Uwaga!

Blog zawiera treści yaoi ( męsko - męska miłość psychiczna oraz fizyczna) oraz sceny +18. Bohaterowie mają zmienione charaktery, tak jak i świat w którym żyją zmieniony jest na potrzeby opowiadania.

czwartek, 27 grudnia 2012

Rozdział 09


    Obudziłem się rano jednak aniki o dziwo już nie było. Przeważnie razem jedliśmy śniadania. Mimo swojej profesji zawsze poświęca mi wiele czasu...Zastanawiam się co mogło się stać w biurze... A może to przeze mnie? Chce ode mnie odpocząć po tym co mu zrobiłem? Bardzo możliwe...Mam nadzieje że nie długo mu to przejdzie jeśli o to chodzi. Przecież wie że go kocham...Westchnąłem i wstałem. Mmm jestem głodny. Zacząłem leniwie szykować sobie śniadanie...Mam nadzieje że coś zje tam... Nie lubię jak go nie ma przy mnie...Mam lęk... Wiem że mnie krzywdzi i to jest trudne dla nas obu...Zdaje sobie z tego sprawę. Jednak to nadal mój brat...Nadal go kocham najbardziej na świecie. Zjadłem i wróciłem do jego pokoju. Położyłem się tam z herbatą i czekałem cierpliwie...Jest już południe a nie wraca....Mówił że będzie później...Mam nadzieje że nic mu się nie stanie...Ahhh czemu muszę się tak o niego martwić....Minęły kolejne cztery godziny...Mmmm co z nim do diabła!? Ahhh mam nadzieje że nie ma mnie dość! Proszę byleby tak nie było...Nie chce być dla niego niczym...Nie chce czuć tego co podczas gwałtu.
       Był już wieczór, ale ja nadal nie wracałem. Wyszukiwałem co nowe zajęcia. Mam już prace na kolejne dni. Posegreguję wszystkie papiery alfabetycznie...Jest dwudziesta czwarta...północ...mam nadzieję, że już śpi. Pobiegłem zmęczony do domu. Cicho poszedłem do siebie. Śpi na moim łóżku słodko wtulony w kołdrę. Rozebrałem się i wsunąłem obok niego. Przytuliłem go ostrożnie by się nie zbudził. Pocałowałem na dobranoc...raczej dla siebie i przytulony do niego usnąłem. Rano znowu się wcześnie obudziłem. Napisałem mu kartkę, że go przepraszam, ale muszę szybko iść do biura. Następnego dnia było to samo. I kolejnego. To już czwarty dzień jak z nim nie rozmawiam. Jest już dwudziesta trzecia. Zebrałem się w drogę powrotną. Dziś ładna noc więc się przejdę. Gwiazdy ślicznie świecą. Pamiętam jak z Itachim siadywaliśmy na werandzie, albo na dachu i patrzyliśmy w niebo...Usłyszałem miauczenie. Rozejrzałem się dookoła. Pod ścianą jednego z budynków siedział skulony mały kotek. Podszedłem do niego i wziąłem go na ręce. Ufnie się we mnie wtulił...Ita...jest słodki, niemalże tak jak on...wiadomo przecież Ita jest najśliczniejszy i najsłodszy, a jego wło...stop. Muszę o tym zapomnieć. Odetchnąłem głęboko i poszedłem do domu. W łazience umyłem kociątko. Dałem mu mleka w kuchni i położyłem na podłodze w pokoju. Wsunąłem się pod pościel obok Itachiego. Ja po prostu uwielbiam rano wstawać... godzina szósta. Bajka prychnąłem w myślach. Wyswobodziłem się z objęć ototou i wziąłem szybki prysznic. Przyjrzałem się kotkowi śpiącemu na brzeg łóżka. Nie mam żadnej obróżki. Wziąłem kawałek jakiegoś sznurka i małą kartkę. Napisałem na niej: "Słodki koteczek dla jeszcze słodszego kociaczka. Mam nadzieję że Ci się spodoba PS nie ma imienia."  Przebiłem kartkę przewlekłem sznurek i zawiązałem go na szyi puchacza. Ma sierść jak  włochata kulka. Wyszedłem znów wszczesno do biura.
        Codziennie wracał późno. Tak strasznie mi z tym źle. Gdy go nie było zacząłem płakać. Ignoruje mnie...Ale to moja wina bo mogłem nie iść spać...Zaczynam mieć tego dość. Czuje się jak jakiś ciężar...Wstałem rano i nagle zdziwiłem się przed moimi oczkami ukazał się malutki kotek...Wziąłem go na kolana i zacząłem głaskać po sierści. Przeczytałem notkę i się uśmiechnąłem słabo...Z policzków poleciały mi łzy...Jednak pamięta jeszcze o mnie troszkę...-Nazwę Cię Łezką-Oznajmiłem drapiąc go po uszku...Do końca tygodnia mam nie wychodzić...Hmm...Jeszcze tylko dzień i będę mógł zobaczyć Sasuke...Słodko mruczy...Zarumieniłem się.. Porównał mnie do niego...Zabiło mi mocniej serce... Skrzywdziłem go...Onisama... ja chyba też Cię kocham...chociaż...dla mnie to strasznie złe i... takie obrzydliwe...Sam nie wiem czemu. Ja po prostu... nie myślałem nigdy o takich rzeczach... Nigdy nie byłem takim zbokiem jak ty. Westchnąłem i nakarmiłem kociaka. Wróciłem do pokoju...Dziś na niego poczekam. Nie zasnę.
        Dzisiaj naprawdę miałem dużo pracy i to wcale nie żadnej zmyślonej przeze mnie. Rozdać misje, omówić plany, słuchać dyskusji...ehh wykończą człowieka psychicznie. Powlokłem się zmęczony do domu. Zdjąłem płaszcz. Cicho poszedłem do pokoju. Przetarłem oczy, ziewnąłem wchodząc., Zaraz się położę koło Itachiego spać. Ciekawe czy kociak mu się spodobał...Zdjąłem od razu z siebie koszulkę spojrzałem na łóżko i...Ita nie śpi. Patrzyłem na niego ze zdziwieniem. Powinien już spać...nie zauważyłem nawet jak wszedłem, że siedzi...a może w tedy leżał i się podniósł...nie wiem...wiem, że nie dzieje się dobrze...powinien spać-Eee Ohayou Ita-przywitałem się z nim i uśmiechnąłem do niego.-Jest już późno, nie powinieneś spać? - zapytałem..
        Zadał mi pytanie z uśmiechem jednak nie wydaje się zbytnio zadowolony...-Nie...wolałem na Ciebie poczekać. -Odpowiedziałem i pogłaskałem kotka.Nie dam mu unikać siebie...-Dziękuje za kotka-Dodałem z uśmiechem.-Jest słodki-Kontynuowałem...-Co się dzieje że tak długo Cię ostatnio nie ma?-Spytałem bez ogródek a kociak zamruczał pod moim dotykiem.
     Teraz mu się zachciało na mnie czekać no...-Nie ma za co-odpowiedziałem zdejmując spodnie do snu. Wsunąłem się pod pościel. Położyłem się i również pogłaskałem kociaka. Ślicznie mruczy, tak jak on ślicznie jęczy...grr nie myśleć, nie myśleć...-Słodki prawie tak jak ty-poczochrałem go z uśmiechem po główce.-Mam ostatnio dużo nie tylko papierkowej roboty, ale jeszcze omówienie różnych planów. Trzeba złapać Orochimaru, ale nie ma kogo wysłać, wysłałem jednych z najlepszych ludzi z Anbu i do tej pory nie wrócili...sam nie pójdę. Z Konohy Hokage nie powinien się ruszać.-westchnąłem-I jeszcze masa innych spraw.-odpowiedziałem lekko zmęczonym tonem. Dobrze, że dziś postanowił na mnie czekać. Powinno przejść u niego to...wczoraj nie byłem znowu taki zmęczony.-Jak mu dałeś na imię? To w ogóle on czy ona?-zapytałem-Nie miałem nawet wczoraj za bardzo czasu sprawdzać...i jakoś tak nie pomyślałem...-dodałem
      Kiwnąłem głową...Może faktycznie to powód.Mam taką nadzieje...Położyłem się nadal ją głaszcząc-Wabi się łezka-Zaśmiałem się i dałem aniki buziaka w policzek-Hmm... pewnie jesteś strasznie zmęczony.Ale..od jutra już będę mógł Ci pomagać.Jestem zdrowy już i... skończył się nareszcie tydzień-Dodałem z uśmiechem patrząc mu w oczka.Kocham go gdy jest czułym bratem...
      Niech to..faktycznie...muszę coś wymyślić-Łezka...ładnie...- Odwzajemniłem uśmiech -Trochę-przyznałem.- Ale jakoś ujdzie. Dziękuję Ita. Na razie nie powinieneś się jeszcze przemęczać. Po za tym teraz myślimy nad tym kogo gdzie wysłać i inne tym podobne rzeczy to nie masz w czym mi pomagać, ale i tak dziękuję. Kiedy idziesz na trening?-zapytałem. Już wiem kim jest Konan. To dziewczyna z jego drużyny...nie mogę myśleć...znowu mu jeszcze coś zrobię...
    -Hmm chyba jutro.-Odpowiedziałem przygnębiony.Nie mogę mu pomóc.Czyli nie będę mógł być z nim...?Spuściłem delikatnie głowę z zawiedzenia...Narzucam mu się...Ale chyba nie obrazi się jak mu np przyniosę jedzenie...No chyba że będzie zajęty...Ehhh czuje się jak zbędny ciężar.-Onisama... źle się czuje jak Cię nie ma przy mnie-Westchnąłem wyznając mu prawdę.
     Spuścił smutny głowę. A jeszcze gorzej się czujesz jak jestem przy tobie...dodałem sobie w myślach. Nie będę go ranić...a żeby to osiągnąć muszę go unikać. Nie chcę też znowu by się dowiedział, że chcę się od niego oddalić. Przyciągnąłem go do siebie, nie mogłem go mocno przytulić bo między nami był kot. Spojrzałem na niego spod byka. Takiemu to dobrze. Może cały dzień prze siedzieć na kolanach Itachiego i jeszcze jest głaszczony. Szczyt chamstwa. prychnąłem w myślach. Potem spojrzałem czule na ototou-Ja zawsze jestem przy tobie braciszku.-uśmiechnąłem się do niego.-Nie zapominaj o tym-pstryknąłem go delikatnie w nos-Kocham Cię. Wolałbym spędzać z Tobą całe dnie, ale nie da rady...-kiedyś się cieszył jak późno wracałem-postaram się jak najszybciej załatwić wszystko i wracać wcześniej.-pocałowałem go w czółko.
      Spojrzał na mojego kota z niechęcią.Zarumieniłem się na jego słowa i gest.Podniosłem kociaka i położyłem go z tyłu.Przytuliłem się mocniej do brata.-Rozumiem-Odpowiedziałem i pocałowałem go w czółko.Jestem tak strasznie blisko jego ust...Nieśmiało musnąłem jego usta.Położyłem rękę na jego policzku i zacząłem gładzić go.-Mam Nadzieję, że niedługo to minie.-Nie zamierzam się mu narzucać...Ale tak strasznie tęsknie.
      Przytulił się do mnie i pocałował. Niczym muśniecie motyla. Serce jednak od razu szybko mi zabiło. Położył dłoń na moim policzku. Przymknąłem oczy rozkoszując się jego bliskością. Nie powinienem. Znowu poczuję do niego pożądanie. Pragnę go...nie mogę. Muszę się opanować.-Ja też-skłamałem.-Chodźmy spać, dobrze?-zapytałem-jestem trochę zmęczony-przytuliłem go do siebie. Ma taki przyjemny zapach szamponu...Nie mogę...muszę o tym zapomnieć...inaczej nie będzie za ciekawie
    Zbywa mnie snem...Westchnąłem i opierając czoło o jego czoło zacząłem się przypatrywać mu...Rękę położyłem mu na szyj...-Dobrze-Odpowiedziałem cicho i pocałowałem go w czółko.Przybliżyłem się mocniej i nie zamykając oczu zacząłem go obserwować...Jeśli naprawdę nie jest zajęty...Co zrobię? Jeśli mam się mu narzucać...Lepiej będzie gdy odejdę....Nie będę go męczyć.
       Rozluźniłem mięśnie.-Kocham Cię Ita-mruknąłem i zasnąłem. Przez sen nadal czuję jego przyjemny dotyk, a może to faktycznie tylko sen? Jestem z nim nad jeziorem. Śmiejemy się szczęśliwi z czegoś. Wskakujemy nadzy do wody. Przez chwile pływamy, a później zaczynamy się całować. Oboje uśmiechnięci, oboje szczęśliwi. Nie chcę by ten sen się kończył...nich tra jak najdłużej...chcę widzieć co dalej...czuję jego dłonie, gorąco ciała...
     Nie zasnąłem...Nagle Sasuke zaczął dotykać mnie przez sen na co zarumieniłem się...Zamknąłem oczy i gdy mnie pocałował w usta zacząłem mu oddawać...Jak coś też będę udawać, że śpię...Ręką zjechałem na jego krocze i zacząłem je masować.Może powinienem się tak przyzwyczaić...Aaahhhh jestem nienormalnym zbokiem!



