się jego obecnością.Nadal jest w domu i zrobił mi jeszcze w dodatku śniadanie?Uśmiechnąłem się szeroko i przytuliłem go na przywitanie. - Ohayo onisama. - Powiedziałem z uśmiechem chcąc mu się odwdzięczyć.
Miałem nadzieję, że się nie obudzi. Ale trudno. Odwzajemniłem uśmiech. - Ohayou. Zrobiłem Ci śniadanie. Trochę zaspałem-powiedziałem patrząc na zegarek i się krzywiąc-ale na spotkanie zdążę...-westchnąłem odpowiadając na jego zdziwioną minę jak wchodził. Usiadłem i zacząłem pomału jeść. - Itadakimasu. - Powiedziałem nadal się uśmiechając.
Znów ma przeklęte spotkanie.- Itadakimas. - Powiedziałem gdy już zasiadłem obok.-A co to za spotkanie?-Spytałem zaciekawiony i uśmiechnąłem się do niego ciepło...Nagle kotek przybiegł i wskoczył mi na nogi...-Ooo łezka...-Zaśmiałem się na to co zrobiła.
Uważaj Łezka, bo życie stracisz...pomyślałem w myślach...-Z co lepszymi ludźmi z Anbu i wioski. - Odpowiedziałem. Zjadłem i piłem teraz tylko gorącą kawę patrząc na Itachiego i kociaka.
-Aha...-Odpowiedziałem i wróciłem do pieszczenia kociaczka...-Onisama... mogę iść z Tobą?-Spytałem nie zaprzestając zabawy...-A ty ty ty kociaczku mój kochany najdroższy i najpiękniejszy na świecie...Niuuu
Po jego ostatnich słowach myślałem, że mnie rozniesie. Zabiję tego pchlarza...zrobię z niego ciepłe rękawiczki... Albo czapkę dla Itachiego... Do mnie tak powinien mówić! Po jakie dziadygi ja tu przynosiłem tego gnojka!? Uśmiechnąłem się przymilnie. - Ok...dzisiaj tak, nie mam takich ważnych spraw, ani znowu błahych... będzie miło. -I co kocurze!? Ty nie pójdziesz! Zostaniesz w domu! Jestem zazdrosny o kota... Mam ochotę walnąć głową w stół.
-Hmm, a mogę go zabrać z sobą. - Spytałem patrząc na niego słodkimi oczkami. - No wiesz żeby nie czuł się mój ukochany kociaczek sam...
-Przykro mi nie można do gabinetu przynosić zwierząt w szczególności kotów. Taka etykieta i Mija, sekretarka, ma uczulenie. - Odpowiedziałem przesłodzonym głosikiem i spojrzałem morderczo na kota. - Nic mu nie będzie.
Szkoda. Biedna nie może bawić się z kotami...-W takim razie zostanę z nią-Westchnąłem i ją przytuliłem. Jest taka malutka i kochana... Będę mógł bawić się z nią cały dzień.
-Szkoda-wzruszyłem ramionami-Ja lecę-pocałowałem go w policzek i wyszedłem. Wezwałem do siebie jednego z członka Anbu. Spojrzałem na niego poważnie-W moim domu jest pewien kot...należy do mojego brata, gdy Itachi wyjdzie na trening zabij go... Ale tak by wyglądało na wypadek... Niech sobie kark skręci czy coś. - Machnąłem niedbale ręką. - No już! - Wrzasnąłem na niego.
Wyszedłem na trening jednak był na tyle nudny że wróciłem wcześniej...W domu zastałem ambu który...Rzucił zwłoki mojego kotka.Rozszerzyłem oczy i zacząłem na niego wrzeszczeć...Sasuke...Sasuke jak mogłeś!?W oczach pojawiły mi się łzy.Wpadłem do jego gabinetu...-Ty! Ty! Jak mogłeś mi to do cholery zrobić?!-Zaszlochałem, a w głosie miałem czystą nienawiść.
Spojrzałem zdziwiony na Itachiego który wbiegł do gabinetu. - Eee... - Nie wiedziałem co powiedzieć. Wstałem z krzesła. - O co chodzi Itachi? - Zapytałem. Ma taki głos... Pełen nienawiści...i on rzadko przeklina...