No i jest... Miałam problemy zdrowotne i ogromnego lenia. Dziękuję, że jesteście i przepraszam. Krótko bo mam mało czasu. Dialogów nie mam czasu robić, choć wiem, że powinnam. Ciężko jest betować. Postaram się jak najszybciej sprawdzić kolejne rozdziały i dodać. Tak samo gdy będzie 7... Każdy od innej osoby. Dziękuję wam wszystkim. Krótko, bo muszę uciekać ^^. Do następnej. 

sobota, 27 października 2012

Rozdział 08


              Doszedł w moje usta, ale...to imię...zacisnąłem pięści. Przytulił mnie... i przeprosił...wyplułem jego spermę do spływu. Nigdy tego nie robiłem. Zawsze z chęcią połykałem, ale teraz. Odsunąłem go od siebie. Podniosłem rękę i wymierzyłem mu policzek. Nie mocny, ale też i nie za słaby.  Spojrzałem na niego wściekły. Ja się staram, żeby było mu jak najlepiej. Chcę go dobrze traktować...a on gdy jest ze mną, gdy mu robię dobrze ten...myśli o jakieś dziewczynie! Nie mogłem już tego wytrzymać. Poderwałem się na nogi. Złapałem go za nadgarstek ciągnąc go do góry nie przejmując się, że może zaboleć. Odwróciłem go tyłem do siebie i przycisnąłem do ściany. Ile razy już myślał o innych!? Ile razy...zawsze...ciągle.
                Wypluł to i odepchnął mnie od siebie, a następnie spoliczkował...Zrozumiałem czemu w zupełności...Tu nie wystarczy zwykłe przepraszam. Pociągnął mnie boleśnie do góry i przycisnął do ściany przodem. Nie mogę nawet się odwrócić...Zrobi mi to znowu...-Onisama...przepraszam-Wybąkałem ze strasznym wstydem i upokorzeniem.
                Nie chcę jego przeprosin. Po prostu nie chcę. Rozszerzyłem mu siłą nogi. Zatkałem mu usta ręką by nie słyszeć krzyku. Wszedłem w niego jednym ruchem. Po chwili odsunąłem dłoń od jego twarzy. Ruszałem się w nim chaotycznie. Nie potrafiłem się na niczym skupić. W głowie miałem pełno myśli. Miałem dość tego. Nie było mi potrzeba wiele do spełnienia. Nawet nie czułem przyjemności. Westchnąłem jedynie dochodząc w nim. Nie mam zamiaru go katować. Wyszedłem z niego i pozwalając przez dwie sekundy płynąć po mnie wodzie, wyszedłem. Wytarłem się powierzchownie i szybko ubrałem. Nie odezwałem się do niego ani słowem. Wyszedłem z domu trzaskając drzwiami.
                Rozszerzył nogi i zaczął mnie gwałcić...Chciałem krzyknąć jednak zatkał mi ręką usta...Zaczął się poruszać...Ściskałem i zaciskałem ręce czując straszny ból w odbycie...To takie upokarzające...Ale sam się o to prosiłem...W końcu skończył...Nie odwróciłem się w jego stronę. Jego nasienie zaczęło wypływać z mojego wnętrza. Wyszedł z łazienki a ja opadłem na kafelki i zacząłem płakać...Nienawidzę tego...Zasłużyłem na to...Na pewno? W końcu wie, że go nie kocham tak...To nie ważne...Ważne jest to, że ktoś kto kocha...nie krzywdzi tak...Więc...co w tobie siedzi aniki? Mam dość.
                Poszedłem na pole treningowe, tak by mnie nikt nie widział. Nadal byłem wściekły. Zacząłem się wyżywać na paliku. Gołymi rękami biłem twarde drewno, co za skutkowało szybkim krwawieniem. Nie przejmowałem się tym jednak. Dalej biłem z myślami o ototou. Czemu? Czemu? Czemu!? W końcu nie miałem już sił i usiadłem pod pobliskim drzewem. Proszę dość...niech to się już skończy. Nie wiem ile siedziałem i nie chcę wiedzieć. Ściemniło się, jednak ja nie zamierzałem wracać do domu. Po co? Do kogo?
                Po kilku godzinach nieustannego szlochu zebrałem się i wstałem...Na drżących nogach wyszedłem. Ubrałem się i wróciłem do siebie. Nadal go nie ma...Jak dla mnie to dobrze...Chodź...boże co ja zrobiłem? Nie powinienem go tak ranić...Nie powinienem...Ubrałem się...To tak skomplikowane...I znów czuje ten lęk że mnie zostawi. Usiadłem i czekałem na jakikolwiek dźwięk...To moja wina...Zasłużyłem na to jak nigdy wcześniej... Nastał wieczór, a on nadal nie wrócił...Wytarłem łzy i wyszedłem z domu. Zacząłem go szukać...Poszedłem do gabinetu...Pustka...Zacząłem szukać dalej...Spędziłem tak godzinę gdy nagle zobaczyłem go siedzącego na drzewie. Po cichu wspiąłem się na nie. Przytuliłem się do jego pleców i ledwo powstrzymałem się aby nie załkać-Przepraszam - Powiedziałem drżącym głosem-Tak strasznie przepraszam...-Dodałem po chwili a po policzkach spłynęły mi znów łzy...
                Gdy było już zimno z ziemi przeniosłem się na jedna z grubszych gałęzi. Zamierzałem tu spędzić noc. Nie chcę wracać do domu. Wszystko stało mi się obojętne. Po godzinie może dłużej poczułem jak coś, a raczej ktoś przytula się do moich pleców. Wyczułem chakre ototou i usłyszałem jego głos. Przeprasza mnie...płacze...Dłonie mnie pieką...Spojrzałem na niego przekręcając głowę pustym wzrokiem. - Mhm - mruknąłem-Wracaj do domu, jest zimno a ty jesteś przeziębiony-powiedziałem bez emocji. Po co mi one? Doprowadzają tylko do bólu. Chcę być pusty...nie czuć nic...byłoby wspaniale.
                Jest taki chłodny. Przytuliłem go do siebie mocniej. – Nie. - odpowiedziałem roztrzęsiony-Nigdzie bez Ciebie nie pójdę -A co jeśli nie wróci do domu. Co jeśli mnie zostawi samego? Co jeśli nie wytrzyma tego i zrobi sobie coś? -Aniki ja... kocham Cię naprawdę ale... -Jak powiem mu że wole kobiety tylko będzie cierpieć...Co mam mu powiedzieć.-Nie chce tego zaakceptować...-Powiedziałem i zacisnąłem ręce na jego koszuli..-To trudne...Przepraszam...nie chciałem Cię ranić...naprawdę nie chciałem...Kocham Cię braciszku-Kontynuowałem.
                Nie oderwał się ode mnie, a wręcz jeszcze mocniej mnie przytulił.-I tu tkwi problem. Że ty po prostu nie chcesz przyjąć tego do świadomości-powiedziałem obojętnie.-Nie zmuszę Cię byś to zaakceptował. Trudno. Takie życie-powiedziałem. Skumulowałem chakre i przeniosłem nas do domu. Przytrzymałem go by nie upadł na podłogę u niego. Oderwałem delikatnie jego ręce od mojej koszulki. Chciałem szybko wyjść i iść do siebie. To jeden z najgorszym dni w moim życiu.