- Nie udawaj! - Powiedziałem, a z oczu zaczęły mi spływać łzy. - Mogłem znieść wszystko ale ty...ale ty! Kazałeś mi ją zabić! Dobrze wiedziałeś, że się do niej przywiązałem!Jak mogłeś mi to do cholery zrobić!? Nienawidzę Cię za to! - Wykrzyczałem i wybiegłem z jego gabinetu, a potem z wioski...Jak najdalej od tego potwora.
Skąd on wie? Przecież... Musiał wrócić wcześniej z treningu. Chciałem zaprzeczać, ale uciekł. Miałem za nim iść kiedy przypomniałem sobie o zebraniu. Mam to gdzieś... Wychodziłem, gdy zatrzymała mnie Mija.... Będę musiał pogadać z nim w domu.
Siedziałem zrozpaczony w lesie gdy nagle poczułem jak ktoś uderzył mnie mocno w tył głowy. Obudziłem się po kilku godzinach w jakimś innym miejscu. Nie spodziewałem się, że do tego dojdzie. Jak mogłem się w coś takiego wpakować? Powinienem powiesić się, a tymczasem zostałem złapany przez Orochimaru i teraz siedzę w tym lochu... Zamierza zacząć eksperymenty wkrótce na mnie... Umrę jak pies... Kabuto coś mi wstrzykuje... Nie wytrzymuję tego bólu... Onisama... Znów straciłem przytomność... Wiem, że ci na mnie nie zależy. Zabiłeś mi nawet kota... Zgwałciłeś, pozbawiłeś mnie jedynego przyjaciela, a teraz jestem tu... Nienawidzę całego świata... Opadłem na kolana przed Oro... Niech się wypcha... Nie zrobię mu loda... Nienawidzę tego!
Wróciłem wieczorem do domu. Nigdzie nie ma Itachiego. Na podłodze było jedynie martwe ciało Łezki. Poszedłem do niej... Matko... Co ja zrobiłem... Czy byłem aż tak zazdrosny o kota!? Wściekłem się... Bo jego tak bardzo kochał, a mnie nie potrafił... Przeszukałem całą wioskę. Nie ma go! Wróciłem do biura. Zwołałem nadzwyczajne zebranie. Kazałem trzem najlepszym członkom Anbu pójść ze mną go odnaleźć. Nikt nie śmiał się sprzeciwić. Moje miejsce na czas nieobecności zajął Mitutsu. Wyruszyliśmy natychmiast. Dwa dni... Nic, dostaję nerwicy. Gdzie on jest!? Czwarty dzień wpadliśmy na trop, który wcale mnie nie pocieszył... Jest u Orochimaru. Wiele wysiłku mnie kosztowało, ale szóstego dnia znaleźliśmy ich kryjówkę. Ciemność i pustka. Wilgotne ściany. Boje się... O niego, o mojego kochanego braciszka. To moja wina... Szliśmy pomału... Rozdzieliliśmy się. Długo błądziłem ujrzałem światło... Jak w moich snach...
Zostałem wykorzystany znów.W uszach wciąż brzmi jego śmiech...Teraz jestem na tym stole operacyjnym podłączony do tych dziwnych substancji... Nie mogę się ruszyć obraz mi się zlewa... Mam włączony sharingan chociaż nie z własnej woli. To przez ten narkotyk... Chcą go zmienić... Prowadzą na mnie eksperymenty w tym celu... Zaczął znów coś mi wstrzykiwać. Zacząłem się wydzierać okropnie.-Aaaa!
Usłyszałem wrzask Itachiego i od razu pobiegłem w tamtą stronę. Wpadłem do pomieszczenia. Zszokowało mnie to co ujrzałem... Ototou... Kabuto na mnie się rzucił. Byłem wściekły. Włączyłem sharingana i zacząłem z nim walczyć. Przyszli moi pomocnicy, więc oni przejęli okularnika, a ja zająłem się tym padalcem. Szybkie ruchy katany. Pieczęcie. Nie wiem ile walka trwała. Był zmęczony... Widziałem to. Ostatnie uniki i wbiłem mu katane prosto w serce. Wyjąłem ją szybko i ściąłem mu głowę by się upewnić, że nie wstanie. Podbiegłem do stołu na którym on leżał. Odpiąłem go i wziąłem w ramiona. - Braciszku. - Szepnąłem tuląc go do siebie. Ruchem ręki kazałem dwójce która rozprawiła się z Kabuto wyjść.
Do pokoju nagle ktoś wpadł... Mój brat? Opadłem bezwiednie z powrotem na łóżeczko. Sasuke podniósł mnie na ręce... Co on tu robi? - Zostaw mnie... Zostaw... Nienawidzę Cię... - Powiedziałem patrząc na niego z niechęcią i czując mdłości. Nie wytrzymałem i obrzygałem mu koszulkę. - Ale ulga. - Wybąkałem i zacząłem się histerycznie śmiać.
Nie... Nienawidzi mnie... Te słowa tak rozdzierają serce. Zwymiotował... Na mnie, to nic... Ważne, że jest bezpieczny. Musieli mu coś podać, dlatego tak się zachowuje. - Itachi przepraszam, naprawdę... Ja nie chciałem... - Mówiłem zrozpaczonym głosem.
-Nie chciałeś?! Hahahaha Nie rozśmieszaj mnie!Za każdym razem gdy mnie gwałciłeś! To była kurwa twoja durna obsesja... Zeszmacić mnie... Zniszczyć... Dać mi coś słodkiego, a potem odebrać... Zabiłeś ją... Nie wybaczę Ci. Nienawidzę Cię... Kochałem ją... Nienawidzę Cię... Nie wybaczę Ci tego... Obyś zdechł skurwysynu... Jebany Orochimaru... Nienawidzę was wszystkich! To przez was wszystko! To przez was! Aaaaaaaaaa ahahahhahahaa. - Znów wybuchłem śmiechem, a następnie znów zacząłem rzygać na brata.
Patrzyłem na niego z bólem w oczach. Tak... To była moja obsesja, on był moją obsesją... Ale nie chciałem go tak bardzo zranić... Co ja najlepszego zrobiłem... - Nie prawda. Nie chciałem Cie zniszczyć. Kocham Cię Ita. - Powiedziałem z troską. Odsunąłem się trochę w bok, by nie puszczał pawia na mnie, a na podłogę. - To naprawdę nie tak. Proszę uwierz mi, przecież wiesz, że Cię kocham. - Złapałem go za dłoń.
-Kurwa mać! Mangekyou suko! - Wydarłem się, a moje oczy zmieniły się i zaczęła lecieć z nich krew... Nie to tylko iluzja... Zacząłem rzygać bardziej obficie. - Nienawidzę Orochimaru... Zgwałcił mnie kurwa... Zgwałcił jebany dziad! A to wszystko przez was chuje zajebane! Zawładnę nad światem.Aaaaa boli! Umieram! - Zacząłem krzyczeć w spazmach.
Zgwałcił... On... Go... Zgwałcił... Mojego brata... Mojego ukochanego... Przeze mnie. Jakbym nie przyniósł jej w tedy, jakbym nie wpadł w taką złość... Odpieczętowałem ze zwoju czysta koszulkę. Zdjąłem brudną i założyłem nową. Wziąłem też koc i okryłem nim Itachiego. Uderzyłem go lekko w kark by stracił przytomność, tak będzie dla niego lepiej. Jest pod wpływem narkotyków i nie zachowuje się tak jak powinien. Wziąłem go na ręce i wyniosłem stamtąd. Nie zwracając uwagi na Anbu zacząłem biec do Konohy. Tysiące myśli nieznośnie błądziło mi po głowie. Stanąłem zmęczony. Porozmawiałem z moimi towarzyszami. Przenieśliśmy się do wioski. Teleportowałem się prosto do domu. Wniosłem go do łazienki. Wiedziałem, że się nie obudzi. Delikatnie umyłem jego poranione ciałko. Położyłem go u niego w pokoju i siadłem przy nim, czekając aż się obudzi, zapadłem w lekką drzemkę.
Obudziłem się po uderzeniu nadal zmroczony. Gdzie ja jestem... Ooo u siebie. Nawet do szpitala mnie nie wziął... Nie chce już żyć. Popełnię samobójstwo jak tylko będę mieć okazję. - Po co mnie tu przyniosłeś? - Spytałem chłodno.
Ocknąłem się na jego głos. - Itachii - Szepnąłem. Nadal jest na mnie wściekły... I mnie nienawidzi. - To chyba jasne... - Powiedziałem niepewnie. - Jesteś w domu... Ja wiem, że to moja wina, ale nie chciałem, nie wiedziałem, że będziesz tak ciepiał... - Powiedziałem z bólem. - Naprawdę nie chciałem. - Dodałem.