                Do świadomości? Że ja niby też go kocham w taki sposób? Że ja...jestem mu przeznaczony? Spojrzałem przestraszony na jego dłonie. Złapałem go za nadgarstki...Chce mnie zostawić. Nie chce na mnie patrzeć...-Poczekaj tu proszę-Powiedziałem i posadziłem go na łóżku. Szybko przyniosłem mokry ręcznik. Ująłem jego dłoń i zacząłem wyjmować z niej drzazgi...Musiał być na mnie strasznie wściekły...Powinienem zostać jego zabawką i pozwalać mu na wszystko. Po policzku spłynęła mi znów łza. Szybko ją wytarłem i kontynuowałem.
                Opatrywał mi rany na dłoniach.-Czemu to robisz? Czemu mnie nie nienawidzisz? Czemu mnie szukałeś?- zapytałem patrząc na jego dłonie, które zajmowały się moimi. Płakał...znowu go zgwałciłem... i to dosyć brutalnie...a on się mną opiekuje. Dlaczego? Zaraz usłyszę odpowiedź...Teraz też spadła mu łza. Dlaczego?
                -Bo...jesteś ranny...bo to moja wina.-Załkałem i znów musiałem wytrzeć spadające po policzkach łzy...Wytarłem krew i zacząłem opatrywać mu palce bandażem. Strasznie sobie poharatał palce...Przeze mnie...Jestem obrzydliwy...-Bo Cię kocham...Jesteś moim bratem przecież-Odpowiedziałem na drugie pytanie patrząc mu w oczy...-A ty...nienawidzisz mnie teraz aniki?- Spytałem i zadrżałem ze strachu...
                Odsunąłem ostrożnie od niego ręce i go przytuliłem.-Oczywiście, że nie.-powiedziałem łagodnie.-To nie twoja wina, tylko mojej głupoty. Nie rozumiem...jak możesz mnie nazywać swoim bratem? Po tym co Ci robię?- pytałem cicho.-Nie chcę Cię ranić, ale robię to. A ty mnie kochasz...dlaczego? - zapytałem nie rozumiejąc.                   Czemu go wciąż kocham? Tak po prostu...Jest moją jedyną rodziną. Usiadłem mu na kolanach i przytuliłem się do niego mocno...Nie chce by mnie opuszczał. Nie chce by umarł tak samo jak moi rodzice. Nie wydaje się na mnie już zły...Powiedziałem imię kobiety gdy robił mi przyjemność. Zamknąłem oczy przypominając sobie to wszystko...To jest straszne...Westchnąłem-Tak po prostu...bo kocham Cię prawdziwie. To nazywa się prawdziwą miłością-Odpowiedziałem patrząc mu w oczy. Tak... to się tak nazywa...A nie iluzją... własnego egoizmu...
                Bo mnie kocha prawdziwie? Tak się nie da...prawda nie istnieje. Przytuliłem go opierając brodę o jego łopatkę. Ja też go kocham, ale inaczej. Gdy w tedy...powiedział to imię...coś we mnie pękło... serce... uśmiechnąłem się kwaśno. Ale to i tak mnie nie usprawiedliwia. -Przepraszam-przeprosiłem go szczerze. Pierwszy raz mówię mu te słowa, do tego co mu robię od...nigdy mu ich nie mówiłem...-Przepraszam-szepnąłem jeszcze raz.
                Rozszerzyłem oczy...Przeprasza mnie tak jakby to było nasze ostatnie pożegnanie. Czemu muszę być tak przewrażliwiony odnośnie śmierci? Zakręciło mi się dziwnie w brzuchu...Sam nie wiem...Jestem beznadziejną zabawką! Szmatą! Nienawidzę siebie...-Wybaczam Ci-Powiedziałem patrząc mu w oczy-I sam przepraszam.-Dodałem patrząc na niego z żalem i bólem.
                Wybaczył mi...coś takiego da się wybaczyć? Uśmiechnąłem się do niego. Naprawdę. Uśmiechnąłem. Poczułem się tak miło...dobrze.-Nie masz za co przepraszać-powiedziałem przytulając się do niego mocno. -Dziękuję- podziękowałem mu szczerze. Będę go unikał, jak najrzadziej przesiadywał w domu...by nie czuć tego do niego by go więcej nie ranić.
                Nie mam za co...-Mam-Odpowiedziałem ciężko. Podkurczyłem nogi i oparłem się całym ciałem o niego by czuć go jak najbardziej. Boli mnie tyłek i nadal mam jego nasienie w środku. Czuje je... To takie upokarzające. Jestem kompletnie bezradny...Ale dopóki mnie nie opuszcza...będę to znosić bo naprawdę kocham go...naprawdę mam tylko jego.
                Objąłem go jednym ramieniem w tali, a drugim jego ramiona.-Nie masz-zaprzeczyłem i pocałowałem go delikatnie w skroń.-Jadłeś coś?- zapytałem zmieniając temat rozmowy.
                Pokręciłem przecząco głową i spojrzałem na niego swoimi smutnymi oczkami. Po tym jak go odzyskałem nie chce się od niego odrywać. Przytuliłem go mocniej do siebie.Za nic w świecie go nie puszczę. Onisama... nie krzywdź mnie. Nie odchodź proszę. Nie chce się czuć podlej niż obecnie. Mam dość płaczu.
                Wstałem biorąc go na ręce. Nie będzie chciał zapewne zostać tutaj, więc niech idzie ze mną, mi nawet pasuje. Zszedłem do kuchni. Ja też nic nie jadłem i nieco zgłodniałem. Nie wypuszczałem go z rąk. Jakieś warzywa, kawałem mięsa. Posadziłem go na szafce obok siebie. Jest taki słodki. Wtulił się we mnie jak taki mały słodki kociak i nie chciał puścić. Miałem przestać tak o nim myśleć...ehhh Wrzuciłem wszystkie składniki do garnka z wodą. Będzie jarzynowa, zrobi nam się trochę cieplej.
                Na szczęście zaniósł mnie ze sobą...Ale potem puścił bo zaczął robić zupę...Gdy skończył dodawać złapałem go za rękę...Nie puszcze go tak łatwo. Nie pozwolę mu uciec...Ostatnio strasznie jestem przewrażliwiony na tym punkcie...A dziś biorąc pod uwagę co mu zrobiłem tym bardziej się boje.
                Uśmiechnąłem się do niego i go przytuliłem. Muszę się nacieszyć jego obecnością, bo później mi jej zabraknie. Ale muszę się od niego oddalić by go nie ranić. Tak będzie dla niego najlepiej.-Kocham Cię braciszku-szepnąłem mu do ucha i pocałowałem go w policzek.
                -Ja Ciebie też onisama- Odpowiedziałem i wtuliłem się w niego jeszcze bardziej. Zacząłem wdychać jego zapach...Gdy mi to zrobił czułem się tak jakby mnie nienawidził...Jakbym był dla niego zerem, śmieciem, zwykłą szmatą. Zacisnąłem rękę na jego ręce a drugą na koszuli. Nie chcę być dla niego rzeczą...Nie chcę by mnie nienawidził. Nie chce tego odczuwać...Chcę po prostu być z nim zawsze i wszędzie.
                Splotłem nasze dłonie ze sobą. Staliśmy...no a bynajmniej ja...tak aż nie musiałem się od niego oderwać aby zajrzeć do zupy. Przyprawiłem, pomieszałem, dodałem... i gotowe...uwielbiam jarzynową -Gotowe-oznajmiłem ototou. Nalałem na talerze i postawiłem na stole. Dwa obok siebie. Wziąłem go na ręce i posadziłem na krześle. Sam usiadłem przy nim. Poczochrałem go w sowim ulubionym geście po włosach -Itadakimasu- powiedziałem zanim zacząłem jeść.
               Zarumieniłem się gdy mnie poczochrał po włosach po czym zacząłem jeść- Itadakimas - Powiedziałem cicho i pochłonąłem pierwszą łyżkę… Mmm pycha. Kocham jarzynową mmm...-Onisama...jesteś na mnie zły?- Spytałem znów cichym głosem i na chwilę zaprzestałem konsumpcji.
                -Oczywiście, że nie-uśmiechnąłem się do niego ciepło. Wróciłem do jedzenia. Dopiero teraz poczułem jaki byłem głodny. W dość szybkim tempie pochłonąłem talerz i spokojnie czekałem aż Ita skończy.                Powoli dokończyłem danie-Dziękuje za posiłek-Powiedziałem grzecznie i zabrałem talerze i zacząłem je zmywać. Mówi, że nie... A przeze mnie się pokaleczył. Przez moją głupotę znów mnie wziął siłą... Ale i tak się cieszę, że nie zrobił tego brutalniej. Boli nadal...Ale mogło być gorzej...Narzekam choć nie powinienem. Zasłużyłem na to...Ciekawe jakby zareagowała Konan gdyby wiedziała, że mi się podoba...Zarumieniłem się na samą myśl.
                Patrzyłem jak kuśtyka. Musi go boleć...Zarumienił się uroczo...ciekawe o czym pomyślał...nie! To jego sprawa. Może myśleć o czym i o kim chce. Chociaż na tą myśl serce mi się ścisnęło.-Będziesz dzisiaj spał u mnie?- poprosiłem go. Ostatnia noc...ostatnia.
                Wyrwał mnie z myśli...Chce ze mną spać? Nie zrobi mi niczego...A jeśli nawet to jest mi już to obojętne. Kiwnąłem głową-Jasne aniki-Odpowiedziałem z lekkim uśmiechem-Kocham Cię-dodałem zwiększając go.
                Wstałem i wziąłem go na ręce.-Ja też Cię kocham, bardzo bardzo mocno pamiętaj o tym braciszku.-pocałowałem go w czółko jak za dawnych lat. Jak w tedy gdy byliśmy mali. Później też go całowałem, ale to...to już nie było to samo...Poszedłem do mnie i posadziłem go na łóżku. Przyniosłem leki i mu je podałem wraz z butelką wody. Zrzuciłem z siebie koszulkę i spodnie zostając w bokserkach. Idziemy w końcu spać, no nie?
                Połknąłem to wszystko i wszedłem pod pościel. Jestem przeziębiony więc nie mam zamiaru się rozbierać...Hmmm dziś przesadziłem i to strasznie. Skrzywdziłem go jak nigdy dotąd. Jestem straszny...Jak mogłem mu to zrobić?!Mmm jestem strasznie zmęczony...Wykańczam sam siebie.
                Wsunąłem się obok niego i go do siebie przytuliłem.-Jutro muszę iść do biura-poinformowałem go. W końcu to nie dziwne, jestem Hokage. Przykryłem nas szczelnie kołdrą. Już jutro go stracę. Już jutro to się skończy. Pogłaskałem mu czule główkę.
                Zdziwiłem się tym trochę, bo zawsze jak jestem chory siedzi przy mnie...Ale może coś musi zrobić...Szkoda...Chciałbym iść z nim. Podkurczyłem trochę nogi i przytuliłem go do siebie mocniej-Mogę iść z Tobą?- Spytałem patrząc mu w oczy z czułością.
                -Jesteś chory, musisz się wygrzać.-powiedziałem również z czułością. Mówię prawdę.-Postaram się wrócić jak najwcześniej-jak najpóźniej dodałem w myślach. Moja chwila prawdy się skończyła.
                -To niesprawiedliwe. Chcę być z Tobą-Powiedziałem patrząc na niego żałośnie. Nie chcę siedzieć tutaj sam. Nie chcę by mnie zostawiał. Wiem że zachowuję się dziecinnie ale jestem teraz w rozsypce psychicznej...Potrzebuję go.
                -Wiesz, że wolałbym być z tobą. Ale niestety mam swoje obowiązki-to prawda. Moim obowiązkiem jest chronienie go...chociażby przede mną.-Chodźmy już spać. Szybko zleci zobaczysz-powiedziałem nadal głaszcząc go z czułością po główce.-Itachi? Mam prośbę-powiedziałem cicho.-Wiem, że nie chcesz...ale proszę...pozwól mi się pocałować, tylko ten jeden raz-poprosiłem go nie patrząc mu w oczy.
                -Ale ja...chcę tego-Odpowiedziałem patrząc mu w twarz. Zbliżyłem się do niego...Ten jeden raz? Mówi tak jakby to miał być ostatni raz? Aż tak bardzo go zraniłem? Nienawidzę siebie...Lepiej by było gdyby mnie nie było na tym świecie. Co raz częściej tak sobie myślę.
                Chce? Nie, nie prawda. Mówi tak by mnie nie zranić. Przytknąłem swoje wargi do jego. Przejechałem po nich językiem, a on mnie wpuścił do siebie. Wślizgnąłem się do jego ust. Delikatnie pieściłem jego podniebienie i policzki. Całowałem go spokojnie, biorąc i dając jak najwięcej. Ostatni...ta myśl non stop chodziła mi po głowie. Smakowałem jego słodkich warg. Ucieszyłem się gdy mi oddał pocałunek.
                Oddałem mu pocałunek..Wplątałem dłoń w jego włosy...Mmm...przyjemnie. Zamruczałem w pocałunku i dalej kontynuowałem. Całuję się z własnym bratem...Może powinienem naprawdę zaakceptować to i...po prostu być z nim w taki sposób? Móc go dotykać w taki sposób? Pozwalać się dotykać...Ale...ja się tego boję...ale chcę...Nie wiem...Przyjemnie mi...
                To wspaniałe...szkoda, że jedyny nasz taki pocałunek...pierwszy którego oboje tak naprawdę chcemy...a bynajmniej on sprawia takie wrażenie, bo wiem, że udaje. W końcu odsunąłem się od niego. Pocałowałem go w policzek i leciutko się do niego uśmiechnąłem -dobranoc- powiedziałem cicho, przytulając  go i zamykając oczy.                 Odwzajemniłem uśmiech. Oplątem mu szyję-Dobranoc braciszku...kocham Cię najmocniej na świecie-Mruknąłem z uśmiechem i zamknąłem również oczka...To prawda...nikogo bardziej nie kocham. Może faktycznie powinienem zastanowić się nad uległością?
                -Ja Ciebie też-wtuliłem twarz w jego szyję i usnąłem. Obudziłem się nad ranem. Była godzina szósta dwanaście. Spojrzałem na śpiącego Itachiego. Od dzisiaj tylko taki widok mi pozostanie. Przejechałem opuszkami palców po jego policzku. Uśmiechnąłem się czule.-Kocham Cię-szepnąłem całując go w czółko. Wyplątałem się delikatnie z jego objęć i cmoknąłem go w usta tak by się nie obudził. Wziąłem cicho szybki prysznic. Ubrałem się i po spojrzeniu ostatni raz na niego wyszedłem z domu. Poszedłem od razu do biura. Tam będę teraz spędzał swoje dni...



Jesteśmy rozczarowane! Bardzo! Tylko jeden komentarz!? Wiem, że błędów jest nadal od groma, ale sprawdzałam to już cztery razy. My opowiadanie mamy zakończone. Napisane całe. Jest mało opowiadań ItaSasu, SasuIta więc postanowiłyśmy dodać by ktoś mógł coś poczytać z tym paringiem. A tu co? Nico! Nikt nie czyta! Robimy protest i następny rozdział pojawi się, gdy będzie co najmniej  7 KOMENTARZY !!!

ELISHA Dziękujemy Ci z całego serca, że jesteś. Mamy nadzieję, że nadal będziesz komentowała :) W liceum jest słabo xD 20 osób mnie nienawidzi w klasie, która ze mną liczy 28 xD 


O i jeszcze dla zachęty w następnych rozdziałach będzie kot ( z tym wiąże się spadnięcie z krzesła, bo... no zobaczycie xD), porwanie, próba samobójstwa, nie wiem czy udana, czy nie, "wyprowadzka" i inne rzeczy. Narka.







niedziela, 2 września 2012

Rozdział 7



  -Kim dla Ciebie jestem?- Spytałem nie rozumiejąc do czego on zmierza. Kim jestem Ja dla niego...Powinien sam o tym dobrze wiedzieć...Skąd ja mam o tym mieć pojęcie.-Nie wiem...przecież to twoje zdanie-Odpowiedziałem obserwując go. Jestem dla niego... bratem ale używa mnie... Więc jestem dla niego czymś w rodzaju przystani...Ktoś kto mu nie ucieknie...Nie można nazwać tego miłością, a raczej poczuciem własności albo straszną obsesją.  
Przymknąłem oczy, aby nie patrzeć na niego. To zbyt ciężkie.-Płakałem...-zacząłem cicho-bo mam dość ranienia Cię...nie mogę już znieść myśli jak bardzo się brzydzisz mojego dotyku-kontynuowałem spokojnie i cicho-Tylko, że nie umiem przestać...ciągle próbuję...staram się i gdy myślę z nadzieją, że mi się udało przezwyciężyć to...idę do Ciebie...sam wiesz w jakim celu...i znowu ten ból...Nie rozumiesz. I tak było lepiej. Bo teraz będę Cię obrzydzał jeszcze bardziej...wiem, że to nienormalne by zakochać się we własnym bracie...nawet nie wiem kiedy się to zaczęło...-powiedziałem cicho. Teraz tylko czekać aż mnie odepchnie, aż wyzwie...To jest takie ciężkie...  Spuściłem rękę z jego twarzy w szoku. Zrobiło mi się faktycznie nie dobrze... Ale to na myśl, że nie potrafi przestać...mi robić takich rzeczy. To moja wina, że cierpi? Bo go odrzucam? Bo się brzydzę jego dotykiem. Czuję się obarczony winą za to że taki jest. Zaszkliły mi się delikatnie oczy i przez moment miałem ochotę uciec od tego wszystkiego. Jednak chyba wolał tego nigdy nie usłyszeć. Kocha mnie jak nie brata? Ale w miłości nie robi sie takich rzeczy. To co on odczuwa to obsesja...Popadł by nawet w szaleństwo tracąc swoją własność. Jest Hokage...gdybym nawet uciekł od jego gwałtów znalazł by mnie i wtedy krzywdził by mnie mocniej. Zawsze gdy się mu sprzeciwiam gwałci mnie ostrzej niż zazwyczaj...To obrzydliwe. Czy tak ciężko to zaakceptować? Jednak on też cierpi...Ma dość...Znów czuję wyrzuty sumienia. To boli...tak strasznie boli. Co mam mu powiedzieć? Jak mam go pocieszyć kiedy naprawdę tym co mi robi rani mnie dogłębnie? Fizycznie i psychicznie..-Nie wiem co Ci odpowiedzieć onisama. To ciężkie-Odpowiedziałem zgodnie z prawdą. Nie chcę by cierpiał, ale jednocześnie nie chcę tego co mi robi.  W jego oczach zobaczyłem zbierające się łzy. Przytuliłem sie do niego-Nie musisz nic odpowiadać. I tak spodziewałem się gorszej reakcji-uśmiechnąłem się smutno.-Nie myśl o tym...-poleciłem.-Zrobię nam śniadanie.-pocałowałem go w czółko zanim zdarzyłem się powstrzymać. Zszedłem z niego i przykryłem go szczelnie kołdrą.  Wstał...Poszedł sobie...To tak jakby ta cała sytuacja prześlizgiwała mi się przez palce jak ziarenka piasku. Ucieka mi czas...Ucieka mi aniki...Boję się. Nie chcę by mnie zostawił tak jak rodzice...Jeden dzień...Pokłóciłem się wtedy z tatą...Wróciłem z akademii i... koniec.-Nie idź proszę-Powiedziałem szybko łapiąc go za rękę-Nie jestem głodny. Proszę zostań-Dodałem szybko i egoistycznie...w końcu on może być głodny.
Chciałem iść, ale złapał mnie za rękę. Uchyliłem usta by powiedzieć, że zaraz przecież wrócę, ale zrezygnowałem. Kiwnąłem w odpowiedzi głową i ponownie się przy nim ułożyłem. Dotknąłem jego czoła. Już nie ma gorączki, to dobry znak. Przyciągnąłem go do siebie. Poczułem zimny okład na torsie. Oplotłem go ramionami. Tak bardzo go kocham...a on teraz mnie? Co o mnie myśli?
  Wrócił jednak do mnie, na co ucieszyłem się w głębi serca. Mógłby uznać, że go nienawidzę...Mógłby mnie odtrącić. Wyjść i już nigdy do mnie nie wrócić. Uciec ze strachu albo obrzydzenia do siebie. Nawet popełnić samobójstwo...Wiem, że byłby do tego zdolny. Przytuliłem go mocno, a okład spadł mi na jego ciało-Ups...Wybacz.-Mruknąlem gdy zdjął rękę i zdjąłem z niego okład.  -Nic się nie stało-uśmiechnąłem się lekko. Dla niego to chyba bez różnicy, kim jest dla mnie...nie chciał bym go zostawiał, ale dlaczego? Bał się, że mógłbym odejść? Nie, on by się z tego prędzej cieszył. A może nie? Może po prostu nie chce zostawać sam?-Jak się czujesz?-zapytałem odrywając się od swoich myśli.  Ucieszyłem się na to, że się o mnie martwi. Chyba... O ile nie udaje.-Lepiej.- Odpowiedziałem jednym słowem i pocałowałem go w policzek. Owinąłem mu ręce wokół szyi-Aniki... skoro kochasz mnie w taki sposób... To czemu... robisz...to czasami....tak brutalnie?-Spytałem zadręczony myślami.
Spojrzałem na niego zaskoczony...Jak już mu powiedziałem o jednym, mogę mu wszystko wyjaśnić...chyba...-Czasami...nie umiem się powstrzymać...wiem, że znowu będziesz się brzydził, że będziesz cierpiał jeśli chociażby cię namiętnie pocałuję. I przez to...czuję się zdenerwowany...tak jak ostatnio...i nie umiem się powstrzymać. Później gdy dociera do mnie co znowu zrobiłem...żałuję...że Cię kocham...ja cały czas, żałuję że Cie kocham w taki sposób...to jest ciężkie do zrozumienia. Ja naprawdę nie chcę Cię ranić.-wyjaśniłem pokrętnie.
Przypomniało mi się jak przebudziłem się w nocy i mnie głaskał...Wierzę w to, że mnie naprawdę kocha...Ale tak się nie powinno robić. Żałuje, że mnie kocha, bo wtedy bym nie cierpiał...Nie potrafi jednak przestać. Mam dość! To...Jak nie mogłem potem stać na nogach...To jak posuwał mnie szybko, a potem wychodził bez słowa...Jak widział, że płaczę i nie przestawał...Mam dość... A z drugiej strony jest troskliwy i kochany...Istny paradoks.  Nic nie powiedział. Nie powinienem mu o tym mówić. Zresztą jaką różnice mu to robi? On nie wie jak to jest, gdy się tak kogoś kocha...nie wie jak to jest patrzeć na łzy kochanej osoby ze świadomością, że sam ją do tego doprowadziłem, nie wie jak to jest marzyć, by choć raz pozwoliła się dotknąć i pokochać...nie wie jak to być chorym z miłości. To jeszcze dla niego niezrozumiałe. Kiedyś...kiedyś będzie wiedział...gdy sam się zakocha w jakieś ślicznej dziewczynie. Moja nadzieja co do tego by mnie pokochał gdzieś się ulotniła, odeszła... 
Zapadła niezręczna cisza. W powietrzu słychać tylko nasz nierównomierny oddech. Niezwykle krępujące...-W takim razie chcę Cię pieprzyć aniki-Powiedziałem z powagą. Sprawdzę go tak...Jeśli się zgodzi bym go pieprzył to oznacza, że to przez miłość. Jeśli nie...to tylko duma i obsesja. Ja na jego miejscu bym się nie zgodził. Nikt by się nie zgodził być zdominowanym przez mniejszą słabszą osobę... Nikt.   Aż otworzyłem usta ze zdziwienia. Otrząsnąłem się po chwili zdając sobie sprawę, że raczej się ze mnie nabiją-Ha ha ha bardzo śmieszne-mruknąłem, ale się uśmiechnąłem-wiesz...gdybyś był starszy, nie mówię,  że ode mnie ale starszy i większy...to bym się zgodził...-potarmosiłem go z cichym śmiechem po włosach. Nie przeszkadzało by mi to. Co to za różnica, być na dole, czy na górze, ważne, że z nim.  Wyśmiał mnie i zaprzeczył. Odsunąłem się od niego i wstałem. Jakbym był starszy i większy hn...-W takim razie nie kochasz mnie i jesteś zwykłym egoistą seksualnym.-Odpowiedziałem i zszedłem z łóżka-Nie to nie. W takim razie tak samo nie zbliżaj się do mnie-Odpowiedziałem zimno i wyszedłem biegiem z jego pokoju i zatrzasnąłem drzwi. Osoba która naprawdę kocha poświęca się...Niech spada z swoim fiutem ode mnie. Od czegoś ma łapę. Może sobie zwalić.
Znowu zdziwienie. On mówił na poważnie? Wstałem szybko i pobiegłem za nim. Otwierał drzwi do swojego pokoju. Podbiegłem do niego i podniosłem go do góry jak małe dziecko. Chciał się wyrwać, ale mu nie pozwoliłem.-Kocham Cię i to nie jest zwykłe pożądanie. Nie sądziłem, że mówisz to na poważnie, bo przecież Cię to obrzydza. Ja się zgadzam. Jeśli chcesz możemy to zrobić. Zgodzę się na wszystko, by udowodnić Ci że Cię kocham, chociaż nie wiem po co, bo ty nie chcesz bym to do Ciebie czuł...ale nie potrafię  tego zmienić, nie potrafię wyplenić tego ze swojego serca i nic na to nie poradzę-powiedziałem z powagą nadal trzymając go na rękach.  Rozszerzyłem oczy na to co zrobił i powiedział. Serce zaczęło walić mi jak szalone. On się zgadza bylebym go kochał...On jest niemożliwy...Nie używa mnie tak po prostu? Przytuliłem go za szyje. Zamknąłem oczy...Nie potrafię zrobić tego z nim. Ale go kocham...Ale jak brata...-Onissama...-Mruknąłem. A może zdaje sobie sprawę że go sprawdzam? Jest niesamowicie inteligentny, więc może to ściema. Otworzyłem oczy-W takim razie to zróbmy. Będę Cię pieprzyć-Odpowiedziałem z powagą i pewnością. Właściwie po co ja to chcę zrobić skoro się brzydzę! Czemu tak strasznie do tego dążę...Może... Nie, po prostu chcę sprawdzić go.  On naprawdę chce to ze mną zrobić...serce mi przyspieszyło...ok...dotrzymam tego co powiedziałem, zgodzę się na wszystko. Wszedłem do niego do pokoju i zatrzasnąłem za sobą drzwi. Położyłem się na jego łóżku sadzając sobie go na biodrach. Niech robi co chce-Pieprz mnie...naprawdę Cie kocham Itachi.-powiedziałem kładąc dłoń na jego policzku.
Położył się i kazał się pieprzyć...On chyba sobie ze mnie żartuje. Ja taki niski mam pieprzyć Hokage...Mam ochotę się śmiać...Ale skoro mogę się na nim zemścić...Podniosłem się. Położyłem jedną dłoń koło głowy i zacząłem go brutalnie całować..  Zaczął mnie agresywnie całować. Nie sprzeciwiałem się. Naprawdę ma zamiar to zrobić... trudno, poboli mnie dziś trochę tyłek. Uchyliłem od razu usta wpuszczając go do siebie. Ciężko było mi oddawać pocałunki, ale jakoś próbowałem. Nie dominowałem. To on ma mieć władzę...
Pozwolił mi się całować...To takie ohydne! Nie chcę tego..Mhhh...jego język...Dorwałem się do jego spodni i czując straszną złość zacząłem odpinać mu pasek. Teraz mogę się zemścić na nim za każdy brutalny gwałt. Teraz mogę mu pokazać jak straszne to jest.  Odpiął mi pasek od spodni, a potem same spodnie. Spojrzałem w jego oczy, które wyrażały tylko złość. On nie chce tego. Nie zależy mu na tym...chce tylko mi się odpłacić za to co sam mu robiłem...Należy mi się. Mimo wszystko zabolało. Czym ja się łudziłem, że nagle mnie pokochał i chce to zrobić? Śmieszne! To się nigdy nie stanie...nigdy...
Nie widząc żadnych reakcji sprzeciwu zirytowałem się jeszcze bardziej. Zacząłem całować i lizać mu szyję. Ściągnąłem z niego spodnie i bokserki patrząc na jego męskość...To obleśne. Zamknąłem oczy i zacząłem ssać mu sutka. To obrzydliwe...blehh...Prawą ręką zacząłem zwalać mu konia.