- Jesteś obrzydliwym egoistą. Zależy Ci na mnie? - Spytałem zimno przypominając sobie jak jeszcze tutaj to małe biedactwo tuliło się do mnie. Jak słodko miauczało... Jak napisał liścik, że to dla mnie... Bo tak samo jest słodkie... Tak samo jak tego kota mógłby zabić mnie. To jest wartość jaką ja dla niego stanowię. Zero... Nie myśli o tym co czuję... Krzywdzi mnie. Mam tego dość.
Znowu ma racje. Jestem egoistą.... - Oczywiście, że zależy! - Odpowiedziałem szybko z niemalże załamaniem w głosie. - Przepraszam, nie chciałem znowu Cię ranić... - Obiecałem sobie, że nigdy więcej tego nie zrobię, a znowu przeze mnie cierpi. Spuściłem głowę. Nie zasługuję nie niego. On jest zbyt idealny, zbyt dobry dla mnie. Nie jestem godny by być nawet jego bratem.
-Chuj z Ciebie. - Odpowiedziałem wzdychając. Przez te dragi czuje istną kurwice... Nie potrafię nad nią zapanować. Chcę wrzeszczeć... Zniszczyć... Jestem przepełniony nienawiścią zupełnie jak nie ja. - Jestem na dragach. Muszę iść do jebanego szpitala! Zabić! Zabić! Mam ochotę wszystkich zabić! - Zacząłem znów się wydzierać jak szaleniec.
Tak... Jestem skurwysynem... Najdłuższy narkotyk działa czterdzieści osiem godzin. Minęło ok piętnaście. Złapałem go za ramię i teleportowałem się do szpitala. Tam się nim od razu zajęli podając najpierw środek usypiający. Zrobili oczyszczenie krwi. Musiał tylko zostać na obserwacji dopóki się nie przebudzi. Usiadłem przy jego łóżku.
Biegłem wciąż, biegłem uciekając przed wielką postacią za mną. Sam byłem niczym miniaturka podczas wszechogarniającego mnie ogromu... Nagle zobaczyłem brata przed sobą. Był tak samo gigantyczni... Pobiegłem i bez zastanowienia schowałem się za jego nogą. Niech mnie nie odrzuci. Niech mnie nie odrzuci. Podniósł mnie w palcach za fraki na co rozszerzyłem swoje oczy. Uśmiechnął się sadystycznie... Otworzył buzie... Aaa śmierdzi... Pożre mnie... Obudziłem się zalany potem.Spojrzałem przerażony na aniki, a po chwili zacząłem się uspokajać... Zdjąłem maskę gazową i zacząłem się rozglądać. Jestem w szpitalu?Ale czemu... Nic kompletnie nie pamiętam... Uratował mnie pewnie od Orochimaru... Co mam o nim teraz myśleć? Nie zważa na to co czuję tylko mnie krzywdzi.Westchnąłem i spojrzałem na niego ponownie. - Długo spałem? - Zadałem pytanie krótko i rzeczowo.
Siedziałem u niego już drugi dzień. Nie mogłem spać. Pielęgniarka przyniosła mi jakiś posiłek, ale nie byłem głodny. Siedziałem przy jego łóżku i patrzyłem. Nienawidzi mnie teraz. Co powinienem zrobić? Nie będzie chciał mnie widzieć. Już wcześniej zapewne miał mnie dość, a teraz? Teraz sam powiedział, że mnie nienawidzi, nienawidzi, nienawidzi. Schrzaniłem mu całe życie. Przeze mnie ciągle cierpi... Zaczął się niespokojnie wiercić na posłaniu. Chyba się budzi... Otworzył przerażony oczy. Co go tak wystraszyło? Zadał pytanie... Przynajmniej się do mnie odezwał. Nie potrafiłem się już do niego uśmiechnąć. - Dwa dni. - Odpowiedziałem cicho. - Jak się czujesz? - Zapytałem. - Zaraz wezwę lekarza. - Dodałem wstając. Mięśnie mi zesztywniały.
Wstał i poszedł do lekarza.Zauważyłem pozostawiony nóż na półeczce. Nie czekając wbiłem go sobie w serce... Przykryłem się pościelą by nie było widać krwi. Zamknąłem oczy. Bolało... To już koniec...