Jęknąłem gdy poczułem jego rękę na moim członku, a usta na sutku. Widzę w jego oczach obrzydzenie, przez co miałem ochotę stamtąd wybiec i zacząć krzyczeć. Co krzyczeć? Nie wiem.-Itachi...widzę, że Cię to brzydzi...zrób to...teraz...nie musisz udawać, że tego chcesz.-wydyszałem zachrypniętym gardłem z gulą w środku. Ta świadomość boli mnie bardziej niż to co ma zaraz zrobić. Drżącymi dłońmi odpiąłem mu spodnie
Mam to zrobić chociaż mnie brzydzi? Usiadłem i zacząłem się śmiać histerycznie. -Hahahah rozwalasz mnie hahaha...wymiatasz...-Zaśmiałem się i spojrzałem z rozbawieniem w jego oczy. Jego światopogląd jest nie wyjęty.... Skąd takie spaczenie?  Zaczął się śmiać. Ścisnąłem zęby i dłonie. Mam tego dość. W stałem szybko i założyłem na siebie tylko bokserki. Wyszedłem od niego. Po policzku spłynęła mi łza. Poszedłem szybko do siebie. Zamknąłem drzwi od swojego pokoju na klucz. Czemu mi się to musiało przytrafić!? Czemu w nim musiałem się zakochać!? Usiadłem na łóżku twarz zakrywając w dłoniach. Na cholerę to wszystko!? Po co? Dlaczego nie mogę mieć normalnego życia. Dlaczego oni musieli zginąć? Dlaczego ja w tedy nie zginąłem? Śmierć to żałosna ucieczka od życia, od problemów, ale najłatwiejsza i w takich momentach o niej się najczęściej myśli. Niepotrzebnie mu mówiłem. Chciałem się dla niego poświęcić. Chciałem mu udowodnić, że go kocham, ale on nawet mnie nie potraktował poważnie. Tylko jak... jak szmatę. Niepotrzebną w jego życiu...Starałem się...nie chciałem go ranić, starałem się usunąć to uczucie z siebie, ale mi się nie udało...nie wiem co mogę jeszcze zrobić.  Uciekł zostawiając u mnie spodnie. Musiał się źle poczuć...Ahhh...Poszedłem pod drzwi...Zamknięte. Wyszedłem na parapet i luknąłem do środka. Siedzi i płacze. Wszedłem przez okno. Złapałem go za nadgarstki.-Możesz mi powiedzieć czemu uciekasz skoro na to Ci nie pozwoliłem?- Spytałem siadając mu okrakiem na kolanach i patrząc na jego zapłakaną twarz z uśmiechem. Powala mnie...Ale cierpi...Westchnąłem-Nie płacz... Nie chciałem, aż tak Cię urazić-Zaśmiałem się cicho.  -Itachi przestań do cholery. Wiem, że masz mnie już dość, więc idź się połóż, bo jesteś przeziębiony. Ja zrobię obiad i tyle. Będę się powstrzymywał ile tylko będę mógł by znowu Ci czegoś nie zrobić, a gdy już nie będę w stanie wytrzymać, wynajmę sobie dziwkę. Przestanę Cię ranić, więc możesz już przestać grać, że chcesz mnie przelecieć. Rozumiem, że się mną brzydzisz. Gdybym był tobą pewnie też bym to odczuwał. No bo jak brat może zabujać się w swoim małym ototou!? Zajebiście śmieszne!-wrzasnąłem nie mogąc sobie z tym poradzić. Mogę walczyć z różnymi przestępcami, zabijać ich, być rannym, ale nigdy tak nie cierpiałem jak teraz. To wszystko już mnie przerasta. Położyłem go na łóżku samemu wstając i szukając w szafie jakiś ciuchów.   
   Przestanie mnie ranić? Wynajmie sobie dziwkę? Jakoś poczułem się z tym źle. Pieprzy mnie latami, a potem po takim cierpieniu wyrzuca jak jakąś szmatę tylko dlatego, że sobie nie radzi? Co? Nie! To wcale nie tak! Nie jestem zazdrosny! Nie, nie, nie! Powinienem czuć ulgę. Powinienem to zaakceptować...A może tu chodzi o moją dumę?-Nie żartuję.Połóż się bo chcę Cię pieprzyć aniki-Powiedziałem z powagą. Zrobię mu to. Chcę tego. Chcę by czuł to co ja. Chcę...być lepszy choć jeden raz od niego. Chcę mieć nad nim władzę...  Prychnąłem-Dlaczego?-zapytałem gwałtownie odwracając się w jego stronę.-Dlaczego chcesz robić to co Cię napawa obrzydzeniem?-pytałem dalej. Gdyby choć w połowie czuł do mnie to co ja do niego...bo miłości braterską, a taką jaką ja czuję do niego dzieli wielka przepaść, którą ja sam przeskoczyłem nawet nie wiedząc kiedy. 
-To ja będę Cię napastować. Więc przestań się sprzeciwiać i po prostu zróbmy to-Westchnąłem i spojrzałem w jego stronę.-Bo pragnę tego-Dodałem po chwili. Wstałem i złapałem go za ręke. Popchnąłem go na łóżko. Usiadłem znów na nim okrakiem. Wplątałem rękę w jego włosy i pocałowałem go. Mój oddech znów przyśpieszył z podniecenia.
Kłamie...nie sprzeciwiłem się jednak pozwalając mu robić co tylko chce. Uchyliłem usta wpuszczając go do środka i oddawałem pocałunek. Cieszyłbym się, gdybym wiedział, że naprawdę mu się to podoba. Wtedy bym chyba skakał z radości.
Naprawdę jest mu to obojętne? Lewą ręką przytuliłem go do siebie delikatnie. Językiem łagodnie i spokojnie zacząłem wodzić po podniebieniu...Wyjąłem rękę z jego czarnych jedwabistych pukli i przejechałem dłonią po jego karku. Zacząłem masować mu nagie plecki, nie zaprzestając go całować namiętnie i delikatnie.  Oddawałem mu z chęcią pocałunek. Czemu nie może być tak zawsze? Żeby on był taki...sam nie wiem...żeby mu to nie przeszkadzało. Przymknąłem oczy rozkoszując się chwilą. Jest dla mnie wszystkim. Zrobię co tylko będzie chciał. Sprawia mi to przyjemność, choć wiem, że on tego i tak nie chce...a może chce? Po co by inaczej tu przychodził? Powiedziałem, że zostawię go w spokoju, a on? Powiedział, że chce mnie pieprzyć...dlaczego? To przecież dziwne...czemu muszę o tym myśleć w takiej chwili?  Zarumieniłem się delikatnie i oderwałem od jego ust. Są mięciutkie i delikatne...Szkoda, że nie ma długich włosów...Może gdy wyglądał jak dziewczyna byłoby mi to łatwiej zaakceptować? A tak oboje jesteśmy mężczyznami, a do tego jeszcze braćmi co sprawia, że to strasznie obrzydliwa sprawa. Oparłem głowę o jego klatkę piersiową i zacząłem błądzić rękami po jego odsłoniętym ciele...Nie wiem czemu ale mam nadzieje, że jest mu przyjemnie.  Westchnąłem błogo gdy jeździł swoimi cudownymi, delikatnymi dłońmi po moim ciele. Chciałem spojrzeć na jego twarz, ale on oparł głowę na moim torsie. Znów to nie miłe uczucie...on się tym brzydzi. Nic się jednak nie odezwałem pozwalając robić z sobą co tylko chce. Zamknąłem oczy by nie widział w nich targającym mną uczuć.
Nie zaprzestałem dotykania jego klatki uznając to miejsce za dostatecznie bezpieczne by nie czuć upokorzenia czy wstydu. Podniosłem swoją twarz jednak miał zamknięte oczy. Nie wiem czy mu się to podoba czy nie. Być pieprzonym przez młodszego brata...to dość upokarzające prawda? A mimo to jest gotów zrobić dla mnie wszystko-Kocham Cię wiesz?- Spytałem łagodnie i znów pocałowałem go w usteczka.  Uśmiechnąłem się.-Wiem.-odparłem cicho.-Ja Ciebie też-powiedziałem jeszcze ciszej nie otwierając oczu. Kocha mnie. To tak wspaniale brzmi. Mimo, że tylko jak brata. Ale kocha. Jest ze mną. I jest cudownie. Zgasiłem w sobie negatywne uczucia i spojrzałem na niego. Patrzył się na mnie. Nie widziałem u niego obrzydzenia, co mnie ucieszyło. Uniosłem nieśmiało dłoń i położyłem ja na jego policzku. Delikatnie dotknąłem swoimi ustami jego. Uchyliłem swoje wargi czekając na jego ruch.
Zarumieniłem się mocniej gdy też wyznał mi miłość. Dotknął mi policzka i pocałował. Nieśmiało wsunąłem w jego buzie język i znów zacząłem go całować, czując co raz większe podniecenie ciała...A duszy? Po tym wszystkim sam nie wiem kim jestem...Rękami zacząłem bawić się jego sutkami...Mhmmm....przyjemnie mi...  Mruknąłem mu cicho w usta, gdy bawił się moimi sutkami. Tak powoli, bez pośpiechu, z wyczuciem to wszystko się dzieje. Czy to nie sen? Oby nie. A jeśli tak to ja nie chcę sie budzić...nigdy. Włożyłem dłoń pod jego koszulkę i jeździłem mu nią po plecach.  Zamruczałem również gdy włożył mi rękę pod koszule i zaczął jeździć moich plecach. Oderwałem się od jego ust...Spojrzałem w jego pożądliwe oczy po czym zawstydzony zniżyłem usta do jego szyi i zacząłem całować i delikatnie lizać go po skórze by sprawić mu przyjemność...Lewą ręką przejechałem mu natomiast po podbrzuszu i zacząłem je gładzić...Do czego zmierzam? Jak tak dalej pójdzie weźmie mnie siłą...Na pewno tego chcę? Zamknąłem oczy... i kontynuowałem.
Odchyliłem głowę do tyłu dając mu większe pole do popisu. Czemu jest taki delikatny? Jeszcze u niego był taki agresywny... Nie chce sobie odebrać tych wszystkich lat? Może to tylko na początku tak? Poczułem jego dłoń na podbrzuszy przez o niemalże nie jęknąłem. Ahh to wspaniałe... mógłby już nie czekać...
  Pocałunkami zszedłem niżej i zacząłem całować mu ramię a potem co raz niżej...dochodząc do sutków. Wczułem się w to. Językiem zacząłem zataczać kółeczka na jego brodawce. Prawą ręką zacząłem masować mu bok, a lewa wślizgnęła się pod jego bokserki, na co zrobiłem się bordowy na twarzy. Dotykam jego...Nie mogę...Wyjąłem rękę i wstałem z niego-Zwal sobie.-Westchnąłem i usiadłem wygodnie na jego poduszce. Ciekawe czy postanowi zrobić to na moich oczach...Nie wiem co wtedy poczuje.  Mmm przyjemnie. Jego ręka wślizgiwała się pomału pod moją bieliznę... i nagle koniec. Spojrzałem na niego zdezorientowany. Słysząc jego hmm polecenie walnąłem się dłońmi w twarz zakrywając ją.-Powiedz mi, czy ty się mną bawisz, czy masz zamiar mnie przelecieć?-spytałem się spoglądając na niego.
Westchnąłem widząc jego załamanie. Aż tak mu zależy żebym zabrudził się w jego gównie? Obrzydlistwo...A może nie...Powinien wcześniej zrobić sobie lewatywę. -Nie. Jest za duża różnica wieku-Odpowiedziałem wycierając dyskretnie rękę by nie zobaczył -Zwal sobie-Powtórzyłem czekając na to co zrobi. Uśmiechnąłem się do niego figlarnie i oblizałem usta.
Sapnąłem zirytowany i zdenerwowany.-Więc na co to było?-warknąłem do niego, patrząc wściekle na jego twarz. Wiedziałem! To było zbyt piękne! Wstałem z łóżka i zaczekałem na jego odpowiedź.  Jak strasznie się zdenerwował. Czy on nie rozumie że... że jednak nie potrafię? Że to za ciężkie? Podwinąłem pod siebie nogi-Bo...-Zacząłem nie pewnie jednak uciąłem. Jak ja mam mu powiedzieć że... to dla mnie dziwne...Że mnie to na tyle obrzydza że nie potrafię.-Schowałem swoją twarz-Bo...sprawiało mi to przyjemność...cieles...amm..-Nie dokończyłem tylko spaliłem buraka i uniosłem zawstydzony na niego wzrok. Załamałem ręce-Nie chciałeś tego, widziałem to dlatego wyszedłem od Ciebie-między innymi dlatego-alle ty przyszedłeś i chciałeś kontynuować. Zgodziłem się. Teraz mi mówisz, że odczuwałeś z tego przyjemność i dlatego skończyłeś...brzydzisz się...Brzydzisz się tego co czujesz. A to wcale nie jest takie paskudne Itachi. Gdybyś tylko zechciał otworzyć oczy i spojrzeć na to inaczej.-powiedziałem i zabierając czyste ciuchy wszedłem do łazienki. I teraz mnie zostawił jeszcze samego z tym! Otworzyć oczy na to co czuje...Że to nie jest takie paskudne...Poszedłem za nim do łazienki...Usiadłem na skraju wanny.Sam nie wiem ale głupio mi...Ma racje...Ale czy to nie on doprowadził do tego że moje ciało tak na niego reaguje?Czy to nie on zrobił to swoim ciałem?Hn...Sam nie wiem po co tu przyszedłem.Nie jestem w stanie nic powiedzieć...Nie powinienem tu być. Wszedł do łazienki gdy miałem właśnie rozebrać się i wejść pod prysznic. Uniosłem brwi do góry. No to teraz już nie jestem sam, chociaż problem owszem muszę załatwić sam.-Chyba zdajesz sobie sprawę co mam tutaj zamiar zrobić oprócz wzięcia prysznicu?-zapytałem. Nie czekając na jego odpowiedz ściągnąłem bokserki i wszedłem do kabiny. Odkręciłem letnią wodę i zacząłem ustawiać stopniowo na gorącą. Upss..Rozebrał się i wszedł pod prysznic.Zamierza mnie posłuchać?Powinienem wyjść...Czemu nie wychodzę...Chcę dołączyć...Nie powinienem tak myśleć...Nie...Westchnąłem...Też mam potrzeby...Powoli zacząłem się rozbierać.zdjąłem koszulkę,następnie spodnie.Zdjąłem bieliznę i wszedłem bez słowa do kabiny.Popchnąłem go trochę i pocałowałem go w usta.Nie tylko on ma teraz do cholery problem..
Wszedł czym mnie zdziwił, a jeszcze bardziej mnie zszokował gdy mnie pocałował. Oddałem pocałunek-Zmieniasz humory jak baba w ciąży-mruknąłem gdy się oderwaliśmy od siebie. Woda lała się na nas, przyjemnie orzeźwiając nasze ciała. On też musi mieć problem...-Zjechałem dłonią na dół jego pleców jednak nie dotykałem mu tyłka.-Pomóc Ci, czy sam to zrobisz?-zapytałem. Ja tam nie mam sprzeciwów by mu zwalić lub obciągnąć. Drgnąłem gdy mnie dotknął.Skrzywiłem się na jego słowa.-Nie wiem o czym mówisz.Wyraźnie kazałem Ci zwalić sobie.Nie mówiłem że skończyłem z tobą-Westchnąłem mega zawstydzony.Może powinienem uciec?To dobry pomysł...Bo w końcu co ja tu robię...- Możesz mi obciągnąć.-Powiedziałem speszony.Nie powinienem! To złe!To chore!Wbrew moim przekonaniom... Zgrzytnąłem zębami na pierwszą część wypowiedzi. Obróciłem go tak by przywierał plecami go ściany kabiny. Pocałowałem go krótko w usta, a później zjechałem niżej jeżdżąc językiem po jego ciele. Dotarłem do podbrzusza. Klęknąłem przed nim i polizałem kilka razy jego stojącą męskość. Nie raz już mu obciągałem...Wziąłem czubek do ust zasysając się na nim.
Popchnął mnie na kabinę i pocałował w usta...Następnie zaczął dotykać mojego ciała na co miałem ochotę pisnąć...Zamknąłem oczy i zacząłem sobie wyobrażać że to jakaś ładna dziewczyna...Odchyliłem głowę i zacząłem jęczeć z przyjemności.Mmmm Konan....
Łał kolejna nowość, nie powstrzymuje się od jęczenia. Poruszałem powoli głową. Zawijałem język wokół niego, a później ocierałem nim o jego członka. Wkładałem go sobie jak najgłębiej chcąc mu dać jak najwięcej przyjemności. Mmm uwielbiam mu obciągać, słyszeć jego jęki. Przyśpieszyłem oczekując jego spełnienia. Czuję, że jestem już blisko...Ahhh kochanie...-Konan...ahhh-Zajęczałem głośno nie mogąc się opanować i doszedłem w jego usta.Otworzyłem oczy uświadamiając się co zrobiłem...Zabiło mi mocniej serce-Przepraszam-Wybąkałem i złapałem się za usta..Uklęknąłem szybko przed nim i przytuliłem-Przepraszam aniki...i arigatou...