No to przebrnęliście. Pewnie się cieszycie, że to koniec : P
Szkoda mi kończyć tego bloga. Polubiłam go... No cóż za jakiś czas będzie jeszcze chyba jeden rozdział i the end. Ale się nie martwcie. Mam inne blogi którymi będę katowała czytelników... Jeśli będą czytać.
Pierwszą notkę z innym opowiadaniem oczywiście ItaSasu wstawiłam na forum:
http://uchihayaoi.mojeforum.net/
Znacie mnie i wiecie w jakim ekspresowym tempie wstawiam rozdziały, więc powodzenia dla ludzi z małą cierpliwością i gratulacje dla tych co wytrzymują :))
Tamto opowiadanie jest całkiem różne od tego. To Ita jest starszy, tak jak w anime. Pojawia się Madara, który komplikuje decyzje Itachiego i mówi co nieco Sasuke, sprawiając, że Sasu wstępuje do Akatsuki i wiele takich fajnych i nie fajnych wątków. To opowiadanie ma w sobie brutalne gwałty/gwałt. No i jest bardziej nienormalne od tego. Dużo bardziej... ZAPRASZAM :))
No a teraz powracając... Czekaliście tylko ponad miesiąc... Mam nadzieję, że na kolejną notkę będziecie musieli czekać krócej. No, ale to nie ja decyduję tylko czas. A on jest nieubłagany... No i oczywiście szkoła. Czy waszym nauczycielom też się poprzewracało w głowach? Ehh.
Elisha:
Dziękuję, że mnie rozumiesz :)) Jaa ale nam miło :D Na prawdę, uśmiech od ucha do ucha mam za każdym razem jak czytam Twój komentarz.
Kaminaka:
Dzięki :) Ojj ale takim małym potworem ;)
Błędomaniak:
Wkradnę się wszędzie cichutko i narobię wszędzie błędów :D Bójcie się mnie!
Dzięęękuuuję :))
Mam nadzieję, że będę robiła coraz mniej błędów. Teraz lepiej mi idzie pisanie. A to opowiadanie pisałam daaawno temu. Z jakiś rok co najmniej.
Anonimowy1 marca 2013 10:28
Jestem zazdrosna... Następnym razem dzwoń po mnie! :))
Lizzy:
Jaa cieszymy się i to bardzo :)) Ehh wiem. Najlepsze opowiadania ItaSasu są po angielsku. Niestety mam to samo mój poziom jest... Bardzo marny. Dlatego wystawiamy na blogi nasze opowiadania ItaSasu by ktoś kto nie zna angielskiego tak dobrze jak Shinigami < Ona zna bardzo dobrze > Mogli co kolwiek czytać :)) Nie jest to tak dobre, ale jest :))
Heather Curdian:
Ojj długo można długo :)) Czytaj, czytaj i pisz ;)
Demetria:
Bardzo się cieszymy, że Ci się podoba :)) I dziękujemy, że komentujesz :))
Wena do betowania się przyda :))
Anonimowy21 marca 2013 09:34
Już jest :)) A następny... Hmm gdybym to ja wiedziała.
xEvelaxCherryx
Nie wiem. Mało mam czas. Mój dzień wygląda tak, że wracam do domu o 15-16 siedzę nad pracami domowymi do 20. Do 22 się uczę, a później się wściekam i wyczerpana idę spać. W weekend: Hura weekend! Wolne! Przeglądam plan lekcji. Z tego nic, z tego nic... Kurwa mać projekt z woku na za dwa tygodnie. Referat z fizyki na za tydzień. Referat z historii do końca maja. Prezentacja z polskiego do... Ona sama nie wie. Referat z wosu do połowy maja. Wypracowanie do napisania z łaciny do maja. Ja pier**lę żyć nie umierać. I się siedzi i zbiera materiały, czyta się o czymś itd. I czasu nie ma. Za nim się człowiek obejrzy sobota i połowa niedzieli minie. W maju będę matury to później może się uspokoi trochę.
Anonimowy1 kwietnia 2013 13:12
Cieszymy się, że Ci się podobało :)) I, że zostawiłeś/zostawiłaś ślad w postaci komentarza :))
Wybaczcie na kolory nie mam już czasu. Do zobaczenia. Pozdrawiam wszystkich :)
Subskrybuj:
Posty (Atom)