No i tak... Notka jest, tak na zakończenie wakacji. Teraz zacznie się nowy etap w naszym życiu, więc nie wiem kiedy dodamy następną notkę, chociaż jest już napisana. Właśnie zaczynam (Ann) naukę w liceum, więc łatwo nie będzie, a i czasu ubędzie. Mamy nadzieję, że rozdział się podobał. Nie wiem czy zapraszałam, ale jeśli nie to właśnie to robię na forum:http://uchihayaoi.mojeforum.net
Wszelkie opowiadania i rozmowy związane z parinami gdzie występuje przynajmniej jedna osoba z klanu Uchiha. ItaSasu, PeinIta, MasaIta, ItaDei, SasuNaru i wiele innych.. Forum dopiero się rozwija i nic się na nim nie dzieje, ale mam nadzieje, że zarejestrujecie się i pomożecie mi je stworzyć. W szczególności, że adminem jestem sama xD. Zapraszam serdecznie!
 Dziękujemy wam za komentarze, to dzięki nim dodajemy tu notki i blog istnieje. Wasze pozostawione opinie dodają nam sił i motywacji do działania tutaj. Mamy nadzieję, że nas nie opuścicie! Arigato!

sobota, 18 sierpnia 2012

Rozdział 6





Pomarańczowy to Sasuke. 



Próbował mnie wypchnąć ze swoich ust, ale ja nawet na to nie zareagowałem. Ocierałem swój język o jego pobudzając go powoli...może on się tym brzydzi, ale jego ciału się to podoba. Pchnąłem go do tyłu i zawisłem nad nim. Oderwałem się od niego gdy zabrakło nam powietrza.-Nie ładnie się mnie nie słuchać, szczególnie w tedy, gdy chcę dla Ciebie dobrze - wyjaśniłem mu. Jedną ręką trzymałem go za  nadgarstki by się nie wyrywał, a drugą wsunąłem mu pod koszulkę i delikatnie głaskałem jego tors.                
 Jęknąłem mimowolnie gdy zaczął dotykać mi klatki piersiowej...Zrobiłem się czerwony na twarzy - Onisaama... przestań - Mruknąłem i zacząłem się trochę wyrywać. Tak strasznie mi gorąco...Zacząłem szybciej oddychać...-Nie...-Jęknąłem kolejny raz gdy zaczął bawić się moim sutkiem.
                Ślicznie jęczy. Mmm mógłbym słuchać go godzinami. Podciągnąłem go do góry samemu też głębiej wchodząc na łóżko. Sięgnąłem do jak zwykle szafki, w której miałem przyszykowany pasek. Drugi raz w tym tygodniu przywiązałem go do poręczy. Ale pierwszy raz u mnie...to plus. Wcześniej zdjąłem z niego koszulkę. Spojrzałem w jego oczy. Nie uśmiechałem się...nie miałem do czego. Językiem zacząłem znaczyć mokry ślad po jego szyi w dół do sutka.              

   Zdjął mi szybko koszulkę i przywiązał do poręczy...Cholera...Nie...Pisnąłem przestraszony. Zacząłem jęczeć głośniej gdy zaczął lizać mi skórę...Mój oddech stał się głośny...Szarpnąłem rękami lecz to tylko zabolało moją skórę...Zacząłem odchylać swoje ciało by jakoś odczepił się ode mnie, ale to nic nie dało -Nie. Zostaw mnie ahh. - Zajęczałem cicho...Nie...
                Cudownie...Nie zważałem na jego protesty. Pomału starałem się pobudzać jego ciało. Przejechałem palcami po jego boku, aż zatrzymałem się dopiero na jego kroczu. Masowałem je delikatnie przez spodnie. Ojj bo ja się podniecę, a nie on i będzie problem... z pasją dalej lizałem mu sutki, tym razem drugi.               

  Odchyliłem głowę z przyjemności i zajęczałem głośno, gdy zaczął dotykać mi krocza – Aniiiiki - Zajęczałem gardłowo...Nie wolno mi się poddać temu uczuciu. Nhhh jestem osłabiony...-Nie...onisama... nie dzisiaj... mh...ahhh... - Zajęczałem znów głośno jakoś nie potrafiąc zapanować nad swoim ciałem... Jestem tak strasznie podniecony. Spojrzałem na jego twarz... Liże mnie ahhh.
                Stwardniał...uśmiechnąłem się do siebie. Podniosłem głowę do jego ucha - Nie będzie dzisiaj tego "najgorszego", spokojnie - powiedziałem liżąc mu płatek. Zjechałem językiem do jego szyi później torsu i do pępka. Dalszą drogę przerwały mi jego spodenki. Pomału nie spiesząc się odpiąłem mu pasek, a później zacząłem ściągać je z niego.           
      Nie będzie? Nie będzie mnie pieprzyć? Ale czuję przyjemność z tego więc jest źle...Zajęczałem znów czując na swoim ciele jego język - Onisama...ahh - Przymknąłem powieki i odwróciłem od niego zawstydzony spojrzenie. Zaczął odpinać mi spodnie...Znów będę przed nim obnażony-Nie chcę...tak strasznie tego nie chcę - Wybąkałem zmroczony przyjemnością i gorączką...Rozluźniłem trochę ciało wiedząc że nie będę czuć bólu.
                - Ciii to tylko twoje ciało...to normalne reakcje-szepnąłem mu do ucha. Pocałowałem go w usta i zjechałem znowu na dół. Zdjąłem z niego spodenki wraz z bokserkami do jego kolan. Oblizałem jego męskość przygryzłem jego żołądź i wziąłem go do ust poruszając miarowo głowa.
                Ma racje... Ale tak mi wstyd...Nie potrzebuję tego...Oddałem mu delikatnie pocałunek cicho pojękując...Zszedł do mojego członka...Odchyliłem głowę do tyłu i zacząłem jęczeć głośniej -Aniki...nie...nie chcę czuć tego ... Mhhh ahhh...oniiiisama...ahh...
                Nie słuchałem się go tylko oczekiwałem jego spełnienia. Będzie zmęczony i szybciej zaśnie. W końcu poczułem jak moje usta wypełniają się słodkawą cieczą którą z chęcią połknąłem.
                Doszedłem w jego ustach. Jęknąłem, a z upokorzenia poleciała mi samotna łza. Opadłem na pościel...-Onisaaama rozwiąż mnie-Mruknąłem cicho cały zawstydzony.
                Podciągnąłem mu ciuchy do góry by nie był nagi. Przykryłem go kołdrą. Niech idzie spać. Wiem, że jest zmęczony i źle się przeze mnie czuje, ale musi leżeć, a to był taki mój sposób by go do tego zmusić. Pogłaskałem go po włoskach - Idź spać-mruknąłem cicho i go odwiązałem.
                Podniosłem się i przytuliłem się do jego ciała-Nie idź proszę-Pisnąłem dziwnie przestraszony i zacząłem łkać w jego klatkę piersiową...Przytuliłem się do niego bardzo mocno...Głowa strasznie mi pęka.
                Zdziwiła mnie jego reakcja. Przytuliłem go jednak wsuwając się pod kołdrę. Objąłem go mocno.-Nie pójdę, nie opuszczę Cię.-powiedziałem głaszcząc go uspokajająco po główce. Wtulił sie we mnie i płakał. Szkoda, że płacze...szkoda, że sprawia mu to tyle bólu. Pocałowałem go delikatnie w skroń.
                - Onisama - Załkałem i przytuliłem się do niego jak najmocniej się dało. Wytarłem swoje łzy...Czemu muszę przez to przechodzić? Czemu? Kiwnąłem głową na jego słowa...Pasek leżał gdzieś już na ziemi, a ja przytulałem się do niego...Jak suka po stosunku... -Kocham Cię-Wyszeptałem nie patrząc na niego.
                Nigdy aż tak nie płakał...może tak się zachowywał gdy już wychodziłem? Nie chce go ranić! Wtuliłem twarz w jego szyję.-Ja też Cie kocham. Bardzo...za bardzo Ita - powiedziałem z bólem.-Przepraszam-Wyszeptałem i zamknąłem oczy.
                Mhhh nie chcę tego czuć...Nie chcę... -Aniki...przepraszam-Powtórzyłem żałośnie...-Nie karz mnie więcej...proszę-Załkałem ponownie i znów zacząłem się rozklejać. Mam dość..Mam dość...
                To było jego karą...chciałem by szybciej poszedł spać...a nie karać go...nienawidzę siebie, że mu robię coś takiego, czemu nie umiem się powstrzymać!?-Już dobrze.-starałem się go uspokoić-Nie będę-wyszeptałem choć ledwo mi to przeszło przez gardło.          
       Nie będzie? Naprawdę już nie będzie mnie karać? Nic na to nie powiedziałem...Pewnie i tak nie dotrzyma słowa...Uspokoiłem się...Nie chcę go puszczać. Nie chcę mu dawać powodu do złości...Nie chcę robić rzeczy przez które rodzice znienawidzili by mnie. - Arigatoou...-Wyłkałem... i zacząłem oddychać spokojniej...Dotknąłem czołem jego skóry...Tak strasznie mi gorąco..
                Podziękował mi...to tak...brzmi tak...czuję się jakby był moją zabawką i dziękował, że dzisiaj było lekko...on nie jest moją rzeczą... ja naprawdę go kocham.-Nie musisz dziękować-uśmiechnąłem się do niego delikatnie.-Kocham Cię ototou wiesz? - zapytałem tuląc go do siebie. Dotknąłem jego czoła. Ma naprawdę wysoką gorączkę.               

 -Wiem. Ja Ciebie też aniki - Pociągnąłem nosem i wytarłem łzy...-Przepraszam...mmm...-Dodałem zachrypniętym głosem.-Będziesz przy mnie zawsze? - Zadałem pytanie czując się nagle w tym wszystkim strasznie samotny. Mam tylko jego...Mmm kołuje mi się w głowie i dziwnie już mówię...
                Pogłaskałem go po główce-Nie masz za co przepraszać-powiedziałem łagodnie-Jeśli chcesz i jeśli się zgodzisz to zawsze będę przy tobie. Cokolwiek by się nie stało-odpowiedziałem. On przecież tego nie chce...mówi o mnie jedynie jak o bracie...ale nie mogę być zawsze z nim...kiedyś będzie miał dziewczynę, narzeczoną, żonę...nie chcę tego, chcę by zawsze był blisko mnie, ale to niemożliwe, on nie jest gejem...-Chciałbym być z Tobą do końca życia - powiedziałem cicho do siebie.              

   Do końca życia ze mną? Spojrzałem w jego smutne oczy...Położyłem mu rękę na policzku i podnosząc się lekko pocałowałem go w usta bardzo nieśmiało. Przymknąłem oczy...Strasznie źle się czuję...Co ja robię...Mam tylko jego...Nie chcę by mnie porzucił. Nie chcę stać się niepraktyczny...Nie chcę tego...
                Spojrzałem na niego w szoku-I..itachiii-szepnąłem...czemu on to zrobił? Przecież nienawidzi tego...brzydzi się, więc czemu...ja nie chcę by on cierpiał...nie chcę, chcę być z nim, ale nie chcę by cierpiał...wiele razy okazywał mi jak bardzo boi się i jak bardzo go ranię swoim dotykiem. Przytuliłem go z mętlikiem w głowie.               

  -Obsesja...-Wymruczałem pod nosem myśląc o miłości aniki - Wiesz... mamy tylko ciebie i boli mnie głowa-Wybąkałem bezsensu i zamknąłem oczy-Ludzie są nienormalni...Mam dość...Mam tylko Ciebie...Kocham Cię...-Dodałem i już nic więcej nie widziałem. Straciłem kontakt z rzeczywistością.
                Nagle zemdlał...Ma racje mam obsesję na jego punkcie. Ma dość mnie, tego co mu robię, ale kocha mnie, bo tylko ja mu zostałem...a gdyby miał jeszcze kogoś...nienawidziłby mnie...tak to musi kochać...Przytulałem go dalej aż i ja usnąłem. Obudziłem się w nocy. Jest trzecia. On nadal śpi. Ma rozgrzane czoło. Zrzuciłem z siebie ciuchy zostając tylko w spodniach. On i tak był bez koszulki. Przykryłem nas kołdrą. Jestem ostatnia osobą która mu została, jego starszym bratem, tak bardzo go ranię...nie ma nikogo więcej...a ostatnia osoba jaką ma...gwałci go...a on musi ją kochać. Po policzkach płynęły mi swobodnie łzy. Nie chciałem by to tak było...nie chciałem. W końcu gdy sie już przejaśniało usnąłem.
                Obudziłem się rano trzęsąc się z zimą. Nadal mam gorączkę...A Sasuke śpi. Zacząłem ciągnąć go za rękę. - Onisama...Onisama...obudź się. Źle się czuję-Wyszeptałem zaniepokojony, że mi nie przeszło potrzebuję czegoś przeciw gorączkowego. -Aniki proszę obudź się-Powtórzyłem drżącym głosem.
                Jak zza mgły doszedł do mnie głos Itachiego. - Później braciszku-mruknąłem przez sen. Mieliśmy iść właśnie na trening, ale musiałem iść do Hokage...by dowiedzieć się o rozkazie. Nagle prawda do mnie dotarła. To już się wydarzyło...otworzyłem oczy i spojrzałem na przestraszoną twarz mojego braciszka. -Ototou? - Przetarłem oczy.-Co się stało? - zapytałem.
                Spojrzałem na jego oczy. Są czerwone...Płakał ? Ale czemu? Przeze mnie? Zabolało mnie serce...Dotknąłem drżącą od zimna dłonią jego policzka.-Strasznie źle się czuję..Gorączka mi nie spada-Westchnąłem nie zamartwiając się o niego. Jakoś teraz wszystko jest bez sensu...Moje myśli tłoczą się...Wszystko jest nie jasne. Majaczę chyba.
                Ma zimne dłonie...i dotknął mojego policzka...w poszukiwaniu ciepła? Dotknąłem jego czoła. Ma naprawdę wysoką gorączkę - Zaczekaj-powiedziałem i wypuszczając go z objęć wszedłem do łazienki. Z apteczki wyjąłem kilka tabletek. Zaniosłem je do pokoju. Podałem je Itachiemu pomagając mu przepić proszki wodą z butelki. Wróciłem do toalety i nalałem do miski letniej wody, by nie doznał wstrząsu. Wziąłem mały ręcznik i zamoczyłem go.-Połóż się-poprosiłem go gdy byłem już w sypialni.             

                Wykonałem jego polecenie i po połknięciu położyłem się na plecy. Przyłożył mi zimny okład w ręce-Zimno mi aniki- Zadygotałem patrząc prosząco mu w oczy...Czuje sie tak strasznie bezradnie i słabo...Jak dziecko...Jestem beznadziejny...Zawsze byłem.
                Postawiłem miskę na szafce i wsunąłem się pod kołdrę. Objąłem jego ciałko ramieniem przyciskając jego bok, z racji, że nie mógł się obrócić, do swojego torsu. Położył okład na czole. Wziąłem jego dłonie w swoją i zacząłem je rozgrzewać. Rozgrzałbym go szybko...ale ma gorączkę, wiec lepiej nie i on tego nienawidzi.-Spróbuj iść jeszcze spać-powiedziałem łagodnie.
                -Nie mogę-Jęknąłem i przybliżyłem się jak tylko mogłem do jego ciała...-Głowa mnie boli. - Nie dam rady...Aaa zimno mi...Mógłby się na mnie położyć i tak mnie ogrzać.- Onisama...-Zadygotałem-Płakałeś przeze mnie?- Spytałem ze strasznym poczuciem winy i kichnąłem.
                Skąd...oczy...zapomniałem. Musiałem mieć czerwone oczy. Uśmiechnąłem się do niego ciepło-Nie, Oczywiście, że nie przez Ciebie-powiedziałem spokojnie. Jakbym chciał się wykręcać, że nie płakałem, by się skapnął od razu. Ale naprawdę nie przez niego. Przez swoja głupotę...
                Pokręciłem głowę-Możesz się na mnie położyć?- Spytałem z załzawionymi oczami. Tak strasznie mi zimno. Tak straszni potrzebuję ciepła...Mam co raz większe dreszcze... Ciekawe jakby to było gdybym umarł? Ciekawe czy jest coś po śmierci. Ciekawe, czy ktoś by sie przejął. Ciekawe jakby zareagował aniki...Chciałbym to wtedy zobaczyć...Wszystko tak z boku...Nie zobaczę nigdy.
                Zdziwiła mnie jego prośba. Zimno mu, to dlatego. Zrobiłem to co chciał. Objąłem go ramieniem by było mu cieplej. Szczelnie opatuliłem nas kołdrą i przywarłem do niego. Starałem się na nim nie leżeć całkowicie, by go nie przygnieść. Drugą ręką się podtrzymywałem.
                Wykonał bezwzględnie moje polecenie na co uśmiechnąłem się. Jest mi tak ciepło teraz..Zacząłem dotykać mu nagiej klatki piersiowej dłońmi...Tak cudownie ogrzewa mi ręce. Mruknąłem z przyjemności. Przymknąłem oczka. Teraz tylko został mi ten nie miłosierny ból w głowie...-Co się stało Sasuke?- Spytałem czując wystarczający komfort by zatroszczyć się o niego.
                Miałem ochotę jęknąć gdy zaczął mnie dotykać. Pierwszy raz coś takiego… Zagryzłem jednak wargę, nic się nie odzywając. Zatopiłem twarz w poduszki obok jego głowy.-Nic się nie stało.-odpowiedziałem przekręcając szyję tak, bym mógł mówić i oddychać.       

          Nic się nie stało? Przybliżył się bardziej więc trochę mi było trudniej ogrzewać sobie ręce o jego klatkę piersiową. Zjechałem dłońmi na jego plecy jadąc po jego bokach. Nie chcę się od niego odrywać i tracić tego ciepła.-Kłamiesz aniki- Westchnąłem zmartwiony i zerknąłem w lewo na jego twarz...Co mu jest teraz? Zagryzł wargę. Podniosłem rękę i dotknąłem bardzo nieśmiało jego ust. Szybko jednak oderwałem dłoń i wróciłem do masowania mu pleców, a tym samym ogrzewania sobie dłoni. W jego oczach jest pożądanie? Przestałem ruszać dłońmi- Aniki... jesteś zbokiem- Mruknąłem i zaczerwieniłem się na twarzy.
                Prychnąłem zirytowany. Nie moja wina, że tak bardzo reaguję na jego dotyk. Że też tak bardzo go pożądam...-To nic ważnego-dla Ciebie nie powinno być bynajmniej.-Przecież nic Ci nie robię, więc o co Ci chodzi?- mruknąłem. Ma takie delikatne dłonie...ahh żeby on mnie kochał, tak jak ja jego...to tylko moje marzenie...a jak wiadomo one się nigdy nie spełniają.            

     O co mi chodzi.-Taa...-Mruknąłem z uśmiechem.-Wiem o czym myślisz.To wystarczy-Zaśmiałem się i zdjąłem z niego ręce.Położyłem je zewnętrzną stroną na jego szyji. Czuję się jakby był moim pluszakiem...Chociaż ta pozycja jest dziwna...Chociaż przeważnie siedzę mu na kolanach i wtedy...albo od tyłu i moje ręce są związane...Wtedy jest zły i brutalny...Wtedy boli najbardziej ale przynajmniej nie czuję przyjemności.-Hmm... wiesz... to na tyle ważne, że płakałeś więc chcę wiedzieć czemu cierpisz.Martwię się o Ciebie bo Cię kocham-Powiedziałem szczerze z troską i czułością.
                -Ha ha ha bardzo śmieszne. Ja sobie ciała nie wybierałem i nie wybierałem jak ma reagować-mruknąłem niezadowolony. Nie mogę mu powiedzieć...nie powinien o tym wiedzieć. Spojrzałem na niego z czułością-To nic takiego ototou, nie musisz się martwić, ale dziękuję za troskę.-Złożyłem delikatny pocałunek na jego policzku. Nie będę go ranił...chociaż to jest takie ciężkie...           

      Pocałował mnie w policzek.Nawet to dziwnie poczułem...Moje ciało reaguje tak samo na niego dziwnie, ale to pewnie przez to że wiele razy pieprzył mnie i dotykał...Nie zliczył bym nawet tego.Ciało... No tak...Kręcę go i to silnie...Kręcę go tylko ciałem.O czym ja myślę!-Nie zadawala mnie taka odpowiedź-Odpowiedziałem patrząc w jego oczka.Zacząłem gładzić mu policzek dłonią
                Westchnąłem-Widzisz Ita...to nie jest takie proste. I po prostu...lepiej będzie gdy nie będziesz wiedział-uśmiechnąłem się do niego czule. To takie przyjemne...czemu nie może mnie tak częściej dotykać? Bo się brzydzi...A teraz co czuje? Ciekawe...nie zmuszałem go do niczego...
                Nie takie proste.Nie ufa mi.. Skrzywiłem się słysząc jego słowa-To boli-Mruknąłem niezadowolony i zmarszczyłem brwi-Powiedz mi proszę.Dobrze wiesz że możesz mi zaufać.Jestem twoim bratem...Dobrze wiesz, że Cię nie zranię-Konytnuowałem w poruszeniu.Lepiej żebym nie wiedział?To tak  jakby to dotyczyło mnie...To tak  jakbym robił coś źle albo chciał mnie zostawić.To straszne.Boję sie.
                Nie powinienem mu mówić....będę obrzydzał go jeszcze bardziej... dotknąłem mokrego ręcznika na jego czole. Już ciepły. Nie patrzyłem mu w oczy. Biłem się z myślami. Powiedzieć...powinien wiedzieć...nie, wcale że nie...Odsunąłem się odrobinę od niego. Podniosłem się i namoczyłem od nowa materiał kładąc mu na wciąż ciepłym czole. Mam dość już ukrywania tego.-Powiedz Itachi...co o mnie myślisz...-Zapytałem...-nie chwila nie tak...tylko powiedz szczerze...tak jak czujesz...kim dla mnie jesteś?- Zadałem inne pytanie. Wiem, że może mu się wydawać to dziwne, ale chcę znać odpowiedź. Spojrzałem mu w oczy.




 I jak? Podobało się? Kolor pasuje? Przepraszamy za wszelkie błędy i że tak późno dodałyśmy, ale obie byłyśmy zabiegane. Następy pojawi się szybciej jeśli będzie tyle komentarzy.

Elisha- Bardzo nam miło. Ja też żałuję czasami, że właśnie w taki sposób się nie kończy. 


Rika-chan - Wcześniej był na onecie, ale za bardzo mnie wnerwił. Cieszę się, że Ci się podoba. Ano chciałyśmy coś czego jeszcze nie ma na necie ^ ^ Mam nadzieję, że teraz już się nie będzie mylić :] Na moim blogu też się każdy mylił xD 

Kika - To dobrze, że jeszcze nie ma takiego pomysłu ^ ^ Cieszę się, że Ci się podoba. 

Nina - Ja się nie spodziewałam, że będą takie miłe komentarze i że się spodoba komuś :) Cieszę się, że wciągnęło Cię. 

Wszystkim dziękuję za komentarz! Następny rozdział i następny i następny... już napisane ( tylko nie zbetowane). Zapraszam do komentowania!

Powiadamiam tylko przez gg, jakby co.